Po gruntownej reformie ustrojowej i wymianie kadr Sąd Najwyższy czeka kolejna rewolucja – tym razem związana z likwidacją przedsądu.
Posłowie PiS uważają, że wiele skarg bezzasadnie trafia do kosza już na starcie. A konkretnie na etapie wstępnej selekcji dokonywanej przez jednego z sędziów izby cywilnej, czyli w przedsądzie. W 2016 r. ponad połowa złożonych skarg kasacyjnych nie przeszła początkowego sita, a więc nigdy nie trafiła na wokandę.
– Nikt nie wie, dlaczego te skargi nie są przyjmowane do rozpoznania. Ponieważ nie ma szczegółowych uzasadnień, nikt nie potrafi powiedzieć, jakie popełniono w nich błędy – twierdzi poseł PiS Grzegorz Wojciechowski. Dlatego w sejmowej komisji trwają prace nad projektem przepisów, które praktycznie zlikwidują przedsąd. – Wszystkie skargi kasacyjne mają być rozpoznawane w składzie trzyosobowym, a nie tylko te, które przeszły wstępną selekcję. I albo będą odrzucane bądź oddalane, albo uwzględniane – wyjaśnia poseł Wojciechowski. Dodaje też, że warto, aby w składzie sędziowskim rozpatrującym skargi kasacyjne znalazł się ławnik.
Praktycy zwracają uwagę, że tak radykalna zmiana może mieć dotkliwe skutki dla tempa i wydajności pracy Sądu Najwyższego. Rzecznik SN sędzia Michał Laskowski ostrzega, że likwidacja etapu preselekcji pociągnie za sobą ryzyko wydłużenia procesów cywilnych. – Zwłaszcza że niedługo do SN będą też trafiać skargi nadzwyczajne, a podstawy ich wnoszenia są przecież bardzo szerokie – dodaje sędzia.
Wielu doświadczonych prawników uważa też, że przyczyną niskiej liczby skarg przyjmowanych do rozpoznania nie jest wcale widzimisię sędziego filtrującego sprawy (bo ten analizuje je pod kątem ustawowych kryteriów), lecz słaba jakość wniosków pisanych przez pełnomocników. Wynika to często z traktowania Sądu Najwyższego jako kolejnej, normalnej instancji odwoławczej. Tymczasem w postępowaniu kasacyjnym SN nie sprawdza, czy sąd niższego szczebla dopuścił wszystkie ważne dowody i ustalił przebieg zdarzeń, ale ocenia, czy poprawnie zastosował przepisy.
Reklama
– W większości skarg trafiających do SN kwestionuje się stan faktyczny. A w takich przypadkach SN nie może nic poradzić. Po co więc angażować do ich rozpatrywania skład trzyosobowy? Zaraz okaże się, że sędziów w SN będzie za mało, a sprawy będą trwać dłużej – mówi adwokat Tomasz Waszczyński.

>>> Czytaj też: Rząd sprzedawał waluty pod koniec roku. To jeden z powodów umocnienia złotego