Rynek międzynarodowy:

Powód był ten sam co do tej pory – obawy o znaczne zaostrzenie się kryzysu w światowej gospodarce. Dodatkowo powrócił niepokój o kondycję sektora finansowego. W ostatnich dniach stycznia zarówno kurs EUR/USD, jak i główne światowe indeksy giełdowe weszły w fazę konsolidacji. Od większych spadków giełdy powstrzymywały bardzo istotne wsparcia w postaci minimów z zeszłego roku. Do ich pokonania konieczny wydaje się silny impuls fundamentalny, jeszcze silniejszy niż kiepskie dane makroekonomiczne, jakie nieustannie napływają ze światowych gospodarek. Z drugiej strony jednak, właśnie te doniesienia uniemożliwiają rozpoczęcie na giełdach większej korekty wzrostowej.

Euro jest traktowane obecnie przez inwestorów jako waluta bardziej ryzykowna niż dolar amerykański. W związku z tym, w momentach wzrostu awersji do ryzyka, kurs EUR/USD odnotowuje spadki. Uczestnicy rynku z coraz większym pesymizmem odnoszą się do europejskiej gospodarki. Niektóre państwa strefy euro okazały się wyjątkowo wrażliwe na zawirowania w światowym sektorze finansowym. Do grona tych państw należy zaliczyć Grecję, Hiszpanię i Portugalię. Agencja ratingowa Standard and Poor’s zdecydowała się obniżyć tym krajom ocenę wiarygodności kredytowej. Krok ten tłumaczono spadającą konkurencyjnością gospodarek oraz niewystarczającymi działaniami ich rządów mającymi na celu uzdrowienie finansów publicznych. Pogorszająca się sytuacja tych państw z pewnością będzie ciążyć całej gospodarce strefy euro.

Jak na razie rządy państw Eurolandu są dość powściągliwe w udzielaniu wsparcia dla gospodarek. Wśród nich, jednym z nielicznych pozytywnych wyjątków są władze Niemiec. W minionym miesiącu zdecydowały przeznaczyć na pomoc gospodarce 50 mld EUR. W sumie w ciągu dwóch lat zostanie ona wsparta kwotą 80 mld EUR.

Reklama

Inaczej niż w strefie euro, wspomniana kwestia przedstawia się w Stanach Zjednoczonych. Tamtejsze władze przeznaczyły już na pomoc rynkowi finansowemu i całej gospodarce setki miliardów dolarów i nie zamierzają na tym poprzestać. W styczniu zdecydowano się uruchomić drugą połowę tzw. Planu Paulsona. Dzięki temu rząd USA będzie mógł przeznaczyć na pomoc sektorowi finansowemu kwotę 350 mld USD. Krok ten podjęto, mimo że z realizacją pierwszej połowy wspomnianego planu, opiewającej na tę samą kwotę, wiązało się wiele kontrowersji. Przedstawiciele niektórych instytucji, którym w ramach pomocy zostało udzielone wsparcie, nie byli w stanie wskazać na co zostały przeznaczone otrzymane środki. Realna sfera gospodarki Stanów Zjednoczonych również otrzyma pomoc.

Administracja nowego prezydenta USA, Baracka Obamy pracuje nad pakietem stymulacyjnym, który może zostać zatwierdzony już w lutym. W ramach tego pakietu, amerykańskie władze mają przeznaczyć ok. 820 mld USD, m.in. na inwestycje infrastrukturalne oraz cięcia podatków. W ostatnim tygodniu stycznia, projekt ten został zaakceptowany przez Izbę Reprezentantów. Takie działania będą z pewnością bardzo kosztowne dla budżetu federalnego. Barack Obama nie wyklucza, iż w najbliższych latach deficyt budżetowy w Stanach Zjednoczonych będzie utrzymywał się na poziomie zbliżonym do 1 bln USD. Tak znaczne wydatki, w momencie ożywienia gospodarczego, mogą doprowadzić do znacznego wzrostu inflacji oraz osłabienia dolara amerykańskiego. W krótkim terminie jednak o notowaniach amerykańskiej waluty decydować będzie przede wszystkim rynkowy sentyment. Sentyment ten, z uwagi na wciąż dużą nerwowość inwestorów, może być dość zmienny, w związku z czym wartość dolara m.in. względem euro, będzie prawdopodobnie w najbliższym czasie wahać się bez obierania zdecydowanego kierunku.

