Francja i Niemcy mają nieco odmienne wizje przyszłości strefy euro. Najnowszy pomysł 14 ekonomistów z najbardziej renomowanych instytutów badawczych na świecie może jednak zbliżyć Paryż i Berlin. Felieton Leonida Bershidsky'ego.

Być może eksperci nie cieszą się dziś dużym zaufaniem, ale jeśli chodzi o reformę strefy euro, to ich zgoda jest równie ważna jak zgoda polityczna wokół tego tematu. Jednak tym razem szczęśliwie dla polityków, taka zgoda ekspertów istnieje już dziś. Chodzi o dokument podpisany przez 14 francuskich i niemieckich ekonomistów z najważniejszych ośrodków badawczych, które miały wpływ na politykę gospodarczą tych dwóch krajów oraz ekonomistów z wielu najlepszych szkół w USA.

Paryż i Berlin znajdują się po dwóch różnych stronach politycznego sporu, który rozumieją wyborcy. Francja wraz z państwami południa Europy opowiada się za większą swobodą w wydatkach oraz utrzymaniem niskich stóp procentowych. Z kolei Niemcy wraz z Europą północną chcą dyscypliny budżetowej oraz są niechętni zadłużaniu się. Francuskim wyborcom nie podoba się niemiecki dogmatyzm, zamiast niego wolą stymulację rozwojową. Z kolei niemieccy wyborcy nie mają ochoty płacić za rozrzutność południa. Najlepszym sposobem, aby przezwyciężyć ten podział, jest pozwolenie Angeli Merkel i Emmanuelowi Macronowi wyjść poza hasła „uwspólnotowienia długów” czy „polityki oszczędności”.

Właśnie to udaje się 14 ekonomistom, którzy są związani z renomowanymi instytucjami badawczymi w zakresie gospodarki, począwszy od niemieckiego instytutu IFO, przez Paryską Szkołę Ekonomii, burkselski thnik-tank Breugel, Peterson Institute of International Economics aż po uniwersytety Harvarda i w Berkeley. Badacze piszą:

„Uważamy, że wybór pomiędzy większym dzieleniem ryzyka a większymi zachętami, jest fałszywą alternatywą z trzech powodów. Po pierwsze, solidna architektura instytucji finansowych wymaga instrumentów mających na celu zarówno zapobieganie kryzysom (skuteczne zachęty), jak i łagodzenie skutków kryzysu (ponieważ nawet przy najlepszych zachętach istnieje ryzyko). Po drugie, mechanizmy dzielenia ryzyka mogą być zaprojektowane w taki sposób, który będzie łagodził lub nawet usuwał pokusę nadużyć. Po trzecie, dobrze zaprojektowane instrumenty podziału ryzyka i stabilizacji są w gruncie rzeczy niezbędne dla efektywnej dyscypliny”.

Reklama

Aby udowodnić swoje racje w tym zakresie, badacze proponują kilka zgrabnych rozwiązań. Na poziomie europejskim ekonomiści postulują ograniczenie ekspozycji banków nie względem zadłużenia danego kraju, ale względem obligacji emitowanych przez dany kraj. Proponują ograniczenie posiadania długu krajów strefy euro do 1/3 wysokości kapitału banku. Obecnie poziom ten jest bardzo zróżnicowany. We Włoszech wynosi 120 proc., w Niemczech 68 proc., 45 proc. we Francji, zaś w przypadku tylko kilku europejskich krajów poniżej poziomu 33 proc.

Zdaniem 14 ekonomistów nałożenie niskiego pułapu ekspozycji powstrzyma rządy narodowe przez wykorzystywaniem krajowych systemów bankowych do finansowania nieodpowiedzialnych pożyczek. Jednocześnie badacze proponują utworzenie „funduszu bezpieczeństwa dla strefy euro”, który nie będzie emisją wspólnych obligacji. Chodziłoby raczej o papiery umocowane na standardowym portfelu obligacji państwowych. Byłyby one emitowane w różnych transzach w zależności od dojrzałości (bardziej dojrzałe miałyby większą gwarancję wykupu).

