Niedzielne wybory prezydenckie w Rosji mają ukazać Władimira Putina jako "lidera, ojca narodu" - oceniła w rozmowie z PAP analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich Maria Domańska. Podkreśliła, że tym razem władze starają się stworzyć wrażenie, że dbają o uczciwość procedury wyborczej.

"Wybory wygra Władimir Putin - to jest już dawno postanowione", a "intryga polega tylko na tym, jaki wynik uzyska" - zaznaczyła ekspertka.

Według prognoz opublikowanych 7 marca przez Ogólnorosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej (WCIOM), ośrodek zbliżony do Kremla, 69,7 proc. Rosjan gotowych jest głosować na obecnego prezydenta. Zdaniem Domańskiej oficjalny wynik wyborów może być zbieżny z prognozami. Zastrzegła przy tym, że według niej sondaże nie są wiarygodnym narzędziem badania rzeczywistych nastrojów w społeczeństwie, zwłaszcza jeśli chodzi o Rosję.

Analityczka zwróciła uwagę na zintensyfikowane działania aparatu administracyjnego, mediów publicznych i władz w regionach, skierowanych na uzyskanie jak najwyższej frekwencji i jak najwyższego wyniku dla Putina. Ta mobilizacja jest w tym roku bezprecedensowa - oceniła. Ekspertka podejrzewa, że Putin będzie chciał pobić swój wynik z 2004 roku, kiedy oficjalnie zdobył ponad 71 proc. głosów.

Nadchodzące wybory mają jej zdaniem ukazać, że Putin "jest liderem, ojcem narodu, jednoczycielem wszystkich Rosjan", dlatego "ma być uczciwie, nie może być cienia wątpliwości, że nieuczciwie te wybory wygrał". Władze w sferze deklaratywnej "dbają o tzw. uczciwość i przejrzystość procedury wyborczej", a Centralna Komisja Wyborcza robi wszystko, by zniechęcić "nadgorliwe władze w regionach do ewentualnych ostentacyjnych fałszerstw" - wyjaśniła rozmówczyni PAP.

Reklama

Wśród czynników wpływających na wysokie, ok. 80-procentowe poparcie dla Putina Domańska wymieniła aneksję Krymu, prezentowanie jego osoby jako "gwaranta stabilności, porządku" oraz to, że jako prezydent nie jest oceniany za bieżące wyniki gospodarcze. "To jest rola rządu, a on jest od wielkiej polityki, wielkości Rosji, dyskursu godnościowego" - zaznaczyła.

Pytana o to, czy bojkot wyborów ogłoszony przez jednego z liderów opozycji Aleksieja Nawalnego może wpłynąć na wysokość frekwencji, przypomniała, że Nawalny ma "mocną, lecz dość wąską grupę zwolenników". Styczniowy "strajk wyborców" zwołany przez opozycjonistę pokazał, że jest w stanie "mobilizować coraz mniej osób". Istnieją niebezpodstawne podejrzenia, że Nawalnego będą chcieli aresztować w dniu wyborów bądź tuż po wyborach, by nie mógł organizować żadnych protestów - poinformowała.

"Troszkę zepsuła mu szyki Ksenia Sobczak", która zdaniem Nawalnego legitymizuje "z gruntu nieuczciwe, niekonkurencyjne" wybory - dodała analityczka. Odnosząc się do kandydatury Sobczak, Domańska zaznaczyła, że Kreml był zainteresowany jej startem w wyborach, by "uatrakcyjnić kampanię" i podnieść frekwencję.

Putin według Domańskiej nie występował w kampanii jako po prostu jeden z kandydatów. Status urzędującego prezydenta pozwalał mu wykorzystywać potężną machinę propagandową, mającą pokazać dystans, jaki dzieli go od konkurentów. 1 marca zapoczątkował kampanię orędziem, w którym obiecał narodowi "wszystko" - rozwój, poprawę warunków socjalnych, poprawę infrastruktury, modernizację, inwestycje. "Są to obietnice bez pokrycia", gdyż nie wskazał źródeł pieniędzy, które miałyby zapewnić realizację wymienionych inwestycji - oceniła ekspertka OSW.

Zwróciła uwagę, że drugie miejsce w sondażach, "nawet na poziomie kilkunastu procent", zajmuje Paweł Grudinin, kandydat Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF), który w mediach publicznych konsekwentnie prezentowany był w negatywnym świetle.

Analityczka nie przewiduje poważniejszych zmian w rosyjskiej polityce zagranicznej po wyborach. Sądzi jednak, że może dojść do zaostrzenia antyzachodniej retoryki, obliczonej na zastraszanie Zachodu, "by był bardziej skory do ustępstw". Dodała, że Moskwa może też wzmocnić "akcje propagandowo-dywersyjne". Wyraziła opinię, że w przypadku poczucia przez Rosję zagrożenia, na przykład w związku z nową falą sankcji, może dojść do "punktowej manifestacji militarnej", np. na Ukrainie. "Dla Rosji eskalacja konfliktu to metoda negocjacji" - wyjaśniła.

"Nie wiem, do jakich granic się posunie Putin", który stara się "udawać nieprzewidywalnego" - podsumowała. Jak oceniła, jest to element psychologicznej wojny z Zachodem. "Świadczy to o jakiejś nerwowości, zniecierpliwieniu, bo jednak widać, że Zachód potrafił się skonsolidować przeciwko Rosji" - mówiła. "Wszyscy już wiedzą, że raczej nie należy liczyć na realne zbliżenie z Rosją" przy tym stanowisku, które zajmuje Moskwa w polityce międzynarodowej - oceniła, podkreślając przy tym, że Zachód nie jest gotowy do rezygnacji z dialogu.

Zauważyła, że powyborcze decyzje kadrowe w sprawie najwyższych stanowisk w administracji będą m.in. zależeć od oceny sytuacji w elitach. Sankcje oraz m.in. prowadzona przez Kreml tzw. kampania antykorupcyjna wymierzona w elity - to sygnał dla elit, że skończyły się dotychczasowe reguły gry; powoduje to wzrost ich niepewności i może potencjalnie rodzić ryzyka dla stabilności układu.

Nie wykluczyła, że w Rosji zajdą zmiany ustrojowe, które umożliwią Putinowi sprawowanie kolejnej, piątej kadencji (po 2024 roku). "W obecnej sytuacji ryzykowne byłoby oddawanie sterów w państwie, nawet na kilka lat, nawet komuś takiemu jak (obecny premier Dmitrij - PAP) Miedwiediew" - stwierdziła. Rosyjska ustawa zasadnicza ogranicza kadencję prezydenta do dwóch następujących po sobie okresów. Do tej pory Putin się tego trzymał, ekspertka wyraziła jednak przypuszczenie, że Putin planuje dożywotnie pozostanie u władzy, co będzie oznaczało konieczność zmian w konstytucji.

"System rosyjski będzie bardzo trudno zmienić nawet po Putinie", ale na razie, przez najbliższych sześć lat, albo i dłużej, nie będzie żadnego "po Putinie" - podsumowała analityczka OSW.

>> Czytaj też: Putinomika działa. Rosja uniezależniła się od surowców