Przez ostatnie trzy lata zachodnie podejście do konfliktu we wschodniej Ukrainie opierało się o porozumienie z Mińska. Dziś jednak Rosja twierdzi, że nowe ukraińskie prawo unieważnia mińskie ustalenia. W rzeczywistości jednak porozumienie zostało uśmiercone w dużej mierze przez Niemcy i Francję, które to państwa uczestniczyły w negocjacjach, ale później nie zrobiły nic, aby je egzekwować. Już czas, aby Berlin i Paryż były bardziej aktywne. Felieton Leonida Bershidsky'ego.

Nowe ukraińskie prawo, które rezydent Petro Poroszenko na jesieni złożył do parlamentu, i które w czwartek został przez parlament przyjęte, określa Donieck o Ługańsk jako „terytoria czasowo okupowane”, zaś Rosję określa mianem „okupanta”, a ludowe republiki jako „znajdujące się pod rosyjską administracją”. Nowe prawo zupełnie nie odwołuje się do porozumień z Mińska. Każdy, kto współpracuje z administracjami samozwańczych republik, będzie miał postawione zarzuty karne na mocy ukraińskiego prawa. Spośród wszystkich dokumentów, które wydają Doniecka i Ługańska Republika Ludowa, uznawane będą jedynie akty urodzenia oraz akty zgonu. W myśl nowej ustawy za wszelkie zniszczenia na okupowanych terytoriach odpowiedzialność ponosi Rosja. W ten sposób ukraiński prezydent otrzymuje de facto absolutną władzę, aby przeprowadzić jakąkolwiek operację militarną na tych terenach bez konieczności formalnego wprowadzania stanu wojennego, czyli coś, co przez proeuropejskich ustawodawców zostałoby uznane za niekonstytucyjne.

Ustalone 3 lata temu porozumienie z Mińska wykluczały z sądzenia tych, którzy sprzeciwili się Ukrainie w czasie konfliktu. Ponadto w porozumieniu strony zobowiązały się, że we wschodniej Ukrainie zostaną przeprowadzone wybory, a następnego dnia Ukraina odzyska kontrolę nad wschodnią granicą. Ukraina obiecała również zmianę konstytucji, w której gwarantowałaby specjalny status wschodniej części kraju oraz zachęty do inwestycji.

Nowe prawo odrzuca te obietnice. Jego zasadniczym celem jest przywrócenie ram dla działań prawnych przeciw Rosji po tym, jak „okupowane terytoria” zostaną przywrócone Ukrainie.

Poroszenko po przyjęciu ustawy przez parlament napisał na Twitterze:

Reklama

„Kontynuujemy naszą ścieżkę w kierunku reintegracji okupowanych terytoriów Ukrainy poprzez środki polityczne i dyplomatyczne. To kluczowy sygnał prawny, przyjęty dziś przez parlament. To sygnał zarówno wobec Donbasu jak i Krymu: Jesteście niezbywalną częścią Ukrainy”.

Rosyjska reakcja była szybka i ostra. Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow określił uchwalone prawo jako „przygotowania do nowej wojny”. „Kijów niszczy porozumienia z Mińska oraz cały istniejąc mechanizm szukania wzajemnie akceptowalnych decyzji, mających na celu przezwyciężenie ukraińskiego kryzysu wewnętrznego, łącznie z formatem normandzkim” – powiedział rosyjski szef dyplomacji. „Nie można ignorować faktu, ze uchwalenie nowego prawa pokrywa się z ogłoszeniem Waszyngtonu, że USA dostarczą Ukrainie śmiercionośną broń” – dodał.

Rzeczywiście, USA nie bardzo wierzyły w skuteczność porozumień z Mińska. Podczas gdy amerykańscy przedstawiciele odwoływali się do porozumienia, to specjalny wysłannik USA Kurt Volker zauważył słusznie, że obie strony wciąż walczą, pomimo, że porozumienie miało te walki zakończyć. A zatem to nie nowe ukraińskie prawo pogrzebało porozumienie z Mińska. Rosja także jest odpowiedzialna za brak zawieszenia broni, co więcej, nie wycofała ciężkiego uzbrojenia z linii granicznej. Ukraina z kolei nie sprawiła, że przeprowadzenie wyborów byłoby możliwe choćby teoretycznie. Działanie takie spowodowałoby, że wyborcy postrzegaliby Kijów jako zdrajcę narodowych interesów.

