Reakcje europejskich polityków na zamach na Siergieja Skripala powinny być dotkliwe dla reżimu Władimira Putina i oligarchów z nim współpracujących - oświadczył w poniedziałek rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński.

Szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski zapowiedział w minionym tygodniu, że prezydent Andrzej Duda nie będzie uczestniczył jako przedstawiciel Polski w inauguracji piłkarskich mistrzostw świata w Rosji. Prezydent, wyjaśniając swoją decyzję, tłumaczył, że jeśli w ogóle będzie uczestniczył w jakimś meczu, będzie to mecz polskiej reprezentacji, a ta - jak wskazywał - nie gra w meczu inauguracyjnym.

O kwestię bojkotu mundialu w Rosji rzecznik prezydenta pytany był w poniedziałek w radiowej Trójce. Łapiński ocenił, że w tej sprawie trzeba być "bardzo precyzyjnym i oddzielać bojkoty polityczne od kwestii sportowych", bo - jak wskazywał - nie ma mowy o bojkocie piłkarskim, na poziomie drużyn.

"Jeśli mówimy o relacjach z Rosją, to na to co się w ostatnim czasie dzieje, na tę próbę otrucia byłego szpiega, powinny być przede wszystkim " - mówił Łapiński.

Jego zdaniem, reakcje europejskich polityków na zamach na Siergieja Skripala powinny być dotkliwe dla reżimu Władimira Putina i ludzi z nim związanych, dla oligarchów, którzy czerpią korzyści z tego, że współpracują blisko z Kremlem.

Reklama

Skripal - były pułkownik rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, który w przeszłości był skazany w Rosji za szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii - oraz towarzysząca mu córka Julia 4 marca trafili do szpitala w stanie krytycznym, gdy stracili przytomność w centrum handlowym w Salisbury na południowy zachód od Londynu. W toku śledztwa odkryto, że zostali zatruci produkowaną w Rosji bronią chemiczną typu Nowiczok. W ramach sankcji dyplomatycznych Wielka Brytania wydaliła w tym tygodniu ze swojego terytorium 23 rosyjskich dyplomatów.

Z Moskwy ma zostać wycofany unijny ambasador. Jak dowiedziała się w piątek PAP ze źródła dyplomatycznego w Brukseli, ambasador UE w Moskwie będzie odwołany na razie na miesiąc.

W piątek premier Mateusz Morawiecki poinformował, że jest wysoce prawdopodobne, iż w poniedziałek, wspólnie z kilkoma, a może nawet kilkunastoma państwami Unii Europejskiej Polska odpowie zdecydowanie na to, co stało się w Salisbury. Zaznaczył, że pod uwagę brane są "różne mechanizmy" działania. Odpowiedź - jak tłumaczył - ma być skoordynowana.