Szef państwa - który ma ostatnie słowo w sprawie ewentualnego dowołania Kovesi - oświadczył, że nie widzi żadnego powodu do odwołania szefowej Narodowej Dyrekcji Antykorupcyjnej. "Prezydent wielokrotnie powtarzał, że jest zadowolony z działania DNA oraz kierownictwa biura i jego opinia nadal jest aktualna" - podkreślono w oświadczeniu kancelarii Iohannisa.

W czwartek minister Toader na konferencji prasowej przedstawił raport na temat działalności DNA, oceniając, że szefowa biura jest odpowiedzialna za "działania i fakty nie do zaakceptowania z punktu widzenia rządów prawa". Reuters zawuaża, że minister nie odpowiadał na pytania dziennikarzy.

Agencja Reutera zauważa, że Kovesi kieruje biurem antykorupcyjnym od 2013 roku, a za jej rządów liczba skazanych za korupcję w Rumunii - jednym z najbardziej skorumpowanych państw Unii Europejskiej - zdecydowanie wzrosła.

Kovesi utrzymuje, że jej sukcesy w zarządzaniu biurem i skazanie wielu urzędników, w tym urzędujących i byłych ministrów, wywołały "prawdziwy atak" na nią i "kampanię oszczerstw" prowadzoną przez biznesmenów i polityków, którym zależy na osłabieniu działań agencji.

Reklama

Krytyczny wobec działań DNA raport ministerstwa sprawiedliwości jest częścią szeroko zakrojonych, popieranych przez rządzącą lewicową większość, reform wymiaru sprawiedliwości, który zdaniem ich krytyków, w tym prezydenta Iohannisa, może ograniczyć prowadzoną walkę z korupcją. W związku z reformami przez całą Rumunię przetoczyła się w styczniu fala protestów.

Również w ubiegłym miesiącu rumuński Trybunał Konstytucyjny uznał, że wiele artykułów kontrowersyjnych ustaw jest sprzecznych z konstytucją. Chodzi głównie o odpowiedzialność sędziów i prokuratorów, a także rolę prezydenta w nominacji szefów prokuratury generalnej i DNA. Trybunał uchylił jeden z kluczowych artykułów reformy, który zobowiązuje państwo do podjęcia postępowania odwoławczego przeciwko prokuratorowi lub sędziemu, który popełnił "pomyłkę prawną ze złej woli lub rażącego niedbalstwa". Przeciwnicy reformy obawiają się, że przepis ten umożliwiłby polowanie na czarownice przeciwko sędziom antykorupcyjnym.

Trybunał odesłał część projektów ustaw do parlamentu, aby je opracował na nowo, a prezydent Iohannis, którego podpis jest konieczny, aby weszły one w życie, zapowiedział, że jest zdeterminowany, by były one zgodne z unijnymi standardami.

Uchwalone przez rumuński parlament ustawy dają ponadto ministrowi sprawiedliwości możliwość ingerencji w działania sędziów i prokuratorów oraz wywieranie nacisku na prokuratorów poprzez ustanowienie dla nich specjalnej izby dyscyplinarnej. Budzące kontrowersje zapisy dotyczą też m.in. ograniczenia kompetencji DNA i kontroli nad Najwyższą Radą Sądownictwa. Przewidują też, że przestępstwa polegające na nadużyciu władzy publicznej, które powodują straty finansowe poniżej 200 tys. euro, nie będą już karalne.

Wcześniej, już na początku roku 2017, rumuński rząd wydał w trybie pilnym rozporządzenie łagodzące przepisy antykorupcyjne, co wywołało krytykę międzynarodową i falę masowych protestów, największych - według obserwatorów - w Rumunii od upadku komunizmu w 1989 r. W ich wyniku wycofano się z tej decyzji.

W ocenie ekspertów proponowane zmiany w kodeksie karnym miały służyć przede wszystkim rządzącej partii PSD i jej szefowi, Liviu Dragnei. Rozporządzenie, z którego ostatecznie rząd się wycofał, było uważane za najpoważniejszy krok wstecz na drodze reform, jakie podjęła Rumunia po wejściu do UE w 2007 roku. Prezydent Iohannis ostro krytykował także ówczesny projekt złagodzenia przepisów antykorupcyjnych. (PAP)

ulb/ kar/