Ci, którzy wchodzili na rynek pracy w czasie kryzysu zarabiają mniej od tych, którzy pierwszą pracę dostali w czasie prosperity – pisze Daniel Pink w „When: The Scientific Secrets of Perfect Timing”. To zła wiadomość dla 40-latków z Polski, którzy studia kończyli, gdy bezrobocie przekraczało 20 proc.

Anders Ericsson jest uważany za „eksperta od ekspertów” tzn. studiuje zwyczaje ludzi, którzy mają wybitne osiągnięcia w swoich dziedzinach i próbuje odkryć sekret ich sukcesu. Jak pisze Daniel Pink w publikacji „Kiedy: Naukowe sekrety znalezienia idealnego momentu”, Ericsson ustalił, że wybitni są wyjątkowo dobrzy w robieniu sobie przerwy.

Większość zawodowych muzyków i atletów zaczyna ćwiczenia ok. dziewiątej rano. Zwiększają intensywność pracy i w najbardziej zaangażowany sposób pracują między 10 a 12. Potem intensywność ćwiczeń spada. Robią sobie przerwę po południu i zwykle od ok. 15 ćwiczą jeszcze przez kilka godzin aż do wieczora.

Jednak najciekawszy wniosek z badania Ericssona jest taki, że to co odróżniało najlepszych od reszty to to, iż robili sobie oni całkowite przerwy w ćwiczeniach (a nie tylko zmniejszali ich intensywność, jak pozostali). W czasie tej przerwy wielu z nich ucinało sobie drzemki. Tak więc najlepsi z najlepszych nie ćwiczą bez przerwy. Ćwiczą bardzo intensywnie przez 45-90 minut a potem całkowicie odrywają się od pracy, tak by zregenerować siły.

Kilka lat temu dwóch socjologów z Uniwersytetu Cornell Michael Macy i Scott Golder przeanalizowało ponad pół miliarda wiadomości z Twittera. Nadało je 2,4 mln użytkowników z 84 krajów w ciągu poprzednich dwóch lat. Za ich pomocą zmierzyli, jak ludzkie emocje zmieniają się w zależności od pory dnia. Oczywiście naukowcy sami nie czytali takiej ilości wiadomości. Napisali program komputerowy, który na podstawie emocjonalnego ładunku niektórych wyrażeń ocenił, w jakim nastroju znajdowali się piszący.

Reklama

Okazuje się, że rano ilość pozytywnie nacechowanych słów rosła, spadała gwałtownie po południu, by znowu wzrosnąć wczesnym wieczorem. Co ciekawe, ten schemat występował na całym świecie bez względu na rasę, narodowość czy płeć piszących. Nie miał znaczenia także dzień tygodnia pracującego (choć w weekend miało miejsce przesunięcie schematu o jakieś dwie godziny do przodu, co zapewne wynikało z tego, że ludzie w sobotę i niedzielę zwykle później wstają).

Z tego można wnioskować, że ludzie mają wewnętrzny zegar, który jest uwarunkowany biologicznie. Co z tego wynika, poza tym, że są lepsze i gorsze pory dnia na pracę? Trójka amerykańskim profesorów ekonomii, Jing Chen, Baruch Lev i Elizabeth Demers opublikowali na łamach Harvard Business Review (numer z października 2013 r.) pracę zatytułowaną “The Dangers of Late-Afternoon Earnings Calls” (Niebezpieczeństwa ogłaszania wyników finansowych firm po południu).

Przeanalizowali w niej ponad 26 tys. konferencji prasowych, na których firmy ogłaszały wyniki finansowe. Organizowały je zarządy 2100 spółek giełdowych w ciągu sześciu i pół roku. Autorzy postanowili sprawdzić czy pora dnia, w której odbyła się konferencja, wpłynęła na emocje osób odbierających informacje i w efekcie czy zmieniła kurs akcji.

Z badania wynika, że konferencje, które odbywały się rano, miały najlepszą atmosferę. W miarę jak mijały kolejne godziny ton kolejnych spotkań z dziennikarzami był coraz mniej sympatyczny. W okolicach lunchu poprawiał się trochę (zapewne w wyniku zaznania odpoczynku w czasie przerwy na posiłek), ale po południu nastroje znowu się pogarszały.

I ten efekt utrzymywał się nawet po wzięciu pod uwagę samej treści wiadomości (na przykład takiej, że spowolnienie gospodarki chińskiej odbije się negatywnie na eksporcie spółki). Co jeszcze ciekawsze, gorsze popołudniowe samopoczucie obniżało ceny akcji spółki bardziej, niż by to wynikało tylko z treści „newsa”.

