Jak poinformował rzecznik prezydenta Harry Roque, ambasador Kim spotkał się z sekretarzem wykonawczym w Urzędzie Prezydenta Salvadorem Medialdeą uważanym za "prawą rękę" Duterte.

Kilka dni wcześniej CIA oraz inne agencje wywiadowcze Stanów Zjednoczonych zasygnalizowały, że prezydent Filipin i jego rządy stanowią "zagrożenie" dla demokracji w Azji. Został porównany do innych przywódców autorytarnych reżimów w regionie, takich na przykład jak premier Kambodży Hun Sen.

W dokumencie CIA wskazuje się na ogłoszoną przez Duterte, budzącą zasadnicze wątpliwości "wojnę z narkotykami", która pochłonęła już - według szacunkowych danych - ponad 7 tys. ofiar. Formułuje się również obawy, iż prezydent "chce zawiesić konstytucję, proklamować rząd rewolucyjny i narzucić krajowi ustawodawstwo wojenne".

Biuro prezydenta zakomunikowało w piątek ambasadorowi USA, że ambasada Filipin w Waszyngtonie przedstawi wywiadowi amerykańskiemu "precyzyjne informacje dotyczące rzeczywistości" na Filipinach - oznajmił rzecznik.

Reklama

Filipińska dyplomacja podjęła się również przekonania Stanów Zjednoczonych, że prezydent Duterte "szanuje państwo prawa" - oświadczył Roque.

Amerykański ambasador w Manili wyjaśnił ze swej strony sekretarzowi wykonawczemu w Urzędzie Prezydenckim, że CIA sporządziła swój raport na podstawie "szeroko dostępnych informacji".

Stosunki między Filipinami i USA, tradycyjnymi sojusznikami, uległy ochłodzeniu od czasu inwestytury prezydenta Duterte (30 czerwca 2016 roku), który umocnił więzi filipińsko-chińskie kosztem stosunków ze Stanami Zjednoczonymi.

W czwartek prezydent Duterte oskarżył Centralną Agencję Wywiadowczą USA o finansowanie miejscowego dziennika krytycznie ustosunkowanego do jego rządu "z zamiarem jego destabilizacji". (PAP)