ITD szykuje wniosek o unijne dofinansowanie projektu rozbudowy sieci rejestratorów prędkości. Część urządzeń może trafić tam, skąd wcześniej zniknął sprzęt obsługiwany przez strażników miejskich.
Jak ustaliliśmy, wniosek o przyznanie Inspekcji Transportu Drogowego eurofunduszy zostanie złożony najpóźniej do końca lutego. Jego rozpatrywaniem zajmie się Centrum Unijnych Projektów Transportowych – na wydanie decyzji będzie miało 120 dni. Inspekcja chce pozyskać z UE 85 proc. z kwoty ok. 162 mln zł, jakie trzeba będzie wydać na rozbudowę sieci fotoradarów.
Prawdopodobieństwo, że nowe rejestratory pojawią się na drogach przed końcem tego roku, jest niewielkie. – Procedury przetargowe będą mogły zostać uruchomione dopiero po podpisaniu umowy o dofinansowaniu. To nie oznacza jednak, że od razu wszczęte zostaną pierwsze postępowania o zamówienie publiczne – zaznacza Krzysztof Łazarowicz z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD), jednostki działającej w strukturach ITD.
Najpewniej zatem pierwsze urządzenia zobaczymy w przyszłym roku. Ile ich będzie? Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że 350–400. Co prawda w projekcie jest mowa o 600 skrzynkach, ale zakłada on również modernizację ok. 250 już funkcjonujących instalacji. Te proporcje mogą się jeszcze zmienić. – Do czasu podpisania umowy o dofinansowanie zakres rzeczowy projektu może ulegać modyfikacji – zastrzega Łazarowicz.

Zagospodarować puste słupy

Reklama
Pewne jest jedno – inspekcja ma zamiar w pewnym sensie załatać dziury po samorządowych fotoradarach. I nie chodzi wyłącznie o liczbę nowych urządzeń, lecz również o to, gdzie potencjalnie mogą one stanąć. „System ma objąć swoim zasięgiem wszystkie kategorie dróg publicznych – krajowe, wojewódzkie, powiatowe i gminne, a nie tak jak dotychczas jedynie krajowe” – wynika z przygotowanej kilka miesięcy temu dokumentacji projektu.
Przypomnijmy, że do 2016 r. gminy miały prawo stawiać przy drogach własne urządzenia. Sęk w tym, że rejestratory często chowane były w krzakach, a część samorządów była nastawiona na łupienie kierowców, a nie podnoszenie poziomu bezpieczeństwa. Dlatego też na mocy nowelizacji ustawy – Prawo o ruchu drogowym (podpisanej jeszcze przez prezydenta Bronisława Komorowskiego) od początku roku 2016 lokalne władze straciły swoje fotoradarowe kompetencje. Jednym przepisem wyeliminowano z użycia ok. 400 samorządowych urządzeń.
Samorządowcy liczą na to, że uda się namówić inspekcję, by przywróciła urządzenia w ich gminach – nawet jeśli to ona miałaby odpowiadać za funkcjonowanie sprzętu, a nie lokalne władze. – Mieliśmy sześć urządzeń, z czego dwa w bezpośrednim sąsiedztwie szkół i przejść dla pieszych. To bardzo newralgiczne miejsca. Dziś stoją tam tylko słupy po fotoradarach, a zamiast rejestratorów prędkości są urządzenia pokazujące kierowcom prędkość, z jaką się poruszają – opowiada Leszek Kuliński, wójt gminy Kobylnica. Zapowiada, że jeśli tylko będzie możliwość zawnioskowania do ITD o przywrócenie w tych miejscach rejestratorów, to gmina z tej opcji skorzysta.

Tam, gdzie niebezpiecznie

Ale nie wszyscy mają takie zamiary. – Temat fotoradarów w gminach został spalony. Nasi mieszkańcy ich nie chcą. Zresztą wnioskować można, ale i tak ostateczna decyzja będzie leżeć po stronie inspekcji. I zapewne w poszukiwaniu miejsc dla nowych urządzeń w pierwszej kolejności kierować się ona będzie statystykami dotyczącymi bezpieczeństwa ruchu drogowego, a nie pojedynczymi wnioskami od wójtów i burmistrzów – stwierdza jeden z samorządowców.
Jak podaje CANARD, obecnie działające fotoradary zostały zamontowane w konkretnych miejscach, gdzie „ze względów bezpieczeństwa konieczne jest ograniczenie prędkości”. – Lokalizacje wybierane są na podstawie metodologii opracowanej przez ekspertów z Politechniki Gdańskiej i Krakowskiej, określającej m.in. poziom zagrożenia wypadkami przy uwzględnieniu aspektów infrastrukturalnych oraz technicznych – informuje CANARD.
Obecnie przy drogach działa ponad 400 fotoradarów stacjonarnych (część przejętych np. od Warszawy w drodze dwustronnej umowy), 29 systemów odcinkowego pomiaru prędkości i 20 rejestratorów przejazdu na czerwonym świetle. Do tego po drogach porusza się 29 nieoznakowanych radiowozów ITD, które robią zdjęcia kierowcom przekraczającym prędkość. Całe przedsięwzięcie zakończono w 2015 r., stanowi ono zamknięty (rozliczony) projekt z wykorzystaniem środków unijnych. W sumie wydano na ten cel prawie 189 mln zł, z czego 160,5 mln zł dała Unia Europejska.

>>> Czytaj też: Rynek pracownika? Umowy śmieciowe mają się całkiem dobrze