Zwycięstwo premiera Viktora Orbana i jego ugrupowania Fidesz w czasie niedzielnych wyborów na Węgrzech mogło rozczarować europejskich liberałów, ale pokazuje jednocześnie ważną prawdę: granice tego, co akceptowalne po prawej stronie sceny politycznej, przesunęły się jeszcze bardziej na prawo.

Orban był często traktowany jak europejska czarna owca, outsider, który rzuca wyzwanie europejskim wartościom, zły przykład dla innych, np. dla nacjonalistów w Polsce, w Czechach i na Słowacji oraz partii prawicowych w Europie Zachodniej. I rzeczywiście, liderka francuskich nacjonalistów Marie Le Pen oraz czołowa członkini antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD) Beatrix von Storch czy holenderski populista Geert Wilders z radością pogratulowali Orbanowi uzyskania konstytucyjnej większości w węgierskim parlamencie. Wszyscy oni należą do grupy politycznych wygnańców w Europie, których sukcesy wyborcze budzą przerażenie mediów na Starym Kontynencie, ale nie są na tyle duże, aby rządzić danym krajem.

Co ważne jednak, Viktor Orban nie jest częścią tej grupy. Jego partia Fidesz należy do tej samej frakcji w Parlamencie Europejskim, co partia Angeli Merkel CDU, czyli do Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Pomimo sporadycznej krytyki w ramach Europejskiej Partii Ludowej Fidesz jest dobrym członkiem EPL, a lider europejskiej frakcji Joseph Daul życzył Orbanowi sukcesu przed niedzielnymi wyborami.

Niemiecki minister zdrowia Jens Spahn, który jest typowany na potencjalnego następcę Angeli Merkel jako lidera CDU, pochwalił niedawno stanowisko Orbana ws. imigracji. „Jest dużo krytyki wokół Viktora Orbana, ale to on egzekwuje europejskie prawo na granicach i to on strzeże granic Europy” – komentował Spahn.

Reklama

Polityka balansowania Orbana sprawiła, że pozostał on częścią posiadającej legitymację europejskiej prawicy. W Niemczech jego sojusznicy to prawicowe skrzydło CDU, a nie Alternatywa dla Niemiec (AfD). Z kolei w Austrii sojusznikami węgierskiego premiera jest Austriacka Partia Ludowa kanclerza Sebastiana Kurza, a nie skrajnie prawicowa Partia Wolności, która jest w koalicji z ugrupowaniem Kurza. I pomimo, że holenderski premier Mark Rutte nazwał stanowisko Orbana ws. kwot uchodźców „haniebnym”, to on sam zaostrza politykę imigracyjną oraz używa retoryki podobnej do Viktora Orbana.

Orban nie jest outsiderem, ponieważ konsekwentnie zwycięża w wyborach. Pomimo wszystkiego, co czytamy i słyszymy o zachwianiu społeczeństwa obywatelskiego na Węgrzech i wysiłkach propagandowych ugrupowania Orbana, często porównywanych do Władimira Putina, węgierskie wybory, w przeciwieństwie do tych rosyjskich, były na tyle wolne i uczciwe, że kraj ten wciąż pozostaje demokracją. I choć OBWE, która obserwowała wybory na Węgrzech, odnotowała „kurczącą się przestrzeń dla debaty politycznej” oraz pojawienie się praw ograniczających do pewnego stopnia pluralizm mediów, to nie wskazała na brak możliwości poszczególnych partii do dotarcia do wyborców.

W czasie ostatnich wyborów Fidesz zwyciężył przy wyjątkowo i niespodziewanie wysokiej frekwencji – 69 proc. (w 2014 r. było to 62 proc.). To zupełnie coś innego niż nieprawdziwe zwycięstwo Władimira Putina sprzed miesiąca.

