Ten kontynent to nie tylko migracje, bieda i wojny. To też najnowocześniejsze na świecie rozwiązania finansowe i drony dostarczające do szpitali krew.
Nairobi. W godzinach szczytu elegancko ubrani Kenijczycy i Kenijki spieszą do pracy. Przeważają garnitury i białe bluzki w połączeniu z ciemnymi spódnicami. Panie obowiązkowo w butach na obcasach. W centrum stolicy tego jednego z najszybciej rozwijających się krajów Afryki dominują wieżowce, które górują nad kilkupiętrowymi domami oraz targowiskami. Ogromna rzeka ludzi płynie piaskowo-asfaltowymi ulicami miasta, trudno się przebić przez zwarty tłum. Niemal wszyscy mają w rękach smartfony. Są non stop online.
Kenijska klasa średnia rośnie w siłę i to do niej kierowane są nowoczesne usługi finansowe oferowane przez fintechy (firmy działające w branżach finansowej i technologicznej), telekomy i państwo. Wprawdzie ubrania (perkale i poliestry) oraz samochody (głównie używane, francuskie i brytyjskie marki) zdecydowanie odstają jeszcze od jakości produktów dostępnych Europejczykom, ale w branży usług finansowych Kenia wyprzedza wiele państw Starego Kontynentu.
Choć, z drugiej strony, tradycje nadal są tu silne, bo nigdzie na świecie nie ma tylu firm, które zachęcałyby do wykupienia ubezpieczenia pokrywającego koszty własnego pogrzebu. Dla wielu Afrykanów to jeden z najważniejszych ceremoniałów, który wymaga odpowiedniej oprawy. Pogrzeb więc kosztuje i bywa, że trzeba się zadłużyć z tego powodu. Stąd i cały biznes oferujący nawet mikroubezpieczenia dla najbiedniejszych.

Afrykańska awangarda

Reklama
W zeszłym roku Kenia jako pierwsze państwo na świecie zaoferowała obywatelom zakup obligacji wyłącznie przez platformę mobilną. Takie działanie plasuje kenijski bank centralny i rząd w awangardzie usług finansowych nie tylko na kontynencie afrykańskim, ale i na całym świecie. A to nie wszystko. Według danych Citibanku z grudnia 2017 r. majątek Kenijczyków ulokowany w kryptowalutach odpowiadał 2,5 proc. PKB tego państwa (dziś, po załamaniu kursu bitcoina i innych kryptowalut z połowy grudnia 2017 r., to już znacząco mniej).
Mnożące się jak grzyby po deszczu kryptowaluty budzą w Europie i USA wiele skrajnych emocji. Systemy pozostające poza kontrolą państw, będące de facto skomplikowanym zapisem elektronicznym rozproszonego systemu księgowego bazującego na kryptografii, do którego szyfrowania potrzebna jest potężna moc obliczeniowa komputerów, budzą nieufność urzędników, ekonomistów i wielu zachodnich inwestorów. Polska Komisja Nadzoru Finansowego wydała nawet ostrzeżenie dotyczące kryptowalut, a w amerykańskim Kongresie debatowano w marcu nad uregulowaniem tego młodego rynku.
Tymczasem dla szefa Banku Centralnego Kenii Patricka Njoroge inwestowanie w kryptowaluty samo w sobie nie jest złe. Niedawno stwierdził, że „technologia blockchain może być bardzo przydatna, jednak należy zachować ostrożność, bo cały proces przypomina kulę śnieżną, nad którą trudno zapanować i można wiele stracić”. Ta nowa technologia (choć znana od dekady), o której tak intensywnie dyskutuje się w Europie czy Ameryce, zdobywa w Kenii coraz więcej zwolenników. Odpowiadając na potrzeby swoich obywateli, na początku marca rząd utworzył grupę roboczą, która ma ocenić potencjalne ryzyko technologii blockchain. Do czerwca mają powstać rekomendacje rządowe w tym zakresie.
Kenia nie jest jedynym państwem, które przygotowuje się do funkcjonowania w świecie walut wirtualnych. W Republice Afryki Południowej Absa Bank, filia Barclays Africa, w 2016 r. ogłosił, że dołącza do konsorcjum R3CEV, które wraz z innymi 70 instytucjami finansowymi chce rozwijać technologię blockchain. Instytucje finansowe i banki w RPA zawierały już między sobą kontrakty rozliczane w ethereum. Prowadzone są testy procesu, który pozwalałby na udzielanie kredytów w kryptowalutach.
Zainteresowanie kryptowalutami i fintechami w Afryce jest niezwykle duże. Inwestorzy i handlowcy szukają sposobu na uzyskanie taniego kredytu i obniżania kosztów transakcyjnych operacji finansowych. Uganda w zeszłym roku już po raz trzeci zorganizowała konferencję „Blockchain Africa”, podczas której dyskutowano na temat prawnych, ekonomicznych i socjologicznych aspektów korzystania z kryptowalut.
Kraje Afryki Zachodniej przygotowują się z kolei do emisji e-CFA, wirtualnej wersji franka CFA, który powiązany jest z systemem monetarnym Francji, czyli de facto ze strefą euro. Frank CFA, waluta kilkunastu krajów Afryki, został utworzony w 1945 r. w czasach francuskiej kolonizacji na kontynencie. Mimo licznych dyskusji i krytyk waluta przetrwała do dziś, a powiązanie z kursem euro sprawia, że z jednej strony cieszy się zaufaniem i wiarygodnością inwestorów, z drugiej nie może być dewaluowana w czasach kryzysów, co uniemożliwia afrykańskim państwom prowadzenie polityki monetarnej ukierunkowanej na stymulowanie wzrostu gospodarczego. Ponadto kraje strefy franka CFA muszą wpłacać 50 proc. swoich rezerw walutowych do francuskiego banku centralnego.

