- Drużyna piłkarska USA bije świat pod względem wybiegania. Płynie z tego także nauka dla biznesu - pisze w felietonie dla Bloomberga Jerry Useem.

Podczas piłkarskich MŚ 2014 w Brazylii pomocnik USA Michael Bradley wypracował statystyki, które wprawiły ludzi w zachwyt: pokonał najdłuższy dystans spośród wszystkich graczy. W ciągu trzech meczy Bradley przebiegł w sumie 23,4 mile, co wynika z zapisu mikro nadajnika zamontowanego w jego obuwiu, podczas gdy jego zespół był najlepszy w całym turnieju pod względem „wskaźnika pracy”, mierzącego ruch graczy na minutę, czyli innymi słowy „wybiegania”.

Komentatorzy New York Times’a, U.S. News i NBC Sports byli pod wrażeniem. Nie wspominając o tym, że najniższą wartość tego wskaźnika spośród ofensywnych graczy zanotował Lionel Messi, najbardziej wartościowy zawodnik turnieju i superstrzelec z Argentyny.

Wydaje się dziwne, że największy piłkarz na świecie spędza większość gry na poruszaniu się w tempie golfisty. A także to, że wspomniani ruchliwi Amerykanie nie zakwalifikowali się nawet na MŚ w 2018 roku.

Mające się wkrótce ukazać wyniki badań przeprowadzonych przez urodzonego w Norwegii badacza biznesu Mortena Hansena potwierdzają jednak tezę mówiącą, że osoby pracujące najwięcej nie są tymi, które pracują najlepiej. Rodzi ona interesujące pytanie: czy ceniony przez Amerykanów pośpiech może być przyczyną zawodowych niepowodzeń?

Reklama

Hansen, profesor zarządzania na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, właśnie zakończył 5-letnie badanie amerykańskich pracowników. Główny wniosek z niego, przedstawiony w jednym z wywiadów, jest taki: „najlepsi pracownicy w badanej grupie pracują mniej”.

Nie chodzi o to, że odnoszący największe sukcesy ludzie nie pracują ciężko, chociaż zazwyczaj nie są osobami, które spędzają najwięcej godzin w pracy. Chodzi natomiast o to, że wykonują mniej czynności i zdają się posiadać lepszy mechanizm decyzyjny w zakresie tego, co warto robić.

Hansen zaangażował do badania 4964 osoby (menedżerów sklepów, fabrycznych brygadzistów, przedstawicieli handlowych i jednego krupiera z kasyna w Las Vegas) by zaobserwować pracownicze nawyki ich szefów, podwładnych oraz samych badanych.

Okazało się, że niektóre osoby, które wykonywały relatywnie niewiele zajęć, osiągały słabe wyniki. Najlepsi pracownicy również wykonywali ich relatywnie niewiele, jednak zdawali się posiadać talent do rozpoznawania, jak unikać robienia nieistotnych czynności, by obsesyjnie koncentrować się na kluczowych zadaniach. Podobnie jak w przypadku Messiego, któremu długie okresy bezczynności pomagają koncentrować się na wybuchowych sprintach w kierunku bramki przeciwnika, wspomniane korporacyjne ideały były zdolne do wykazania się niezwykłą energią do wykonywania ważnych działań dzięki temu, że nie brały udziału w zbędnych spotkaniach, nie podejmowały niektórych inicjatyw i nie tworzyły niepotrzebnych podcastów.

Pomysł oszczędzania energii brzmi w środowisku korporacyjnym jak herezja. Zapracowana osoba to osoba odnosząca sukcesy – powtarzano nam wielokrotnie, a członkowie drużyn sportowych mówią „tak, oraz…”.

Sprawia to, że mówienie „nie” staje się umiejętnością samą w sobie.

W mającej się wkrótce ukazać książce „Great at Work” Hansen daje przykłady tego, jak najlepsi pracownicy unikają rozpraszających zadań bez antagonizowania szefów i kolegów. Przytacza przypadek Jamesa, młodszego konsultanta ds. zarządzania, który gdy został poproszony o dodanie kolejnej pozycji do swojej listy zadań, potrafił odmówić bez użycia słowa „nie”. Zrobił to, mówiąc szefowi, że dodanie kolejnego zadania osłabi jego koncentrację na niezwykle ważnym projekcie fuzji. Pozostawił faktyczną decyzję przełożonemu, wzmocnił swój wizerunek osoby decyzyjnej i zredukował obciążenie pracą bez uszczerbku na kapitale społecznym.

- Pytanie „czy jesteś dostępny?” jest tym, na które nigdy nie należy odpowiadać – mówi Hansen.

Wytrzymanie zewnętrznej presji to połowa sukcesu. Druga część odnosi się do odporności na wewnętrzną presję.

Aby zilustrować to zagadnienie Hansen przytacza w książce historię Susan Bishop, menedżerki z branży rekrutacyjnej, która nauczyła się opierać pokusie zadowalana każdego klienta. Zaczęła od decyzji o odrzucaniu wszystkich zadań spoza jej specjalności - firm medialnych - i zaprezentowała nowe założenie swoim pracownikom. Dodało jej to odwagi, żeby odrzucić ofertę od Coca Cola Co., która dotyczyła poszukiwania kandydatów na wyższe stanowiska kierownicze spoza sektora medialnego, chociaż zrobiła to „z drżeniem kolan i spoconymi dłońmi” – napisał Hansen.

Takie historie oczywiście niekoniecznie czegokolwiek dowodzą. Hansen przyznaje, że nie można wykluczyć odwrotnej zależności – Lionele Messi tego świata mogą wybrzydzać, bo są gwiazdami, a nie na odwrót.

Najbardziej prawdopodobne jest, spekuluje Hansen, że przyczyna i skutek idą w parze. Strategicznie selektywni pracownicy mają przewagę. Budują sobie silną pozycję, co rozszerza ich możliwości. Dokonywanie transakcji otwiera drzwi do prowadzenia konferencji, które tworzą możliwość prowadzenia kursów online. Selektywność staje się wraz z umacnianiem pozycji coraz ważniejsza.

- Jeśli nie jesteś ostrożny, możesz rozszerzyć zakres swoich obowiązków do tego stopnia, że ucierpi jeden z obszarów kluczowych do osiągnięcia sukcesu – mówi Hansen.

Pośpiech może być cnotą. Ale trudno jest zapobiec temu, by stał się imadłem.

>>> Polecamy: Nauka ma problem, z którym nigdy nie musiała się mierzyć: ludzie przestają jej ufać