Rosyjskie interwencje, dezinformacja i propaganda mogą przybierać na sile wraz z rozwojem technologii, a będzie się tak działo, dopóki Zachód będzie umożliwiał zbieranie na to funduszy - mówili we wtorek w europarlamencie eksperci od polityki wschodniej.

Dyskusję zatytułowaną "Rosyjski koń trojański w UE: populizm, pieniądze i dezinformacja" zorganizowała łotewska europosłanka z Europejskiej Partii Ludowej Sandra Kalniete.

Jak podkreślała dr Alina Poljakowa z waszyngtońskiego Instytutu Brookingsa, Rosja testowała swoje narzędzia, które mają podważyć instytucje, wartości i zasady państw demokratycznych, przede wszystkim w Europie Środkowej i Wschodniej. "Nie muszę przypominać przypadku Ukrainy i Gruzji, żeby pokazać, jak poważne mogą być wojskowe i pozawojskowe operacje rosyjskie i do czego Kreml może się posunąć, aby zakłócić drogę tych krajów w kierunku integracji euroatlantyckiej" - podkreślała ekspertka.

Przyznała, że mimo wszystkiego, co się wydarzyło zarówno w Gruzji, jak i na Ukrainie, rosyjskie ingerencje w wybory w USA, we Francji czy Niemczech były odebrane jako niespodziewany ruch. Wśród narzędzi, jakimi posługuje się Moskwa, Poljakowa wymieniała dezinformację cyfrową, szerzoną głównie za pomocą mediów społecznościowych, sieć współpracujących z Kremlem europejskich partii politycznych oraz cyberataki.

Wskazywała, że współrządząca w kraju Austriacka Partia Wolności (FPOe) i węgierski Fidesz to tylko niektóre z ugrupowań, które wspierają interesy rosyjskie w UE. "Istnieją co najmniej cztery partie, które mają formalne porozumienie z Jedną Rosją. Cel jest zawsze ten sam: podważanie europejskiej polityki, wspieranie dzielących kwestii, aby rozbijać konsensus we wszelkich europejskich czy transatlantyckich inicjatywach" - podkreślała.

Reklama

Zdaniem badaczki w ciągu 3-5 lat pojawią się nowe zagrożenia wraz z rozwojem sztucznej inteligencji czy symulacji umożliwiających podrabianie głosu i obrazu. Jak wskazała, w tej chwili Facebook czy Twitter bardzo łatwo mogą rozpoznać boty, czyli konta, za którymi stoją nie ludzie, a maszyny. Jednak w niedalekiej przyszłości konta takie będą mogły prowadzić rozmowy, wyrażać emocje i będzie je bardzo trudno zidentyfikować, a co za tym idzie - deaktywować.

Poljakowa zaznaczyła, że Zachód nie odpowie na rosyjską propagandę "ministerstwem prawdy" czy swoją własną propagandą, ale nie jest całkowicie bezbronny. Jej zdaniem należałoby m.in. zakwalifikować rosyjskie "media", takie jak Sputnik czy Russia Today, jako organizacje propagandowe i przez regulacje zmusić Facebooka czy Google do tego, by "informacje" od nich nie pokazywały się na pierwszych stronach w wynikach wyszukiwania czy na samej górze osi czasu.

Dyrektor rosyjskiego programu Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA) w Waszyngtonie Brian Whitmore mówił, że decyzja o tym, by mieszać się w wybory w Stanach Zjednoczonych, zapadła na Kremlu w tym samym czasie, w którym wybuchła afera Panama Papers. Jego zdaniem prezydent Rosji Władimir Putin odebrał ujawnienie przez dziennikarzy informacji o ukrywaniu pieniędzy w rajach podatkowych (sprawa dotyczyła nie tylko bogatych Rosjan, ale też przedstawicieli wielu innych krajów), jako atak na niego i jego otoczenie.

Whitmore tłumaczył, że z perspektywy Putina nie ma czegoś takiego jak niezależne dziennikarstwo, dlatego rosyjski przywódca uznał ujawnienie Panama Papers za spisek służb zachodnich. Ekspert podkreślał, że tak jak w Rosji niezależne media zostały zastąpione przez tuby propagandowe, tak organizacje pozarządowe przez organizacje zależne od władz. "Powstał cały ekosystem tej ciemnej mocy" - wskazywał.

Inny z ekspertów Ilja Zasławskij z Free Russia Foundation wskazywał na okoliczności, jakie pozwalają dzisiejszej Rosji tak mocno angażować się w wewnętrzne sprawy krajów zachodnich. Jak tłumaczył, jest to po pierwsze skoncentrowanie przez Putina i ludzi z jego otoczenia ogromnych pieniędzy, z drugiej naturalna otwartość Zachodu, a z trzeciej niewielkie koszty lobbystów i prowadzenia kampanii. Jego zdaniem racjonalnym podejściem Zachodu byłoby zablokowanie kanałów dopływu pieniędzy dla Rosjan.

Jak wskazywał, źródłem środków dla Kremla jest ropa i gaz, za które płacą państwa zachodnie. Zasławskij uważa, że być może należałoby wobec Rosji postąpić tak jak wobec Iranu, nakładając na ten kraj ograniczenia w sprzedaży surowców.

>>> Czytaj też: Kreml chce stworzyć raje podatkowe dla oligarchów objętych sankcjami przez USA