Ministrowie obrony państw NATO zdecydowali w środę w Brukseli o nowej strukturze dowodzenia. Przewiduje ona utworzenie dowództwa atlantyckiego, odpowiedzialnego za ochronę szlaków komunikacyjnych między USA a Europą, oraz dowództwa połączonych sił dla wsparcia logistycznego, które ma usprawnić przemieszczanie wojsk na Starym Kontynencie.

"Chodzi o to, żeby nasza obrona terytorialna była bardziej wiarygodna i lepiej zorganizowana. Podczas zimnej wojny ówcześni sojusznicy NATO byli bardzo dobrze przygotowani na wypadek zagrożenia terytorialnego: były szczegółowe plany dla wszystkich, były wysunięte siły. Później popełniono błąd i nie dostosowano planów, gdy nowe kraje dołączyły do NATO. W pewnym sensie teraz to nadrabiamy" - powiedział prof. Biscop w rozmowie z PAP.

Zwrócił uwagę, że Sojusz Północnoatlantycki buduje nowe zdolności obronne, a utworzenie nowych dowództw pozwoli szybciej i w bardziej skoordynowany sposób je wykorzystać. "Musimy być pewni, że gdy zapadnie decyzja polityczna, działania wojskowe zostaną podjęte szybko" - zaznaczył ekspert Królewskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych Belgii.

Jak wyjaśnił, przez długi czas struktura dowodzenia NATO była bardziej skupiona na prowadzeniu operacji poza krajami sojuszniczymi, np. w Afganistanie. "Teraz widzimy, że w NATO priorytety się zmieniają. Obrona terytorialna ponownie staje się ważniejsza niż operacje zewnętrzne. Do tego dopasowywana jest struktura dowodzenia" - powiedział prof. Biscop. Zauważył, że to część wzmacniania konwencjonalnych sił odstraszania.

Reklama

Ministrowie obrony Sojuszu nie zdecydowali, gdzie znajdą się dwa nowe dowództwa (atlantyckie chciałby u siebie mieć USA, a o logistyczne wystąpiły Niemcy), ale w ocenie eksperta geograficzne położenie ma niewielkie znacznie.

"Lokalizacje nie są tak istotne. Ważne jest, żeby były usytuowane w odpowiedniej odległości od sił, od miejsc działań, od tych, którzy podejmują decyzje polityczne. Ważne jest to, że mamy dowództwa, a nie to, gdzie je ulokujemy" - przekonywał profesor.

Analityk zwrócił uwagę, że choć Rosja jest słabsza militarnie, to proces podejmowania decyzji jest tam znacznie szybszy niż w ramach Sojuszu. Jego zdaniem nie można jednak mówić o wojskowym zagrożeniu ze strony Rosji dla państw NATO czy UE. Zwrócił w tym kontekście uwagę na relatywnie niewielką gospodarkę Rosji - PKB Rosji odpowiada mniej więcej PKB Włoch.

"Reagujemy wolniej niż Rosja, dlatego musimy się lepiej przygotowywać, planować. Jednocześnie musimy zdawać sobie sprawę, że jesteśmy znacznie silniejsi niż Rosja. Nie powinniśmy postrzegać siebie jako słabszych, niż jesteśmy, bo jeśli czujesz się słaby, działasz jak słaby. Militarnie Rosja jest słaba, ale działa tak, jakby była silniejszą stroną, a my mamy skłonności do wierzenia w to" - ocenił prof. Biscop.

Zwrócił uwagę, że prezydent Rosji Władimir Putin chciałby odtworzyć rosyjską strefę wpływów i skorzysta z okazji, żeby to zrobić. "Nie powiedziałbym, że Rosja jest nieprzewidywalna, powiedziałbym, że jest oportunistyczna. Kluczowe jest, byśmy nie tworzyli możliwości dla Rosjan. Moglibyśmy to robić przez dzielenie się, przez otwarcie drzwi na możliwości dla Rosji" - zaznaczył ekspert Egmonta.

Dodał przy tym, że nie chodzi o kwestie militarne, a raczej polityczne - sytuacje, w której jeden z krajów UE lub NATO umożliwiłby np. Rosji wpływanie na siebie i sabotował proces decyzyjny we Wspólnocie czy Sojuszu. "To oczywiście nie jest problem Polski, ale widzimy, że na inne kraje Rosja potrafi wpływać. Moim zdaniem to dużo groźniejsze dla naszych interesów niż (rosyjska) aktywność militarna" - zakończył ekspert.

Decyzję o tym, gdzie zostaną zlokalizowane nowe dowództwa NATO podejmie w najbliższych miesiącach. Polska jest zainteresowana przyjęciem innego dowództwa - armijnego, które również może powstać w ramach reformy struktury dowodzenia NATO.

W Brukseli rozmawiał Krzysztof Strzępka (PAP)