Smog, korki, brak parkingów, masy śmieci, przestępczość, wykluczenie oraz bieda. Te problemy dotykają nawet najbogatszych miast. Aplikacje wykorzystujące zasady ekonomii dzielenia zaczynają to zmieniać, nie tylko w sposób komercyjny, tak jak Uber czy Airbnb. Władze miejskie dostrzegają nowe możliwości, a niektóre z miast oparły o te rozwiązania strategie rozwoju w kierunku smart cities – miast inteligentnych.

Technologie związane z ekonomią dzielenia (tzw. sharing economy) dynamicznie się rozwijają, a ich wartość rynkowa w roku 2016 przekroczyła 4 biliony dolarów, dając zatrudnienie 1,3 mln ludzi. Zasięg ich oddziaływania jest jednak znacznie szerszy. W zeszłym roku skorzystało z nich na przykład ponad 55 milionów Amerykanów. Firma konsultingowa PwC prognozuje, że do 2025 roku wartości usług z obszaru współdzielenia wzrośnie 20-krotnie. Obejmie to przede wszystkim sferę finansów, transportu, zakwaterowanie i noclegi, usługi związane z prowadzeniem domu i firm.

W Chinach rząd promuje współdzielenie, zakładając, że ta sfera gospodarki osiągnie wartość 10 proc. PKB do roku 2020. Znaczna liczba osób może w ten sposób taniej lub za darmo skorzystać z niedostępnych wcześniej dóbr, zmniejszając presję na środowisko w postaci choćby mniejszej liczby samochodów i skuterów na ulicach, co obniży również produkcję smogu. Służą temu europejskie aplikacje Snappcar i Drivy, umożliwiając wypożyczenie od prywatnych właścicieli aut, które przeciętnie 90 proc. swojego czasu spędzają na parkingu.

Ekonomia współpracy zakłada więc korzystanie z różnorodnych usług bez posiadania środków do ich dostarczania. Okazuje się, że coraz więcej konsumentów odczuwa taką samą satysfakcję z usług zrealizowanych tą drogą, jak w przypadku posiadania samochodu, roweru czy skutera. Deklaruje to dwie trzecie Amerykanów. Przy czym ważne są racje etyczne, jak choćby ekologia czy solidarność społeczna, dlatego wiele działań może w części odbywać się na zasadach non-profit. Badania przeprowadzone w Amsterdamie pokazują, że co prawda przy krótkoterminowym wynajmie mieszkań ich właściciele oczekują wynagrodzenia, ale przy wypożyczeniu na kilka godzin sąsiadowi z dzielnicy samochodu (aplikacja MyWheels), kosiarki czy sprzętu domowego nie jest ono konieczne, a przekazanie pożywienia daje oczywistą satysfakcję moralną.

>>> Czytaj też: Średnim miastom grozi zapaść społeczno-gospodarcza

Reklama

Ogromne nasycenie smartfonami i duża gęstość zaludnienia w miastach sprowadzić może współdzielenie do prostych zabiegów, jeśli wsparte są one narzędziami cyfrowymi w postaci odpowiednich aplikacji udostępnianych przez władze komunalne lub tworzone - często charytatywnie - na ich zamówienie. Współdzielenie w miastach ma też istotny aspekt demograficzny. Starszych ludzi będzie przybywać i mogą oni stać się beneficjentami ekonomii współdzielenia, a posiadając zasoby, których rzadko używają, mogliby choć trochę podreperować swój emerytalny budżet. Takie rozwiązania mogą też zatrzymać seniorów w miastach mimo rosnących kosztów życia, jednocześnie gwarantując dostęp do wielu usług niezbędnych dla osób starszych. To też sposób na walkę z samotnością, w obliczu której staje coraz więcej osób. Takie zadanie spełnia na przykład umieszczona w chmurze platforma myTurn w Seattle, dzięki której można wyszukać i wypożyczyć lub sprzedać zbędny sprzęt domowy - częściowo w modelu subskrypcji, częściowo za darmo. Wiele miast tworzy lub wspiera cyfrowe biblioteki, które dają nieocenioną informację o darmowej dostępności dóbr i usług – np. w Amsterdamie poprzez aplikację Djeepo znaleźć można prywatne powierzchnie magazynowe – piwnice, komórki i inne pomieszczenia, na Peerby dzieci mogą wymienić zabawki, a ich rodzice wypożyczyć przyczepę lub wakacyjny caravan. Z kolei na platformie Thuisafgehaald można znaleźć informacje, pod jakimi prywatnymi adresami potrzebujący i starsze osoby otrzymają posiłek na wynos. Aby rozpropagować takie możliwości połączono te świadczenia z miejską kartą seniora, uprawniającą do darmowych przejazdów miejską komunikacją. Inną ciekawą aplikacją funkcjonującą w holenderskiej aglomeracji jest ParkFlyRent, która umożliwia zainteresowanym odpłatny, ale tańszy wynajem samochodów pozostawionych przez urlopowiczów na lotnisku Schipol.

