Kiedy bracia Baumruk zaczęli produkować proste części do maszyn w swoim warsztacie po upadku władz komunistycznych w Czechosłowacji, mogli polegać na jednym kluczowym elemencie: taniej sile roboczej. Ich pracownicy wykonywali pracę fizyczną za ułamek kwot, które dostawali pracownicy w sąsiednich Niemczech.

Niecałe trzy dekady później nazwana nazwiskiem założycieli firma jest nie do poznania. Hale fabryki pod Pilznem są zapełnione najnowszymi maszynami z Japonii, które wytłaczają metalowe arkusze i wycinają rury dla producentów takich jak Deere & Co. Obsługują je wysoko wykwalifikowani inżynierzy, którzy zarabiają więcej niż średnia krajowa.

„Kiedyś ludzie byli tani, a nie stać nas było na maszyny”, mówi Martin Baumruk, syn jednego z założycieli. Dziś to on kieruje firmą, której roczna sprzedaż jest warta około 10 milionów euro. „Teraz odpowiedni pracownik jest dla nas więcej wart niż drogi sprzęt”.

Baumruk ucieleśnia nową rzeczywistość, która przekształca byłe socjalistyczne gospodarki Europy Wschodniej. Rządy od Warszawy po Rygę zaczynają odbijać się od granic modelu ekonomicznego, który przez prawie trzy dekady przyciągał zachodnich inwestorów dzięki taniej, mniej wykształconej sile roboczej. Teraz jednak zarobki rosną, a bezrobocie w niektórych krajach jest na poziomie 4 procent. Politycy zaczynają rozumieć, że muszą zainwestować w badania i edukację.

Reklama

>>> Czytaj też: Najniższy poziom bezrobocia w UE od 2008 roku. Bezkonkurencyjne Czechy

„Musimy skupić się na produktach, które będą miały większą wartość dodaną”, mówi Radomir Jac, główny ekonomista praskiego oddziału Assicurazioni Generali. „Budowanie kolejnych fabryk i montażowni nie przyniesie korzyści naszej gospodarce. Może co najwyżej zwiększyć napięcie na i tak już obciążonym rynku pracy”.

To odmiana w stosunku do lat 90, kiedy upadek komunizmu przyciągnął do regionu zachodnioeuropejskie i amerykańskie firmy chcące zyskać na niskich zarobkach, a później również bezcłowy dostęp do Unii Europejskiej. W 1991 roku niemiecki Volkswagen kupił czeską Skodę. Słowacja przyjęła w swoje progi Whirlpool i stała się największym na świecie producentem samochodów w stosunku do liczby mieszkańców. Region ten stał się bardzo ważnym elementem łańcucha logistycznego niemieckiego przemysłu.

Dziś rosnące płace zaczynają powodować przenoszenie miejsc pracy w fabrykach do tańszych państw. Japońska korporacja Yazaki przenosi produkcję samochodowych instalacji elektrycznych z okolic Pilzna do Serbii, gdzie zarobki w tej branży są prawie 60 proc. niższe. W Polsce napływ pracowników z Ukrainy zapełnia dziury na rynku pracy, jednocześnie blokując wzrost płac.

Czeski rząd, dysponujący jedną z najlepiej wykształconych populacji w regionie, zatwierdził programy rozwojowe, które zachęciły BMW do zainwestowania ponad 200 mln euro w placówkę rozwojową opracowującą technologie cyfrowe i pojazdy autonomiczne. W Rumunii ulgi podatkowe przyciągnęły amerykańskie firmy Oracle i IBM.

W Polsce firmy takie jak Amazon, JPMorgan i IBM stworzyły ośrodki i centra dystrybucyjne, dzięki którym bezpośrednie inwestycje zagraniczne w 2016 roku osiągnęły rekordowy poziom 10 mld dolarów. Częściowo jest to spowodowane tym, że polscy pracownicy są lepiej wyszkoleni w stosunku do ich zarobków niż pracownicy w innych częściach Europy Wschodniej – twierdzi Joanna Tyrowicz, ekonomistka Uniwersytetu Warszawskiego i współzałożycielka centrum badawczego GRAPE.

Argumentami przeciwko Polsce są próby zwiększenia kontroli nad sądownictwem i mediami przez rząd. Turowicz dodaje, że dochodzi do tego „zwiększona niepewność dotycząca zasad opodatkowania i innych regulacji, a także zmniejszająca się stabilność warunków biznesowych, co na pewno zmniejsza wartość inwestycji w Polsce, a co za tym idzie zniechęca niektórych potencjalnych inwestorów”.

Żeby znaleźć rozwiązanie dla problemu rosnących płac Europa Wschodnia powinna spojrzeć na byłe państwa rozwijające się, takie jak Tajwan i Korea Południowa, które na przestrzeni kilku dekad przeszły z prostej produkcji do najnowszych innowacji technologicznych. Jeffry Frieden, wykładowca na Uniwersytecie Harvarda, twierdzi że państwa powinny produkować towary, które odpowiadają poziomowi zarobków, nawet kiedy te się zmieniają.

„Jeśli kraj odnosi sukces, to zarobki rosną i należy przenieść się na produkty, które wykorzystują więcej kapitału ludzkiego, czyli więcej wykształconej siły roboczej”, mówi. „Sukces większości państw, którym udało się przejść z niskich do średnich dochodów, a następnie ze średnich do wysokich, polegał na zwiększaniu jakości siły roboczej, a to oznacza edukację”.

Przeniesienie pracowników na bardziej specjalistyczne miejsca pracy wymaga badań i innowacji, a w Europie Wschodniej postępy w tej dziedzinie nie są wystarczająco szybkie. Badanie Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju pokazało, że liczba wydawanych patentów w stosunku do populacji – stosowana jako miernik innowacyjności – pomiędzy rokiem 2002 a 2015 wzrosła w tym regionie o mniej niż 50 procent. W tym samym czasie liczba patentów wydawanych w Chinach wzrosła o 3000 procent, a w Korei Południowej o 317 procent.

„Zmiana modelu ekonomicznego nie jest łatwa”, mówi David Marek, główny ekonomista praskiego oddziały Deloitte. „Gospodarki wschodnioeuropejskie nie wydostaną się z pułapki bycia ‘montażownią’ Zachodu dopóki nie zaczną porządnie inwestować w badania i rozwój”.

>>> Polecamy: Polska ciągle gra w innej lidze niż Niemcy. Ten wskaźnik pokazuje, że kapitał ma narodowość