Po ubiegłorocznej próbie obalenia Recepa Tayyipa Erdogana służby bezpieczeństwa znad Bosforu dostały zielone światło, by bezpardonowo ścigać wrogów Ankary na całym świecie
Informacyjną bombę odpalił dziennik „Wall Street Journal”. To na jego łamach w połowie listopada pojawił się artykuł o tym, że dwa miesiące po ubiegłorocznej próbie obalenia prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana doszło do spotkania gen. Michaela Flynna, przyszłego prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa, z przedstawicielami Ankary. Uczestnicy tej schadzki w jednym z nowojorskich hoteli mieli dyskutować o tym, jak „potajemnie wywieźć tego faceta”.
„Tym facetem” był Fethullah Gűlen, turecki kaznodzieja, który stworzył potężną religijno-społeczną organizację. Liczący od pół miliona do miliona członków ruch zasłynął nad Bosforem z budowy szkół czy wsparcia szpitali. Żarliwe wystąpienia przywódcy przyciągały zwłaszcza Turków z klasy średniej: urzędników, nauczycieli, wojskowych, małych i średnich przedsiębiorców. Przez dobrą dekadę organizacja rosła w siłę – Gűlen uchodził za sojusznika Erdogana, a obaj liderzy prawili sobie komplementy. Relacje pogorszyły się, kiedy kilka lat temu do internetu trafiły nagrania sugerujące, że Erdogan – wówczas premier – dorobił się gigantycznego majątku, który ukrył przed fiskusem. Według oficjalnej wersji: sfabrykowane taśmy wrzucili do sieci zwolennicy Gűlena. To oznaczało wojnę.
Próba przewrotu – bez względu na to, czy została rzeczywiście zaplanowana przez ruch Gűlena, czy tylko mu przypisana – była gwoździem do trumny niegdysiejszego aliansu. Ankara próbowała wymusić na administracji Baracka Obamy ekstradycję duchownego, który od lat „z powodów zdrowotnych” mieszka w Pensylwanii – ale bezskutecznie. Sytuacja zmieniła się wraz ze zmianą obsady Białego Domu, bo w nowej prezydenckiej ekipie znalazł się Flynn. Nie na długo – zarzuty o powiązania ludzi Donalda Trumpa z Rosją sprawiły, że generał piastował stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa ledwie przez 23 dni. Co nie znaczy, że wojskowy stracił wpływy w otoczeniu prezydenta.
– To była końcówka rozmowy – opowiadał w programie „CNN Tonight” były szef CIA James Woolsey. – Ale wyglądało na to, że padła mocna sugestia ze strony jednego czy dwóch Amerykanów, że będziemy w stanie, że USA będą w stanie pozbyć się Gűlena – mówił. W grudniu 2016 r. miało dojść do drugiego spotkania, tym razem w nowojorskim klubie „21” – znanym jeszcze z czasów prohibicji. Woolsey w tych negocjacjach nie brał już udziału, ale twierdzi, że wtedy Turcy zgodzili się zapłacić Flynnowi za jego usługę 15 mln dol.
Reklama
Skąd Woolsey tak dużo wie o planach Flynna? Były szef CIA zasiada w zarządzie firmy generała – Flynn Intel Group, i pracuje i z samym wojskowym, i z jego synem Michaelem Flynnem Jr. O szczegółach potencjalnego porwania niewiele wiadomo; najprawdopodobniej planowano, że 76-letni Gűlen zostanie odurzony, wsadzony na pokład prywatnego odrzutowca i odesłany do Turcji. Ale czy ktokolwiek we Flynn Intel Group zaczął przygotowania do akcji i czy gotówka zdążyła trafić do rąk wojskowego – tego nie wiadomo.
Za to ustalono, że w ubiegłym roku firma generała podpisała kontrakt na obsługę z – formalnie holenderskim – przedsiębiorstwem Inovo, należącym w rzeczywistości do jednego z bliskich znajomych Erdogana – Ekima Alptekina. Flynn miał również zainkasować 530 tys. dol. za reprezentowanie tureckich interesów w Ameryce i za zbieranie informacji o Gűlenie i jego zwolennikach w USA, w tym przygotowanie krytycznego filmu dokumentalnego o duchownym. W dniu wyborów, które wyniosły Trumpa do władzy, Flynn opublikował na łamach niewielkiej, ale wpływowej waszyngtońskiej gazety „The Hill” felieton, w którym określił Gűlena epitetami „szemrany” oraz „radykalny”.
Co rzeczywiście zaszło, możemy się nigdy nie dowiedzieć. Flynn jest jedną z najważniejszych postaci, wokół których toczy się śledztwo w sprawie powiązań Białego Domu z Kremlem. Amerykańskie media spekulują, że nawet jeżeli wojskowy dobił targu z Turkami, to sprawa pozostanie tajemnicą, jeżeli pójdzie ze śledczymi na układ i zacznie opowiadać o detalach relacji Trumpa z wysłannikami Putina.
Ale co do jednego nie ma wątpliwości: jeżeli kiedyś Erdogan walczył ze swoimi adwersarzami wyłącznie na własnym podwórku, to teraz sceną tej konfrontacji stał się cały świat.

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym wydaniu DGP.

>>> Czytaj także: USA i Izrael podpisały tajne porozumienie w sprawie Iranu