Meldunki, które zaczęły spływać do Departamentu II MSW wieczorem 30 stycznia 1968 r. były więcej niż niepokojące. Niedługo po zmierzchu tłumy Warszawiaków otoczyły Teatr Narodowy. Zebrani chcieli się dostać na ostatnie przedstawienie dramatu Adama Mickiewicza „Dziady”. Na widowni było jedynie 900 miejsc, a bilety dawno wyprzedano, jednak ludzie nie przyjmowali tego do wiadomości. „Gdzieś koło godziny 19-ej, kiedy stało się jasne, że bileterzy nie powstrzymają napierającego tłumu, zjawiła się milicja” – opisał w raporcie urzędnik Ministerstwa Kultury i Sztuki Jan Siekiera. Jej przybycie wcale nie uspokoiło nastrojów. Nie pomogło też zabarykadowanie wszystkich drzwi wejściowych. Na widok mundurowych zgromadzeni ruszyli do szturmu. Po walce wręcz z milicjantami i bileterami ponad 400 osób wdarło się do gmachu. Wedle oceny II Departamentu jakieś 115 osób przebiło się na wypełnioną po brzegi widownię. Stamtąd już nikt nie miał śmiałości usunąć ich siłą.
Wedle doniesień konfidentów Służby Bezpieczeństwa, gdy kurtyna poszła w górę, zapanowała głucha cisza. Widzowie łowili każde słowo aktorów, choć „Dziady” jako lektura szkolna powinny być im dobrze znane. Atmosfera zrobiła się gorąca dopiero podczas scen w Salonie Warszawskim. Po takich frazach, jak: „Bo teraz Polska żyje, kwitnie w ziemi cieniach, / Jej dzieje na Sybirze, w twierdzach i więzieniach”, wybuchały burzliwe owacje. Łącznie odnotowano ich aż 12. Potem jeszcze było sześć owacji na stojąco podczas Balu u Senatora. „Żywiołowo i długo oklaskiwano nie tylko partie tekstu, w których Mickiewicz poddawał ocenie konkretne wydarzenia polityczne sprzed półtora wieku, ale nawet fragmenty dotyczące historycznego sporu klasyków z romantykami” – raportował Jan Siekiera.
Kiedy opadła kurtyna, widzowie klaskali przez bardzo długie dla reżimu 10 minut. Młodzi zaś ludzie zaczęli nagle skandować: „Niepodległość bez cenzury!”. W tym samym czasie przed Teatrem Narodowym trójka studentów PWST: Andrzej Seweryn, Ryszard Peryt i Małgorzata Dziewulska rozwinęli transparent: „Żądamy więcej przedstawień »Dziadów«”. Natychmiast zebrało się przy nich ponad 300 osób, po czym pomaszerowali z transparentem Krakowskim Przedmieściem w kierunku pomnika Mickiewicza. „Na rogu Trębackiej zostaliśmy zatrzymani przez milicję. Jakiś oficer wezwał nas do rozejścia się” – wspominał w nagraniu dla Polskiego Radia w 2010 r. Andrzej Seweryn. „Ja wtedy w młodzieńczym zapale wszedłem na podwyższenie i zawołałem do tłumu: »Koledzy, Koleżanki, osiągnęliśmy nasz cel. Możemy się już rozejść!«. Część poszła pod pomnik, a ja się dałem aresztować” – dodał. Na tych, którzy dotarli z kwiatami pod postument wieszcza, czekał już oddział Milicji Obywatelskiej. Funkcjonariusze natychmiast zabrali się do pałowania miłośników sztuki. Aresztowano 35 osób, które potem trafiły przed kolegia do spraw wykroczeń. Andrzej Seweryn zapamiętał, że podczas posiedzenia kolegium esbecy zeznali, iż widzieli, jak odebrał transparent „z rąk osobników, którzy podjechali mercedesami ze znakami korpusu dyplomatycznego pod Teatr Narodowy”. Tak dramat Adama Mickiewicza schodził 50 lat temu z afiszy, lecz prawdziwa tragedia narodowa miała się wówczas dopiero zacząć.
Reklama