Gotówka to przeżytek

– Stworzenie systemu płatności mobilnych, który umożliwia zaciąganie nawet krótkoterminowego kredytu, jest czymś, co zrewolucjonizowało Kenię. Bo tu każdy, nawet najbiedniejszy mieszkaniec ma telefon komórkowy – podkreśla w rozmowie z DGP dr Jarosław Wieczorek z MFW. M-Pesa, bo o tym systemie mowa, została utworzona w 2007 r. przez Safaricom, największego operatora komórkowego w Kenii i Tanzanii.
Usługa pozwala na przechowywanie pieniędzy na specjalnym koncie bankowym i wykonywanie transakcji finansowych (do kwoty 70 tys. kenijskich szylingów, ok. 675 dol.). W 2012 r. z M-Pesa w Kenii korzystało 17 mln osób, a w Tanzanii – 7 mln. Dziś na platformie zarejestrowanych jest 30 mln użytkowników z 10 państw. Słowo „pesa” w języku suahili znaczy pieniądze, a dzięki platformie niemal każdy może mieć obecnie do nich dostęp.
Rocznie wykonywane są miliardy transakcji – od opłat za jedzenie czy mieszkanie przez transfery międzynarodowe czy płacenie składek na ubezpieczenie. Wartość transakcji wykonanych na platformie w 2017 r. wyniosła ponad 13 mld dol. Zdaniem Jarosława Wieczorka M-Pesa znacząco wpłynęła na redukcję biedy w Kenii i dała impuls do rozpoczęcia biznesu i dostęp do kapitału wielu początkującym przedsiębiorcom.
Tradycyjne instytucje pozazdrościły Safaricomowi sukcesu. Kenijski Związek Banków, zrzeszający ponad 40 podmiotów, planuje uruchomienie własnej platformy do płatności mobilnych. Eksperci są jednak sceptyczni, czy banki będą w stanie przejąć rynek wszechobecnej M-Pesy. Niewykluczone, że zdecydują się na wyższy limit transakcji, kierując tym samym ofertę do bogatszych użytkowników i większych firm. Jednak Bob Collymore, prezes Safaricomu, nie obawia się konkurencji ze strony banków, podkreślając silną pozycję marki M-Pesa. Ma przy tym niestandardowe podejście do tradycyjnego pieniądza. Jego zdaniem „gotówka jest naszym wrogiem”, bo z jednej strony jej posiadanie nie jest bezpieczne, z drugiej – ekonomicznie nie ma większego sensu, ponieważ szybko traci na wartości. Zdaniem Collymore’a banki wciąż ignorują najbiedniejszych klientów, a oni stanowią podstawę piramidy społecznej w wielu krajach, M-Pesa zaś pozwala przesyłać nawet najmniejsze kwoty, także poniżej 1 dol., co dla większości banków odpowiadałoby poziomowi samej opłaty za transakcję.

