Religia religią, ale ja nie wyznaniowo, a raczej obywatelsko na liście ulubionych świąt na trzeciej pozycji umieszczam wigilię Bożego Narodzenia, na drugiej Środę Popielcową, a na pierwszej, jednak, Wielki Piątek. Rzecz jasna, jeśli ktoś szczególnie dba o oryginalność, może wybierać pomiędzy nocą Kupały, Dniem Hutnika i urodzinami Roberta Lewandowskiego, chociaż tradycyjne polskie święta zupełnie wystarczają, aby zastanowić się, po co „to wszystko”.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Wigilia to święto, w którym człowiek chce być z rodziną. Czasem nie chce, ale i tak jest, a w tym pogodnym (oby!) godzeniu się z rodzinnym obyczajem widzę wielką obywatelską wartość. W świecie, w którym tak wielu promuje egotyzm i indywidualizm, łatwo zatracić świadomość, że nikt nie jest samotną wyspą. Najwyżej może być wyspą opuszczoną, aby tak się nie stało, trzeba się jednak starać. Środa Popielcowa jest akurat świętem samotności, przeżywanej na pustyni, bez jedzenia, bez przyjaciół i telefonu 112. Nawet jeśli się mądrze starasz, nie unikniesz sytuacji, w których zostaniesz sam ze sobą i nie będziesz miał się na czym oprzeć. Radź sobie! Nawet nie bardzo wypada pójść do galerii handlowej, aby udawać, że jakoś to będzie. Generalnie Popielec to ostatnie uratowane przed komercją święto – dlatego takie prawdziwe.
I Wielki Piątek, piękna synteza Wigilii i Popielca! Zmierzamy ku temu, aby znowu spotkać się w bliskim gronie. „Ja”, chociaż ważne, musi się umościć pośród innych równie ważnych „ja”. Nadzieja, jak się zdaje, kompletnie leży na dnie, nawet Nauczyciel przykładnie opuszczony i uśmiercony. A przecież (przypominam: pozostawiłem na boku możliwe refleksje czysto religijne), okazuje się, że noc jest najciemniejsza przed jutrzenką. ⒸⓅ
Reklama

>>> Polecamy: Nasza świadomość to perfidne oszustwo natury? Mądry mózg, choć bez duszy [RECENZJA]