W grudniu, gdy liderzy państw UE poszerzyli sankcje przeciw Rosji, swoją decyzję tłumaczyli faktem, że Rosja nie stosowała się do porozumień z Mińska. Ale, według Romana Bessmjertnyjego, ukraińskiego dyplomaty, który brał udział w negocjacjach, umowa zMińska jest dziś jak płyta winylowa, z której nie słychać już muzyki, ale jej powierzchnia się kręci, wydając dziwne dźwięki.

W istocie nie ma już dziś żadnego powszechnie rozpoznawalnego rozwiązania dla wschodniej Ukrainy. Poroszenko, ze wsparciem parlamentu, wszedł w tę przestrzeń, aby zwiększyć swoją władzę.

Ale konflikt nie zostanie w ten sposób rozwiązany. Rozwiązanie militarne to ułuda: Rosja, druga największa potęga wojskowa świata, nie zostanie pokonana przez Ukrainę, zaś wycofanie wsparcia dla prorosyjskich separatystów byłoby postrzegane jako klęska Moskwy. Dlatego nowe prawo na Ukrainie oznacza, że Kijów szykuje się na długoterminowy przestój. To rozwiązanie korzystne dla USA, gdyż Waszyngton nie ma nic do zyskania, wywierając presję na Poroszenkę oraz nie ma żadnego argumentu wobec Rosji.

Tymczasem Europa nie może sobie pozwolić na pozostawienie tej sprawy. Ukraina bowiem jest geograficznie zbyt blisko, aby Stary Kontynent mógł tolerować długoterminową niestabilność czy gospodarczą klęskę. Oraz, w przeciwieństwie do USA, Europa ma silne karty, aby grać zarówno z Ukrainą jak i Rosją.

Jak tylko w Niemczech uda się stworzyć rząd, Angela Merkel wraz z prezydentem Emmanuelem Macronem powinni spróbować ożywić porozumienie z Mińska, wykorzystując wolę Putina, aby wpuścić na wschodnią Ukrainę negocjatorów z ONZ. Powinno być możliwe zaproszenie przedstawicieli ONZ, aby zorganizować uczciwe wybory na pogrążonych w wojnie terenach, gdzie mieszka ok. 3 mln osób. Prawo głosu powinni mieć również ci, którzy uciekli stamtąd do innych części Ukrainy.

Siły ONZ powinny pilnować porządku w czasie głosowania, zaś nad przebiegiem wyborów powinna czuwać OBWE. Ukraina z kolei musiałaby zaakceptować, że nie będzie sądziła osób, które wybrały lojalność wobec samozwańczych republik, dzięki czemu możliwe byłoby utrzymanie pokoju po głosowaniu.

W tym zakresie większą presję należałoby wywrzeć na Ukrainie, gdyż Kijów nie wierzy, że przeprowadzenie głosowania będzie możliwe do czasu, aż Rosja nie zmieni swojej polityki. Ale Europa ma argument: mogłaby zagrozić Kijowowi, że wycofa się z podróży bezwizowych, które uchodzą za główne osiągnięcie prezydenta Poroszenki. Gdyby udało się przeprowadzić wybory, wówczas Paryż i Berlin musiałyby wywrzeć nacisk na Moskwę, aby ta pozwoliła Ukrainie na ustanowienie kontroli na granicy.

Angela Merkel dysponuje szczególnie wartościowym argumentem: może wycofać poparcie dla budowy gazociągu Nord Stream 2. Projekt ten napotyka na duży opór ze strony krajów Europy Środkowej i Wschodniej oraz USA, ale Berlin jak dotąd go wspierał. Wycofanie poparcia oznaczałoby zdobycie punktów wśród sąsiadów oraz w USA.

To od Macrona i Merkel zależy, czy uda się odnowić porozumienia z Mińska. W przeciwnym razie Francja i Niemcy zostawiłyby ten problem Poroszence i Putinowi, a ich wzajemne osiągnięcia w historii tego konfliktu są dobrze znane.

Zapewne kiedyś pojawią się sprawy sądowe i żądania reparacji, a także szersze badania analizujące konflikt i jak do niego doszło. Dziś jednak, trzy lata od czasu podpisania porozumienia z Mińska, priorytetem jest zakończenie walki, demilitaryzacja wschodniej Ukrainy oraz pozwolenie Kijowowi na koncentrację na budowie instytucji i wzrostu ekonomicznego.

>>> Czytaj też: Najpotężniejsze paszporty świata. Niemcy na szczycie rankingu