Z wyborczymi sukcesami, które są większe niż w przypadku jakiejkolwiek innej partii centroprawicowej w Europie, Orban przesunął granice akceptacji głównego nurtu gdzieś do strefy pomiędzy tradycyjną centroprawicą, a skrajną prawicą. Węgierski premier uzyskał ten efekt sukcesywnie przekraczając granicę. Np. jego teorie spiskowe na temat wroga w osobie George’a Sorosa wciąż nie są częścią głównego nurtu, ale już jego nacisk na „europejską czystość kulturową” wszedł do mainstreamu: debata nad niemiecką „leitkultur” (kulturą wiodącą) przestała być czymś nietypowym.

Orban potrafił wykorzystać przewagi, jakie daje pozycja przecierającego szlaki. Węgierski premier poszerzył grunt dla prawicy zanim liberalna wówczas Unia Europejska zdołała go powstrzymać, a także udało mu się uniknąć ostrej krytyki dzięki temu, że Węgry jako postkomunistyczny kraj potrafiły prowadzić skuteczną politykę gospodarczą.

Wygrywając, Orban pomógł stworzyć nową normę wewnątrz Unii Europejskiej. Chodzi o sytuację, w której UE ma wybór pomiędzy próbą zmuszenia nieliberalnych rządów do prowadzenia liberalnej polityki, a pójściem na kompromis z nieliberalnymi rządami i przyjęciem tego rozwiązania jako akceptowalnej rzeczywistości. Istnieje wiele przesłanek, które pokazują, że Bruksela może wybrać tę drugą opcję. Prawdopodobnie UE porzuci procedurę wobec Polski, w wyniku której Warszawa straciłaby głos w ramach Wspólnoty w zamian za niewielkie ustępstwa ze strony polskiego rządu ws. sądownictwa. Propozycje premiera Mateusza Morawieckiego ws. tych ustępstw nie zostały odrzucone, zaś umowa pozwalająca wyjść wszystkim stronom z twarzą jest w trakcie negocjacji.

Rzeczywiście, Unia Europejska nie jest w stanie zwalczać umacniających się tendencji centroprawicowych na wszystkich frontach, które otworzyła – w Polsce, w Austrii czy ostatnio we Włoszech. To dlatego nie ma dziś skoordynowanej polityki bojkotu Austrii – w przeciwieństwie do roku 2000, kiedy to Partia Wolności uzyskała część resortów. Bruksela zatem będzie akceptować prawicę w stylu Orbana tak długo, jak pozostanie ona centrystyczna i wyżej ceniąca negocjacje niż bunt, a także o ile nie będzie kwestionować członkostwa kraju w Unii Europejskiej.

Jeśli posłucha się retoryki Orbana, można stwierdzić, że jest on prawdziwym buntownikiem. „Z jednej strony siły narodowe i demokratyczne, z drugiej zaś ponadnarodowe i antydemokratyczne” – w taki sposób węgierski premier zarysował w niedawnym przemówieniu linie podziału. W praktyce jednak Viktor Orban nigdy nie odrzucił dialogu z Unią Europejską. To właśnie jego działania, a nie retoryka, były analizowane przez tych, którzy poszli jego drogą.

Unia Europejska nie może dłużej udawać, że Orban jest izolowany lub że poniósł klęskę, choć oczywiście musi monitorować rosnący problem korupcji, stanowiący piętę achillesową jego rządów. To gra obliczona na długi czas. W tym samym czasie Europa musi nauczyć się współpracować z rządami w stylu Orbana, gdyż niektórzy z największych członków UE mogą pójść tą drogą – może nawet same Niemcy.

CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT

>>> Orban znów bierze wszystko. Co to oznacza dla Polski i Europy?

>>> Wybory na Węgrzech: Koalicja Orbana zdobywa większość 2/3 w parlamencie przy rekordowej frekwencji

>>> "Historyczne wyniki wyborów na Węgrzech" [KOMENTARZE]

>>> Kryzys migracyjny jest Orbanowi niezbędny. Bez niego Fidesz tracił poparcie

>>> Jak wygląda polityka socjalna Węgier? Przyszli rodzice podpisują z państwem umowy na potomstwo