Podobnie jak polityka gospodarcza strefy euro, również i jej polityka monetarna jest prowadzona w dość powściągliwy sposób w porównaniu do kroków, jakie uczyniły w ostatnim czasie Stany Zjednoczone. W grudniu stopa funduszy federalnych USA została sprowadzona niemal do zera (wyznaczono ją w przedziale 0,00-0,25%). Tym czasem w Eurolandzie, po styczniowej decyzji Europejskiego Banku Centralnego o obniżce kosztu pieniądza o 50 pb, główna stopa procentowa kształtuje się na poziomie 2%. Co więcej w lutym, zdaniem szefa ECB J.C. Tricheta, z uwagi na krótki odstęp pomiędzy spotkaniami Banku, stopy prawdopodobnie nie zostaną zmienione. Ewentualnego cięcia należy spodziewać się dopiero w marcu. Nie wykluczył go J.C. Trichet, który stwierdził, iż nie traktuje on poziomu 2% jako minimum dla głównej stopy procentowej strefy euro. Dużo miejsca do ewentualnego cięcia stóp w Eurolandzie stworzył silny spadek inflacji. W grudniu zharmonizowany indeks cen towarów i usług konsumpcyjnych (HICP) wyniósł zaledwie 1,6% r/r, i tym samym osiągnął poziom niższy od celu inflacyjnego, wyznaczonego przez ECB „nieco poniżej 2% r/r”. Według wstępnych szacunków, w styczniu inflacja w strefie euro kontynuowała dynamiczny spadek i zeszła do poziomu 1,1%.

Bardziej zdecydowanych obniżek stóp niż ECB, dokonał w ostatnim czasie Bank Anglii. Były one jak najbardziej uzasadnione, gdyż gospodarka brytyjska znajduje się obecnie w dużo gorszej kondycji niż gospodarka Eurolandu. Jak wynika ze wstępnych danych, PKB Wielkiej Brytanii w IV kw. 2008 r. odnotował w ujęciu kwartalnym spadek o 1,5%. Kiepski odczyt tego wskaźnika, jak również doniesienia o możliwej potężnej stracie jednego z największych brytyjskich banków – Royal Bank of Scotland (która w 2008 r. mogła osiągnąć nawet 28 mld GBP), dały impuls do silnej wyprzedaży funta. Kurs GBP/USD zdołał nawet na moment zejść do najniższych poziomów od 1985 r. (w okolice 1,3500). Z poziomów tych nastąpiło dość silne odreagowanie, które należy traktować jako techniczną korektę. Wobec dużej skali wcześniejszego spadku wartości funta, korekta ta wydaje się jak najbardziej uzasadniona. Jednak w dłuższym terminie, brytyjska waluta, z uwagi na słabość tamtejszej gospodarki, prawdopodobnie powróci do deprecjacji.

Ze względu na konsolidację, jaką obserwowaliśmy w drugiej połowie minionego miesiąca na światowych giełdach, bez zdecydowanego kierunku poruszały się również notowania japońskiego jena. Kurs USD/JPY pozostawał w ciągu ostatnich 15 dni stycznia w przedziale 88,00-91,00. Jen pozostawał mocny mimo fatalnych danych jakie napływały z japońskiej gospodarki. Produkcja przemysłowa w tym kraju osiągnęła w grudniu największy miesięczny spadek w historii sporządzania statystyk na ten temat (jej zniżka wyniosła 9,6%). Wydatki konsumentów odnotowały tam dziesiątą miesięczną zniżkę z rzędu. W Japonię uderzyło przede wszystkim spowolnienie gospodarek jej głównych partnerów handlowych oraz umocnienie japońskiego jena (PKB Kraju Kwitnącej Wiśni bazuje na eksporcie). Mimo tych danych, jen pozostaje mocny, gdyż przez inwestorów wciąż traktowany jest on jako waluta bezpieczna. Ponadto do utrzymywania się wartości jena na wysokim poziomie przyczynia się dalsze zamykanie przez inwestorów transakcji opartych o carry trade. Dopóki na rynkach utrzymywać się będzie znaczna nerwowość proces ten prawdopodobnie będzie kontynuowany, a jen będzie pozostawał silny.

