Władze Chin oficjalnie potwierdziły zamiar wprowadzenia systemu handlu emisjami (ETS) w całym kraju. W pierwszej kolejności obejmie on wszystkie elektrownie na węgiel i gaz.

Od kilku lat Chińczycy testowali różne odmiany ETS lokalnie – w prowincjach Guangdong i Hubei oraz w pięciu metropoliach: Pekinie, Szanghaju, Chongqingu, Tianjinie oraz Shenzen. We wrześniu 2016 r. systemy te obejmowały 3 tys. instalacji z ponad 20 sektorów przemysłu. Rok temu dość ograniczony system wprowadziła też prowincja Fujian. Docelowo krajowy system ma połączyć lokalne platformy handlu uprawnieniami do emisji, ale daty jego startu na razie nie podano. Narodowa Komisja Rozwoju i Reform ogłosiła jednak, że do 2020 r. oprócz energetyki system obejmie osiem innych, najbardziej emisyjnych i energochłonnych sektorów, jak produkcja cementu, stali, szkła czy aluminium. Dodatkowo, władze Chin oceniają, że początkowa cena emisji tony ekwiwalentu CO2 nie powinna być dość wysoka – rzędu 7,5 dolara, ale pojawiły się sugestie, że docelowy poziom ma sięgać 40-50 dol.

Przed dwoma laty, Chińczycy, podpisując paryski układ klimatyczny zapowiedzieli dążenie do ograniczenia konsumpcji węgla, a w 2016 r. przełożyli tę obietnicę na regulacje w rodzaju zakazu rozbudowy mocy przemysłowych, w sektorach które uznano za zbyt duże czy nakazu likwidacji zbędnych zdolności. W 2016 r. zużycie węgla w Chinach wyniosło 3,78 mld ton i było o 190 milionów ton (4,7 proc.) mniejsze niż w 2015 r.

Chiński rynek, kiedy już wreszcie ruszy, obejmie roczną emisje rzędu 3 mld ton CO2. Co oznacza, że wyprzedzi największy dziś na świecie system EU ETS. Początkowo ma objąć 1700 instalacji, podczas gdy jeszcze rok temu Chińczycy robili przymiarki do narzucenia nowych regulacji 6 tysiącom firm. W pierwszej kolejności obejmie on instalacje, emitujące ponad 26 tys. ton CO2 rocznie z sektora energetycznego, czyli w praktyce wszystkie elektrownie na węgiel i gaz.

Jakie państwa zamierzają wprowadzić podobne schematy? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

Reklama

>>> Czytaj także: Niemcy grają na czas ws. Nord Stream 2. Liczą, że nowe prawo UE nie obejmie projektu