We wtorek złoty nadal silnie tracił na wartości. Już o godzinie 13:33 dolar kosztował 3,5302 zł, drożejąc o 4,1 grosza w stosunku do wczorajszego zamknięcia. Natomiast za euro trzeba było zapłacić 4,5481 zł, czyli o 6,7 grosza więcej niż w poniedziałek. Potem złoty zaczął słabnąć jeszcze bardziej. Około 15 za euro płacono już 4,62 zł, a za franka szwajcarskiego 3,11 zł, za dolara 3,56 zł.

Trzeba przeczekać

Zdaniem Michaela Heise, jak pokazuje przykład Rosji, która starała się bronić rubla, interwencje na rynku walutowym są ryzykowne. „Być może pewnym rozwiązaniem byłoby zatrzymanie obniżania stóp procentowych. Niemniej musimy zaakceptować tę korektę” – powiedział Heise dziennikarzom podczas wtorkowego spotkania w Warszawie. Podkreślił jednak, że inflacja w tej sytuacji nie rośnie.

Heise zwrócił uwagę, że poprawa sytuacji gospodarczej jest bardzo trudna ze względu na sprzężenie między systemem finansowym na świecie a gospodarką. „Ta pętla nie została jeszcze wyeliminowana” – podkreślił.

Reklama

Marcin Kiepas z X-Trade Brokers DM zwracał uwagę we wtorkowym komentarzu, że wyprzedaż złotego, będąca przede wszystkim pochodną utrzymującej się na rynku awersji do ryzyka, nie jest zjawiskiem odosobnionym. Silnie na wartości tracą również inne waluty regionu. Uwagę zwraca zwłaszcza para EUR/HUF, która zaatakowała psychologiczną barierę 300 forintów i jednocześnie znalazła się na najwyższym poziomie w historii. „Sentyment na rynku jest mocno negatywny, więc wszystkie pozytywne informacje są przez inwestorów ignorowane, a te negatywne ze zdwojoną siłą wzmacniają przecenę” – podkreślił.

Rynek nie pomaga

Pakiety ratunkowe wdrażane przez kolejne rządy jeszcze nie zadziałały, zaufanie nie powróciło na rynek, zaś sytuacja regulacyjna banków działa procyklicznie, pogłębiając obecne problemy – wyliczał Heise. Nawiązał m.in. do wypowiedzi prezesa Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Tricheta, który zaapelował w miniony piątek w Davos do banków, by zaczęły wreszcie pożyczać pieniądze, zamiast je chomikować. Z drugiej strony zwrócił się do rynków i inwestorów, by nie wymuszali na bankach wstrzymywania akcji kredytowej. „Rynek wymaga wyższych standardów kapitałowych niż te, które uważamy za właściwe” – powiedział Trichet. Ostrzegał, że inwestorzy przyczyniają się nie tylko do powiększania wzrostów na rynku, ale i spadków, ponieważ działają w sposób „procykliczny”. „A zdolność do działań antycyklicznych jest istotna dla przyszłości’ – dodał Trichet.

Chodzi o to, że sytuacja gospodarcza, pogarszająca sytuację firm, zwiększa jednocześnie ze względu na regulacje bankowe wagę ryzyka przypisanego do kredytowania tych firm. Stąd też banki, utrudniając kredytowanie, przyczyniają się do pogorszenia sytuacji swoich partnerów biznesowych. Dlatego, zdaniem prof. Heise, regulatorzy rynku muszą postarać się o takie zmiany w prawie, które będą działać antycyklicznie, a nie wzmacniać obecną trudną sytuację banków i firm.

Lepsza już druga połowa 2009?

Niemniej zdaniem Michaela Heise, w drugiej połowie 2009 r. można oczekiwać ustabilizowania się sytuacji gospodarczej na świecie i – może nawet – lekkiego odbicia w górę. Podobne prognozy przedstawiali już analitycy Goldman Sachs i Bank of Canada.
Przyczyniać się do tego będą zarówno niskie stopy procentowe (jego zdaniem w tym tygodniu Europejski Bank Centralny może obniżyć stopy do 1,5 proc.). Niskie stopy procentowe na rynku (co widać po rynkowej cenie trzymiesięcznego pieniądza), są już pewną pomocą dla kredytobiorców, z których część np. zrefinansowała droższe kredyty tańszymi. Dalsze czynniki pomagające w odbudowie gospodarki, to brak inflacji oraz niskie ceny surowców, które działają tak jak obniżka podatków. A także pakiety ratunkowe w poszczególnych krajach.

Jednak zdaniem głównego ekonomisty Allianz Group, powrót gospodarki do lepszej sytuacji nie będzie symetryczny w krajach rozwiniętych i w emerging markets. W krajach takich jak Polska poprawa może nastąpić później, niemniej „emerging markets będą istotnymi czynnikami wzrostu, a ich udział w globalnym PKB będzie się zwiększać” – dodał. Na razie jednak nie należy się spodziewać szybkiego powrotu dużego napływu zagranicznego kapitału na rynki wschodzące, pewnego polepszenia sytuacji należy się spodziewać w 2011. Rok 2009 w krajach Europy Środkowej i Wschodniej będzie jednak pod tym względem fatalny.

W prognozach Allianz Group dla Europy Wschodniej zaklada się wzrost PKB na poziomie 1 proc., w 2010 – 2 proc., a w latach 2011-2015 – 4 proc. rocznie. Dla krajów strefy euro zakłada się na ten rok spadek PKB o 1,4 proc., w 2010 – wzrost o 1,6 proc., a w latach 2011-2015 – średnio 1,7 proc. rocznie.

Te prognozy wciąż jednak nic nie znaczą dla inwestorów na rynku walutowym. Marcin Kiepas zwraca uwagę, że siła trendu wzrostowego na wykresach USD/PLN i EUR/PLN jest aktualnie tak duża, że w tej chwili nie sposób ocenić, gdzie skończy spadek złotego. „Można natomiast wskazać moment, kiedy to nastąpi. Od tygodni niezmiennie warunkiem trwalszego wzmocnienia polskiej waluty, nie rozstrzygając o tym czy będzie ono miał charakter trwałej zmiany trendu, czy też jedynie silnej korekty, jest poprawa klimatu inwestycyjnego na rynkach finansowych. Gdyby przyjąć, że taka poprawa będzie efektem dyskontowania pewnego ożywienia gospodarczego na świecie w drugiej połowie roku, to proces ten równie dobrze może rozpocząć się jeszcze w tym tygodniu, jak i na wiosnę” – napisał Marcin Kiepas.

Jego zdaniem gdyby oceniać najbliższe perspektywy złotego kierując się analizą techniczną, to wyglądają one fatalnie. Silny trend wzrostowy na USD/PLN i EUR/PLN oraz brak blisko usytuowanych potencjalnych oporów sprawia, że ich potencjał wzrostowy jest duży. „Jedynie rosnące wykupienie sugeruje, że złoty dużymi krokami zbliża się do punktu zwrotnego. Niestety to zbyt mało, żeby go precyzyjnie określić. Końcówki trendów często mają bardzo dynamiczny charakter” – uznał Marcin Kiepas.