Komisja weryfikacyjna przeprowadziła we wtorek pierwszą rozprawę na tzw. zasadach "ogólnych" - komisja przeprowadza takie postępowanie, aby wyjaśnić nieprawidłowości lub uchybienia w działaniach organów i osób, które uczestniczyły w wydawaniu decyzji reprywatyzacyjnych.

Prezydent stolicy, wezwana na wtorkowe posiedzenie w charakterze świadka, nie przyszła, za co komisja ukarała ją grzywną 10 tys. zł. Gronkiewicz-Waltz uzasadniła niestawiennictwo tym, że komisja raz wzywa ją osobiście jako świadka, a raz wzywa ją jako prezydenta Warszawy i stronę postępowania; podkreśliła, że prawo mówi jasno, że nie można łączyć roli świadka z rolą organu, czy strony.

Jaki pytany w środę w Polsat News, ile razy będzie wzywał prezydent Warszawy na posiedzenie komisji, powiedział, że "tak długo, aż pani prezydent będzie uprzejma odpowiedzieć na pytania, na które - jestem przekonany - dawno powinna odpowiedzieć".

Pytany dlaczego Gronkiewicz-Waltz nie odpowiada na pytania, wiceminister ocenił, że prezydent stolicy "ma coś do ukrycia". "Wie, że gdyby przyszła na posiedzenie komisji, to musi najpierw złożyć przysięgę, która mówi o tym, że +jeśli skłamię podczas przesłuchania, to grozi mi do 8 lat pozbawienia wolności+" - zaznaczył.

Reklama

W ocenie wiceszefa MS jest to dla prezydent Warszawy "największy problem". "Tutaj różne teorie +chodzą+, czy przypadkiem to nie jest tak, że musiałaby się przyznać do tego, że jednak o czymś wiedziała, albo musiałaby się przyznać do tego, że miała jakieś kontakty z ludźmi, którzy są za to odpowiedzialni" - podkreślił.

Jaki zaznaczył, że są to "różne medialne teorie, różne plotki". Według niego "jedno jest pewne - widać, że pani prezydent ma coś do ukrycia".

Zapowiedział, że za kilka miesięcy zostanie przedstawiony raport o tym, "ile Warszawa straciła na decyzjach reprywatyzacyjnych, które wydała Hanna Gronkiewicz-Waltz". "Już mogę powiedzieć, że to jest kilka rocznych budżetów inwestycyjnych miasta, w dziesiątkach miliardów (złotych) liczone" - poinformował.

Pytany, czy prezydent Warszawy można doprowadzić na posiedzenie komisji weryfikacyjnej, Jaki przyznał, że komisja "ma takie prawo" i "zawsze może z tego skorzystać". Dopytywany, czy będzie chciał z tego skorzystać jako szef komisji, odparł, że "raczej, nie". "Ale komisja zawsze może podjąć taką decyzję wbrew mojej opinii, bo wiem, że takie głosy się pojawiają" - dodał.

"Ja nie będę o to wnioskował, bo uważam, że nawet jeżeli panią prezydent doprowadzimy siłą, to nie zmusimy jej do mówienia. A być może o to jej chodzi, żeby zrobić taki teatr i przedstawienie, a mi najbardziej zależy na faktach, na dowodach" - stwierdził.

Jaki zaznaczył, że komisja chce rozwikłać "jak największą liczbę spraw reprywatyzacyjnych", a prezydent Warszawy mogłaby w tym pomóc. Jednocześnie poinformował, że "pani prezydent sama, osobiście nadzorowała BGN (Biuro Gospodarki Nieruchomościami) i Jakuba R. (byłego wicedyrektora BGN)". W ocenie Jakiego była to "niestandardowa procedura", gdyż - jak wyjaśnił - "zazwyczaj tego rodzaju biura nadzorują wiceprezydenci".

"A tu nie - tu pani prezydent chciała nadzorować akurat ten departament i bezpośrednio ona była odpowiedzialna za to, co działo się w BGN-ie. Już samo to budzi wiele znaków zapytania, również w świetle tego, że - jak wiemy - rodzina pani prezydent wzbogaciła się na reprywatyzacji" - powiedział szef komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji. (PAP)

autor: Mieczysław Rudy