Wiele inicjatyw współdzielenia wynika z solidarności i chęci pomocy wykluczonym, których na przykład nie stać na opłacenie przejazdów do pracy. Władze Los Angeles już w roku 2015 uruchomiły subsydiowane programy korzystania z aut elektrycznych dla mieszkańców biedniejszych dzielnic. Minneapolis zbudowało specjalne kioski z rowerami dostępnymi dla wykluczonych ekonomicznie obywateli z ulgowym abonamentem. Australijskie Melbourne przeciwdziała społecznemu i ekonomicznemu wykluczeniu poprzez programy dzielenia się żywnością, oparte na zasadach ekonomii społecznej. Miasto przekazuje niewielkie działki pod uprawę lokalnym biednym społecznościom, które mogą potem sprzedawać plony poprzez specjalne bezpłatne aplikacje – np. Open Food Network. Innym typem wsparcia jest Open Table, aplikacja która umożliwia ludziom bezdomnym i wykluczonym wspólne przygotowywanie posiłków, dzięki żywności przekazanej przez sieci handlowe i prywatne osoby, która inaczej by się zmarnowała. Takich programów wspartych technologią jest na Antypodach ponad sto, a Australia pod względem dostępnych rozwiązań w obszarze dzielenia się żywnością jest na trzecim miejscu na świecie.

Filozofia miast współdzielonych może obejmować nieograniczoną liczbę zasobów. Nawet tych najbardziej niematerialnych, takich jak czas. W Barcelonie funkcjonuje platforma – Bank Czasu - umożliwiająca mieszkańcom wzajemną wymianę usług. Ludzie mogą pomagać sobie przy różnych pracach – w ogrodzie, w domu przy opiece nad dziećmi i osobami starszymi. Godziny społecznego zaangażowania są rejestrowane na aplikacji i nie chodzi o to, aby oddać czas osobie, z której pomocy się skorzystało, ale aby globalny bilans czasu pozyskanego i oddanego był bliski zero. To świetny sposób zwiększania zaufania społecznego, niekoniecznie w monolitycznych społecznościach.

Jak pisze w raporcie Collaboration in Cities Światowe Forum Ekonomiczne, władze coraz większej liczby miast zdając sobie sprawę z potencjału ekonomii współdzielenia, powołują do życia specjalne programy, biura i tworzą długoletnie strategie rozwoju. Należą do nich m.in. Seul, Wiedeń czy Denver. Kopenhaga zaś chce przekształcić całą Danię w gospodarkę współdzielenia. Natomiast miano pierwszego współdzielonego miasta uzyskał w roku 2015 Amsterdam. I nie chodzi tutaj o wymianę dóbr i usług wyłącznie między mieszkańcami. Miasta dokonują ewidencji komunalnej własności, aby w większym stopniu oddać ją współobywatelom. Chodzi o maszyny i urządzenia, które mogą być oddawane do dyspozycji przyległym miastom i gminom, obiekty, hale sportowe, boiska szkolne i parki, które mogą być udostępniane stowarzyszeniom i grupom osób, ale także biura dla start-upów i małych firm. Wszystko dzięki dedykowanym aplikacjom na mobilnych urządzeniach, które często tworzą start-upy, same będące beneficjentami miejskiego współdzielenia (korzystanie z biur i sprzętu), a władze tworzą specjalne jednostki (amsterdamski ShareNL) do ich wsparcia. Z kolei nowatorskie podejście do projektowania budżetów obywatelskich, np. w ramach eksperymentu Crowdfund London, pozwala grupom mieszkańców zgłaszać do ratusza swoje pomysły dotyczące miejskich inwestycji. I jeśli poprzez platformę crowdfundingową Spacehive zdobędą 25 proc. środków finansowych na ich realizację, magistrat gotów jest je sfinansować do wysokości 50 tys. funtów. Do tej pory Londyńczycy zgłosili już prawie 300 propozycji.

Ekonomia współdzielenia w miastach ma mieć charakter synergiczny, beneficjentami stają się wszyscy, a wypracowane rozwiązania kreują nowe pomysły. Aplikacje generują terabajty danych, które pozwalają lepiej zarządzać miejskimi ekosystemami. To droga do tzw. smart cities – przyjaznych i inteligentnych miast, w których kwestie publiczne rozwiązywane są za pomocą technologii informacyjno-telekomunikacyjnych. Współdzielone miasta – mówi Nanette Schippers, manager programu Ekonomia Współdzielenia i Innowacje z amsterdamskiego ratusza - to najlepsza droga do wzrostu kapitału społecznego i dlatego tak ważne jest zaangażowanie wszystkich grup społecznych, a szczególnie osób starszych. W zeszłorocznym rankingu inteligentnych miast (Cities in Motion Index) stolica Holandii zajęła 6. miejsce. Oceniano m.in. kapitał społeczny, przedsiębiorczość, jakość zarządzania, środowisko, mobilność i technologię. Palmę pierwszeństwa dzierży Nowy Jork. Warszawa została sklasyfikowana na 74. pozycji, uzyskując niskie noty w obszarze kapitału społecznego (113) i administracji publicznej (140). Lepsze od nas w Europie Wschodniej okazały się Praga, Tallin i Budapeszt.

>>> Czytaj też: Miasta przyszłości. Metropolie stają się imperiami, jak nad nimi zapanować?