Podział ryzyka? Pokusa nadużycia? Ani jedno, ani drugie. Czy niemieccy lub holenderscy podatnicy musieliby spłacać włoskie lub portugalskie długi? W ramach tego projektu nie, a przynajmniej nie w sposób, który poruszyłby zaciekłych wyborców z Niemiec czy z Holandii. Jednocześnie banki otrzymałyby elastyczne narzędzie dywersyfikacji inwestycji w obligacje państwowe, zaś mniej stabilne gospodarki byłby w stanie zmniejszyć koszty pożyczania.

Inna propozycja ekonomistów, dzięki której dzielenie ryzyka jest bardziej znośne, to fundusz ratunkowy, do którego poszczególne kraje dokładałyby 0,1 proc. PKB albo do 11 mld euro rocznie, jeśli udział w tym rozwiązaniu wzięłaby cała strefa euro. Rozwiązanie to nie byłoby jednak powszechne – brałyby w nim udział tylko kraje o rozsądnej polityce fiskalnej.

Pieniądze byłby jednorazowo transferowane do kraju, który w widoczny sposób próbuje uporać się z kryzysem, ale robi to bezskutecznie. Miarą wagi danego kryzysu byłaby stopa bezrobocia. Im bardziej zmienna stopa bezrobocia w danym kraju, w tym większym stopniu jest on narażony na kryzys, a zatem tym więcej musiałby dopłacać do funduszu relatywnie do wielkości swojej gospodarki. Wypłaty z funduszu ustawałyby, gdyby nie spadał poziom bezrobocia.

Może to wyglądać jak niemiecki plan, mający na celu ukaranie słabszych krajów i nałożenie polityki oszczędności na nie poprzez zasady fiskalne, takie jak choćby ta, że deficyt budżetowy nie może przekroczyć 3 proc. PKB. Ale 14 ekonomistów proponuje odrzucenie jej jako błędnie zaprojektowanej. Badacze potępiają tę zasadę z punktu widzenia nadmiernej polityki oszczędności, twierdząc, że stała ona w sprzeczności z polityką stabilizacji w czasie ostatniego kryzysu strefy euro oraz położyła zbyt duży nacisk na Europejski Bank Centralny jeśli chodzi o stymulację.

Zamiast zasady wysokości deficytu na poziomie 3 proc. PKB ekonomiści proponują inną, w myśl której wydatki rządowe nie mogą rosnąc szybciej niż PKB i inflacja. Dodatkowo wydatki rosłyby wolniej w tych krajach, w których zadłużenie przekracza 60 proc. PKB. Zasady te nie powinny być wyryte w kamieniu, dlatego przewiduje się wyjątki dla tych krajów, które podejmują wysiłki „mające na celu poprawienie wypłacalności lub przeprowadzają reformy mające zwiększyć potencjalny wzrost”.

Generalnie rzecz biorąc, wydatki rządkowe w ostatnich latach w krajach europejskich rosły wolniej niż PKB, zatem tego typu zasady idą zgodnie z obecnym trendem oraz nie powinny być przeszkodą w czasie kryzysu, gdyż wprowadzają pewne wyjątki.

Jako mechanizm egzekwowania tych zasad ekonomiści proponują, aby każde ponadmiarowe pożyczanie wiązało się z emisją innego typu obligacji, które w razie uderzenia kryzysu, nie wiązałyby się z takimi prawami, jak obecne zadłużenie. Oprocentowanie takich obligacji byłoby zapewne wyższe, a więc państwa byłby stosunkowo niechętne, aby je emitować.

Propozycje 14 ekonomistów nie były jeszcze przetestowane na poziomie politycznym oraz zawierają takie pomysły (np. wspólny dla strefy euro system ubezpieczenia depozytów), które zostałyby odrzucone przez niemieckich wyborców. Ale już zasady fiskalne oraz zasady dla systemu bankowego są opracowane w sposób, który nie powinien budzić zaniepokojenia wyborców. Wdrożenie tych propozycji dałoby strefie euro więcej stabilności, niż rozwiązanie nieustannie dyskutowanej kwestii wspólnego budżetu czy ministra finansów. Dlatego rządy Francji i Niemiec powinny im się bliżej przyjrzeć.

>>> Czytaj też: Gospodarka się rozkręca, jest lepiej od prognoz. GUS podał wstępne dane o PKB