"Wybory nie były ani uczciwe, ani jawne, ani demokratyczne" – oświadczyli przedstawiciele kampanii Prawo Wyboru-2018, która prowadziła niezależną obserwację głosowania. "Deputowani do rad lokalnych nie zostali wybrani legalnie, lecz wyznaczeni przez władze. Tym samym nie są legalne same rady” – mówił na konferencji prasowej kampanii Prawo Wyboru lider Ruchu O Wolność Juraś Hubarewicz.

W kampanii Prawo Wyboru uczestniczy osiem białoruskich partii opozycyjnych.

„W czasie wyborów władza testowała technologie fałszerstw przed przyszłymi wyborami prezydenckimi” – powiedział lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatol Labiedźka. „Obserwowaliśmy w ostatnim czasie zwiększoną presję na środowiska niezależne i demokratyczne, naciski na kandydatów i na media” – mówił Wital Rymaszeuski z Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji.

Koordynator kampanii Prawo Wyboru Aleś Silkou ocenił, że Białoruś „robi krok wstecz”. „Obserwatorzy nie mieli możliwości kontrolowania przebiegu liczenia głosów. Ich prawa były łamane m.in. poprzez pozbawianie akredytacji i usuwanie z lokali wyborczych” – mówił Silkou.

Reklama

Dodał, że nadużycia miały miejsce jeszcze na etapie formowania komisji wyborczych, do których dopuszczono zaledwie 26 opozycjonistów w całym kraju. Z kolei, jak podkreślił, „wyznaczeni przez władze członkowie komisji byli niekompetentni, ale lojalni”.

„By mówić o uczciwych wyborach, konieczne jest spełnienie trzech warunków. Każdy kandydat powinien mieć swojego przedstawiciela w komisji wyborczej. Liczenie głosów powinno być jawne. Dzień głosowania powinien być jeden” – powiedział Silkou.

Eksperci powtórzyli, że głosowanie przedterminowe (trwało od wtorku do soboty; głównym dniem wyborów była niedziela) jest wykorzystywane do nadużyć i fałszerstw. Chodzi przede wszystkim o zawyżanie frekwencji przez wpisywanie fałszywych danych, o tzw. karuzele, czyli kilkukrotne głosowanie tych samych osób, w końcu o „zmuszanie do głosowania” grup zależnych od państwa, czyli np. pracowników państwowych fabryk lub studentów.

Kampania Prawo Wyboru poinformowała o skierowaniu do CKW 469 skarg, z czego 327 dotyczyło głównego dnia głosowania. W akcję Prawa Wyboru zaangażowanych było ponad 600 obserwatorów, którzy byli w niedzielę obecni w 304 lokalach wyborczych.

Obserwację wyborów prowadzili także obrońcy praw człowieka z Białoruskiego Komitetu Helsińskiego oraz z centrum Wiasna. Ich ocena również była krytyczna: wybory nie były ani wolne, ani sprawiedliwe.

Aktywiści podkreślili, że do rad lokalnych (poza jednym przypadkiem w obwodzie brzeskim) nie trafili przedstawiciele opozycji, a zasiedli w nich tradycyjnie urzędnicy, przedstawiciele różnych organizacji prorządowych, oficjalnych związków zawodowych, dyrektorzy szkół, przychodni, itd.

Występujący w poniedziałek na antenie państwowego radia wiceszef CKW przekonywał, że wybory przebiegły bez nieprawidłowości i obserwatorzy nie zgłaszali skarg poza drobnymi niedogodnościami, jak np. brak krzeseł.

W wyborach do rad lokalnych na Białorusi ponad 22 tys. kandydatów walczyło o mandaty radnych do 1309 rad lokalnych w 18111 okręgach. W większości okręgów w wyborach startowali pojedynczy kandydaci.

Opozycja zgłosiła do udziału 219 kandydatów, zarejestrowano 174. W komisjach wyborczych, odpowiedzialnych za liczenie głosów, znalazło się tylko 26 przedstawicieli opozycji.

Według danych CKW frekwencja wyborcza wyniosła ponad 77 proc.

Z Mińska Justyna Prus (PAP)