Rynek krajowy:

Początek minionego miesiąca przyniósł nadzieję na odreagowanie na rynku złotego po grudniowym osłabieniu polskiej waluty. W ciągu kilku pierwszych dni nowego roku kursy EUR/PLN oraz USD/PLN spadły o ok. 20 groszy. Notowania euro spadły nawet do poziomu 3,8800, za dolara w tym czasie płacono 2,8600 PLN. Poziomy te pod koniec miesiąca pozostały jednak już tylko wspomnieniem. Kurs EUR/PLN wzrósł bowiem do wartości nie obserwowanych od ponad 4 lat, zdecydowanie powyżej oporu 4,4000, notowania USD/PLN zwyżkowały do 3,4350.

Główną przyczyną tak dynamicznego osłabienia polskiej waluty było ponowne silne pogorszenie sentymentu inwestorów zagranicznych względem rynków wschodzących. Nie było to jednak zbyt dużym zaskoczeniem – początek nowego roku oznaczał bowiem nową falę publikacji fatalnych wyników kwartalnych spółek, w szczególności z sektora bankowego. Ponadto bardzo rozczarowały napływające z gospodarek wysokorozwiniętych dane o sprzedaży detalicznej w grudniu – miesiącu wzmożonych zakupów przedświątecznych. Sytuacji dodatkowo nie poprawiły wypowiedzi wielu ekonomistów oraz głów państw, sugerujące, iż globalna recesja może rozciągnąć się na cały 2009 rok. W obliczu tego nastroje na światowym rynku uległy pogorszeniu, a awersja do ryzyka nasiliła się. To z kolei spowodowało kolejną już falę odpływu inwestorów zagranicznych z rynków wschodzących i kolejną falę deprecjacji walut regionu.

Sentyment dla europejskich emerging markets dodatkowo osłabiały pogłoski o możliwej skokowej dewaluacji rosyjskiego rubla, albo nawet całkowitym jego upłynnieniu. Rosyjska waluta podlegała dotychczas niewielkim dziennym wahaniom. Dzięki wysokim, sięgającym jeszcze niedawno 462,7 mld dolarów rezerwom dewizowym, Rosja mogła pozwolić sobie na kontrolowaną deprecjację krajowej waluty w momencie odpływu kapitałów zagranicznych i pojawienia się presji deprecjacyjnej w notowaniach rubla. Jednak skala odpływu kapitałów oraz drastyczny spadek cen ropy naftowej (głównego towaru eksportowego Rosji) spowodowały spadek poziomu rezerw o 56,5 mld dolarów w zaledwie 6 miesięcy, co znacząco ograniczyło możliwości rosyjskiego banku centralnego odnośnie interwencji na rynku walutowym. Aby powstrzymać topnienie rezerw dewizowych oraz z drugiej strony poprawić wartość malejących przychodów z eksportu, Bank Rosji może zdecydować się na radykalny krok w polityce walutowej.

Inwestorzy zagraniczni w obawie przez zawirowaniami związanymi z oczekiwanym silnym spadkiem wartości rubla – jednej z głównych walut krajów Europy Środkowo – Wschodniej, wycofują swój kapitał z regionu. Można powiedzieć, że w przeciwieństwie do grudnia, kiedy to polska waluta dramatycznie traciła na wartości praktycznie jako jedyna w regionie, w minionym miesiącu złoty nie był „osamotniony” w swoim osłabieniu. Notowania forinta węgierskiego w styczniu ustanowiły historyczny rekord deprecjacji względem euro oraz pozostałych walut, silnie osłabia się również kurs czeskiej korony, czy liry tureckiej. Nie stanowi to jednak zbyt dużego pocieszenia, oznacza to bowiem, iż w obecnym momencie polską walutą nie sterują spekulacje pojedynczej instytucji finansowej, ale globalne nastroje o dużo większej i trwalszej w skutkach sile oddziaływania. Według prognoz Banku Światowego, w 2009 roku największym problemem dla rynków wschodzących może być nie tyle odpływ kapitału portfelowego, co spadek poziomu inwestycji bezpośrednich – mogą one zmniejszyć się nawet o 180 mld. dolarów, czyli o ok. 30% w porównaniu z rokiem poprzednim. Powodem tego jest spadek popytu globalnego, w wyniku którego firmy albo wycofują się z inwestycji w rozbudowę istniejących fabryk czy kopalń, lub też w ogóle rezygnują z budowy nowych.

