„Nie mamy zamiaru prowadzić jakiegokolwiek dialogu, czy też uzgadniać cokolwiek z bojownikami, gdyż wszyscy rozumieją, że za bojownikami stoi Rosja i kluczowym wyzwaniem jest otrzymanie zgody na taką operację od Moskwy” – powiedział Jelisiejew w rozmowie z Radiem Swoboda.

„Stroną przyjmującą (siły pokojowe – PAP) jest Ukraina, która uważa te terytoria za okupowane. Dlatego, jeśli będzie na to zgoda Ukrainy, to nie sądzę, żeby była jeszcze potrzebna zgoda jakichś band” – podkreślił wiceszef administracji prezydenta Petra Poroszenki.

Wcześniej rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że format, skład i cele rozmieszczenia sił pokojowych ONZ na wschodzie Ukrainy powinny być uzgodnione z tzw. republikami ludowymi w Donbasie. Dialog tylko między Kijowem i Moskwą nie wystarczy - dodał.

Rozstrzyganie tych kwestii "nie jest możliwe przy abstrahowaniu od przedstawicieli nieuznanych republik Donbasu" - oznajmił rzecznik prezydenta Władimira Putina. Chodzi o tzw. Doniecką Republikę Ludową i Ługańską Republikę Ludową, proklamowane przez prorosyjskich separatystów w części dwóch obwodów Ukrainy, donieckiego i ługańskiego.

Reklama

W grudniu prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył, że Moskwa nie jest przeciwna oddaniu Donbasu pod międzynarodową kontrolę, lecz Kijów powinien to uzgodnić z "republikami ludowymi". Wcześniej Rosja wniosła na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ własny projekt rezolucji w sprawie rozmieszczenia sił pokojowych wzdłuż linii rozgraniczenia walczących stron w Donbasie.

Ukraina ze swej strony chciałaby wprowadzenia do Donbasu sił pod egidą ONZ i bez rosyjskich żołnierzy. Nalega ona także, by "błękitne hełmy" rozmieścić w całej strefie konfliktu, w tym na części granicy ukraińsko-rosyjskiej, której obecnie Kijów nie kontroluje.

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg podczas sobotniego spotkania w Monachium z szefem MSZ Rosji Siergiejem Ławrowem pesymistycznie ocenił szanse na utworzenie misji pokojowej ONZ na wschodzie Ukrainy.

>>> Czytaj też: Ukraiński charge d'affaires został wezwany do MSZ Rosji po incydentach w Kijowie