Politycy użyli GROM-u do załatwienia swoich interesów, wrzucili nas na grząski grunt. Kiedy odchodziłem z jednostki mówiłem żołnierzom, żeby pamiętali na co przysięgali, co jest dla nich wartością - mówi w rozmowie z Magdaleną Rigamonti płk Piotr Gąstał, dowódca GROM od 28 lipca 2011 r. do 7 września 2016 r.

Chciał pan siebie i GROM po prostu uniezależnić od MON.

Usłyszałem też z tzw. zakulisowych rozmów, że prowadzę samodzielną politykę zagraniczną i mam konszachty z prezydentem. Konszachty – takie właśnie słowo padło.

Macierewicz tak powiedział?

Wiem od ludzi z ministerstwa, że takie absurdalne oskarżenia były kierowanie w moją stronę. Zresztą z Macierewiczem mam przykre doświadczenia jeszcze z początku z lat 90., z nocy teczek, kiedy dostaliśmy zadanie ochrony jego, a potem przewożenia dokumentów z delegatur Urzędu Ochrony Państwa. Atmosfera była bardzo napięta, bo powiedziano nam, że będą robione zasadzki, że za wszelką cenę jakieś siły będą próbowały te dokumenty odbić, a my mamy te dokumenty dowieźć do Warszawy. Pamiętam, że w Radomiu zostawiliśmy wykaz dokumentów, a potem pojechaliśmy do Krakowa, tam odebraliśmy dokumenty, wracamy do Radomia i nagle policja nas zatrzymuje. Kierowca z UOP chce stawać, ja – że nie ma mowy, że to może być zasadzka. Kierowca się zatrzymał, podszedł policjant. Prawie w usta mu włożyłem pistolet maszynowy. I oczywiście się okazało, że to była zwykła kontrola drogowa. Przed domem Macierewicza też doszło do dziwnej sytuacji, on tak się bał, że nikogo nie poinformował, że będzie chronić go GROM. Nie ufał ani BOR-owi, ani policji, ani nikomu innemu. Ludzie z bloku, w którym mieszkał, zadzwonili na policję, że jacyś faceci, pewnie złodzieje samochodów, kręcą się na dole. Przyjechali policjanci, doszło do szarpaniny między nimi a nami. Kolejnej nocy staliśmy przed jakimś budyneczkiem, w którym, jak się okazało, znajdował się nielegalny klub nocny. Nagle zjawiły się karki i zaczęli nas przeganiać, szarpać. Sądzili, że chcemy przejąć interes. Doszło do wyjmowania broni i pokazywania, kto jest silniejszy. My byliśmy silniejsi i było nas więcej. Mówię to, bo patrzę na to inaczej z perspektywy czasu. Wtedy to było zadanie jak zadanie. Teraz myślę, że politycy użyli GROM-u do załatwienia swoich interesów, wrzucili nas na grząski grunt. Kiedy odchodziłem z jednostki mówiłem żołnierzom, żeby pamiętali na co przysięgali, co jest dla nich wartością.

Reklama

Że nie jest to wierność politykom?

Wszystko dobrze zrozumieli. To są bardzo inteligentni ludzie. Tłumaczyłem, żeby nie dali się zwieźć polityce. Niestety, już wiem, że część z moich byłych podwładnych wykorzystała koniunkturę polityczną jako dobry sposób na awans.

Pan też tak awansował?

Przecież ja przeszedłem całą gromowską drogę, po kolei wszystkie szczeble. A ci, którzy teraz są układni, myślą o swoim interesie, nie mają odwagi spojrzeć mi w oczy. Byłem kilka razy w jednostce w ostatnim roku i to uciekanie niektórych kolegów przed skrzyżowaniem ze mną wzroku było nawet komiczne. Przykre oczywiście też. Po tym, kiedy mnie zdjęto, podziękowano kilku żołnierzom GROM-u, m.in. mojemu zastępcy, szefowi logistyki, świetnym fachowcom. Najwyraźniej nie pasowali do nowej wizji jednostki.

>>> CAŁY WYWIAD W PIĄTKOWYM MAGAZYNIE DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