Coraz częściej pojawiające się informacje o planowanych zakazach wjazdu diesli do centrów europejskich miast sprawiają, że kierowcy zastanawiają się, czy kupno samochodu z silnikiem Diesla wciąż ma sens. Nie powinni oni jednak liczyć na pomoc ze strony największej bestii rynku motoryzacyjnego.

To jedyny wniosek, jaki nasuwa się z poniedziałkowych komentarzy szefa Volkswagen AG, który stwierdził, że diesle niedługo przeżyją „renesans”, ponieważ kierowcy odkryją zalety skompromitowanej technologii.

Moi współpracownicy z Bloomberg News zauważyli, że to dość odważne stwierdzenie ze strony firmy, która zrobiła więcej niż ktokolwiek inny, żeby zepsuć reputację diesla. Optymizm Mattiasa Muellera stoi jednak w ewidentnej sprzeczności z danymi, które pokazują, że sprzedaż diesli leciała na łeb, na szyję nawet zanim niemiecki sąd orzekł, że miejskie zakazy wjazdu są w porządku.

Zaprzecza mu też decyzja Toyoty, która postanowiła przestać sprzedawać w Europie samochody z silnikiem Diesla do końca tego roku (chociaż trzeba tu zaznaczyć, że i tak nie sprzedaje ich wiele), a także doniesienia Financial Times, według których Fiat Chrysler – wobec którego trwa śledztwo amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości w sprawie oprogramowania produkowanych przez firmę diesli – ma zrobić to samo do 2022 roku.

Reklama

Co więcej, nie dalej jak trzy miesiące temu sam Mueller mówił, zasmucając część kolegów z branży, że czas rozważyć wygaszenie rządowych dopłat do oleju napędowego, żeby zrobić miejsce samochodom elektrycznym. Czujecie się zdezorientowani? Ja też.

Ma on rację kwestii tego, że niektóre z diesli sprzedawanych od 2015 roku (podlegające standardowi Euro VI) wydzielają mniej niebezpiecznych tlenków azotu. W niezależnych testach wykazano, że najnowsze modele Volkswagena są faktycznie jednymi z najczystszych. Samochody z silnikiem Diesla zwykle wypompowują do atmosfery mniej ogrzewającego planetę dwutlenku węgla niż samochody na benzynę, co było powodem, dla którego sprzedawano ich miliony.

Ponieważ kartoteki spółek finansowych producentów samochodów pękają w szwach od diesli w leasingu, trudno się dziwić, że chcą oni bronić swojej inwestycji w tę technologię i uniknąć utraty ich wartości. Problem w tym, że firmy motoryzacyjne ani instytucje nadzoru nie mogą uznać wszystkich samochodów w standardzie Euro VI za bezpieczne dla zdrowia, bo niektóre w z nich wciąż emitują kilkakrotnie więcej szkodliwych substancji na drogach niż w testach laboratoryjnych.

Właściciele starszych diesli nie wiedzą też, czy ich samochody będą wymagały w przyszłości drogich napraw, a jeśli tak, to kto za to zapłaci. Póki co niemieccy producenci samochodów zaproponowali im tańsze (ale mniej skuteczne) aktualizacje oprogramowania. Mueller stwierdził jednak, że modernizacja starszych diesli może wpłynąć niekorzystnie na ich wydajność na drodze, a zresztą Volkswagena i tak na to nie stać. Kosz mógłby wynieść nawet kilka tysięcy euro za jeden samochód.

Tego rodzaju niepewność działa oczywiście trująco na zaufanie konsumentów – dlatego właśnie najprawdopodobniej sprzedaż diesli i wartość używanych aut będzie dalej spadać. Jeśli skończy się to finansową katastrofą dla producentów aut, to będą oni sami jej winni. Czasy, w których szefowie firm motoryzacyjnych mogli wyjść z takich kłopotów za pomocą dobrze dobranych słów już minęły.

>>> Czytaj też: Nawet Niemcy nie są gotowe odejść od Diesla, ale to nieuniknione [OPINIA]