Złotemu nie pomagały również czynniki lokalne. Napływające z naszej gospodarki dane makroekonomiczne ewidentnie wskazują, iż spowolnienie gospodarcze nie ominie Polski. Jakkolwiek należy przyznać, iż sytuacja w naszym kraju prezentuje się znacznie lepiej niż w regionie, nie mówiąc już o pogrążonych w recesji gospodarkach wysokorozwiniętych. Spadek produkcji przemysłowej wyniósł w grudniu 3,7% w stosunku miesięcznym, w porównaniu z rokiem poprzednim natomiast produkcja spadła o 4,4%. Dużo lepiej od oczekiwań wypadła dynamika wzrostu sprzedaży detalicznej, której grudniowy odczyt kształtował się na poziomie 20% miesiąc do miesiąca. O tak dobrym wyniku zadecydował w dużym stopniu efekt bazy – w listopadzie bowiem sprzedaż spadła o 9% m/m. W stosunku rocznym sprzedaż detaliczna wyniosła 6,6%, czyli również lepiej od oczekiwań na poziomie 5,6% r/r. W obecnej chwili większym zagrożeniem dla polskiej gospodarki jest spowolnienie niż presja inflacyjna. Wskaźnik CPI za grudzień kształtuje się na poziomie 3,3% r/r i znajduje się wewnątrz przedziału dopuszczanego przez Narodowy Bank Polski. O zmniejszeniu się zagrożenia inflacją świadczą również ostatnie dane o tempie wzrostu płac – w grudniu wyniosło ono 5,4% w stosunku rocznym. W obliczu tej sytuacji Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się na styczniowym posiedzeniu dokonać kolejnej radykalnej obniżki stóp procentowych – skala redukcji kosztu pieniądza wyniosła 75 pb. Wymowa komunikatu po posiedzeniu RPP była pesymistyczna i dość gołębia. Możliwe więc, że poluźnianie polityki pieniężnej będzie w najbliższych miesiącach kontynuowane.

Zawirowania na światowym rynku walutowym oraz spowolnienie, jakiego doświadcza polska gospodarka, mogą utrudnić spełnienie kryteriów konwergencji przez Polskę w terminie wymaganym, by przyjąć euro zgodnie z założeniami 1 stycznia 2012 roku. W minionym miesiącu polski rząd po raz kolejny potwierdził, iż plan przystąpienia do strefy euro w 2012 roku zgodnie z założeniami tak zwanej „mapy drogowej” jest aktualny. Towarzyszące temu wystąpienie ministra finansów Jacka Rostowskiego zasiało jednak wątpliwości. Warunkiem przystąpienia przez Polskę do Eurolandu 1 stycznia 2012 roku jest wejście do Mechanizmu Kursowego ERM II jeszcze pod koniec drugiej połowy 2009 roku. Rostowski powiedział, iż jakkolwiek cel ten jest utrzymany, rząd pozostaje elastyczny i ostateczną decyzję dostosuje do warunków rynkowych. Istnieje zatem obawa, że przy obecnej zmienności i nerwowości na rynku, wejście do ERM II w zaplanowanym terminie może okazać się niemożliwe. Wiązałoby się to z opóźnieniem w spełnieniu kryterium kursowego, zakładającego dwuletni okres przebywania w ERM II, a w efekcie z przesunięciem daty przystąpienia.

Polska nie spełnia również kryterium inflacyjnego oraz stóp procentowych. Gospodarka Eurolandu podlega bowiem silniejszemu spowolnieniu niż polska gospodarka polska, toteż inflacja oraz stopy procentowe kształtują się tam na niższym poziomie. Ponadto Komisja Europejska w swoim ostatnim raporcie, zwróciła uwagę, iż nasza gospodarka w najbliższych dwóch latach może mieć poważne problemy z wypełnieniem kryterium fiskalnego (jedynego, które do tej pory udawało nam się spełnić). Postawienie w wątpliwość ostatecznej daty przystąpienia do strefy euro dodatkowo osłabia sentyment względem złotego, wspierając jednocześnie jego osłabienie.

W najbliższym czasie decydujące dla polskiej waluty będą nastroje na globalnym rynku. W obliczu jednak wciąż słabych danych oraz braku perspektyw na poprawę sentymentu inwestycyjnego oraz konsumpcyjnego, na złotym jeszcze przez najbliższe miesiące powinna utrzymywać się presja deprecjacyjna.

Tomasz Regulski
Joanna Pluta
Departament Doradztwa i Analiz
Dom Maklerski TMS Brokers S.A.