Ale Pink w swojej książce nie zajmuje się jedynie kwestią wyboru odpowiedniej pory dnia. Autor cytuje Lisę Kahn z Yale School Of Management. Wykorzystała ona dane z ankiety, przeprowadzone na reprezentatywnej próbie młodych Amerykanów. Wybrała z nich informacje dotyczące białych mężczyzn, którzy skończyli studia między 1979 r. a 1989 r. Następnie sprawdziła, jak radzili sobie oni dwadzieścia lat później na rynku pracy.

Okazuje się, że to, w jakim etapie cyklu koniunkturalnego wchodzili oni na rynek pracy, miało istotne znaczenie dla ich późniejszych zarobków. Ci, którzy szukali pierwszej pracy, gdy bezrobocie było wysokie zarabiali 2,5 proc. mniej, niż ci, którzy pierwszą robotę znaleźli w czasie prosperity, nawet piętnaście lat później! Wydawałoby się, że to niewielka różnica, ale gdyby zsumować brakujące pieniądze i uwzględnić inflację, to okazuje się, że urodzenie się w niewłaściwym momencie kosztuje ok. 100 tys. dol. (ok. 400 tys. zł).

Jeszcze większe są te różnice w przypadku ekspertów giełdowych, którzy rozpoczęli pracę na Wall Street w czasie hossy. Zarobili oni o 1,5 mln dol. do 5 mln dol. mniej, niż ci, którzy zawodowe życie zaczynali w czasie bessy. Poza tym straty są znacznie większe niż tylko finansowe. Na początku kariery zawodowej pracownicy częściej zmieniają pracę, szukając takiej, która odpowiadałaby ich aspiracjom, umiejętnościom i temperamentowi. Kiedy więc rynek pracy kuleje trudniej im znaleźć pracę, która będzie im odpowiadała.

„When” Daniela H. Pinka w momencie pisania tej recenzji było piętnastą najlepiej sprzedającą się książką w księgarni Amazon.com. Książka od razu także znalazła się na liście bestsellerów „The New York Times`a”. Czy słusznie? W mojej ocenie nie do końca. Poprzednie książki tego autora – „Drive” i „To Sell is Human” – znacznie bardziej mi się podobały. Po ich przeczytaniu miałem wrażenie, że dowiedziałem się czegoś nowego, ciekawego, wartościowego, czegoś co zmieniło mój sposób patrzenia na niektóre sprawy, opisane przez autora. Czytając „When” nie miałem podobnego odczucia.

Główna teza książki, że decyzja o tym, kiedy należy zrobić, jest nie mniej ważna, niż decyzja co chcemy dokonać, nie jest jakoś szczególnie oryginalna. Dużą część z badań cytowanych przez autora czytałem już gdzie indziej.

Wreszcie odniosłem wrażenie, że korzyści z lepszego dopasowania rytmu pracy do naszych zegarów biologicznych nie są tak duże, jak autor sugeruje. Pink, powołując się na przykład niemieckiej fabryki, gdzie taką politykę wprowadzono, twierdzi, że wzrosła produktywność, ale nie podaje o ile. Bez tej informacji trudno menadżerowi będzie stwierdzić, czy takie działanie jest racjonalne ekonomicznie. Może się bowiem okazać, że koszty takiej reformy w zakładzie będą wyższe niż korzyści.

Wreszcie autorowi brakowało ciekawych materiałów (książka jest krótka, właściwego tekstu jest mniej, niż dwieście stron) i sztucznie powiększał publikację wątkami, które nic nie wnosiły do głównej tezy książki. Oto bowiem książkę otwiera historia brytyjskiego statku „Lusitania”, który w 1915 r. zatopiła niemiecka łódź podwodna, co przyczyniło się do włączenia się USA do I wojny światowej (na „Lusitanii” było wielu obywateli Stanów Zjednoczonych). Pink przeznacza kilka stron książki na opisanie całej historii.

Autor konkluduje, że mimo upływu stu lat nie do końca wiadomo, co się zdarzyło na pokładzie okrętu i „być może” do zatopienia doprowadziło to, że kapitan podejmował decyzję po południu. Z tym, że nie podaje na to przypuszczenie żadnych, nawet najmniejszych, dowodów. Podsumowując: „When” to najsłabsza z książek Pinka, które do tej pory przeczytałem. Polecałbym ją tylko osobom wyjątkowo zainteresowanym tematem oraz fanom jego twórczości. Pozostali mogą ją sobie darować.

Autor: Aleksander Piński