Drony ratują życie

Rwanda, znana w Europie przede wszystkim ze swojej dramatycznej historii, wojen domowych między plemionami Tutsi i Hutu i ludobójstwa, w ostatnim czasie również zaczęła się dynamicznie rozwijać, w dużej mierze bazując na ciekawych technologicznie rozwiązaniach. W latach 2004–2017 wzrost PKB kraju wynosił między 6 a 9 proc. rocznie. Prognoza OECD dla Rwandy na ten rok też jest optymistyczna – 6,8 proc. Bank Światowy w swoim indeksie Doing Business w 2017 r. określił ten kraj jako championa przyciągającego inwestycje. Plasując go na drugim miejscu na kontynencie, tuż za Mauritiusem.
– Rwanda jest krajem, który mimo niewielu bogactw naturalnych szybko się rozwija, a administracja dużą wagę przywiązuje do edukacji społeczeństwa oraz do zatrudniania kobiet – wyjaśnia dr Jarosław Wieczorek. I dodaje, że kraj ten – obok Kenii i Ugandy – staje się jednym z technologicznych liderów Afryki, gdzie funkcjonują ciekawe firmy z branży IT, a młodzi ludzie programują i tworzą mnóstwo aplikacji mobilnych.
W 2016 r. rwandyjskie ministerstwo zdrowia podpisało umowę ze start-upem, Zipline na dostarczanie za pomocą dronów krwi do szpitali w oddalonych regionach kraju. Średni czas lotu urządzeń zaopatrzonych w minispadochrony, które amortyzują lądowanie przesyłek, to ok. 30 minut. Już 12 szpitali w Rwandzie korzysta z tej usługi. Inne kraje Afryki, jak Tanzania, także przymierzają się do kupna dronów transportujących krew.
Zdaniem Kellera Rinaudo, współzałożyciela firmy Zipline, drony nie tylko zrewolucjonizują transport towarów na kontynencie, ale umożliwią afrykańskim państwom stanie się w przyszłości liderami w światowej logistyce. Pomysł na zastosowanie dronów w służbie zdrowia powstał w 2014 r. w tanzańskim instytucie zdrowia Ifakara, gdzie Rinaudo poznał studenta, który stworzył mobilny system alertów dla pracowników pogotowia umożliwiających zamawianie leków i szczepionek. Aplikacja pozwalała zgłaszać zapotrzebowanie, ale problemem pozostał transport tychże leków do szpitali i klinik. Rozwiązaniem stały się drony. Zipline planuje w tym roku podpisać umowę z ponad tysiącem klinik na dostawy szczepionek, leków na HIV oraz na malarię. Lekarze rwandyjscy i tanzańscy logują się do aplikacji Zipline lub zgłaszają zapotrzebowanie na leki za pomocą popularnego internetowego komunikatora WhatsApp.

Zmierzyć i zrozumieć Afrykę

Afryka szybko nadrabia zaległości, a motorem jej rozwoju stają się coraz lepiej wykształceni ludzie. Afrykańczycy są innowacyjni nie tylko w sferze fintechów, aplikacji mobilnych i logistyki, ale również w naukach ekonomicznych. Dwóch naukowców prowadzących badania na Uniwersytecie w Montrealu – Nigeryjczyk Mamoudou Gazibo i Kameruńczyk Olivier Mbabia – doszli do wniosku, że gospodarki i otoczenie społeczne krajów Afryki nie mają odpowiednich rankingów, które pozwalałyby inwestorom zainteresowanym inwestycjami w Afryce rozumieć ten tak różnorodny kontynent, a politykom społecznym i decydentom porównywać warunki społeczno-ekonomiczne między krajami.
Naukowcy chcą w najbliższych tygodniach opublikować indeks krajów Afryki, który będzie brał pod uwagę nie tylko rozwój gospodarczy, bezpieczeństwo, poziom korupcji, lecz także rozwój społeczeństw, nierówności społeczne mierzone z pomocą wskaźnika Giniego, poziom rozwoju infrastruktury, edukacji, udział kobiet w życiu publicznym czy emigrację. Dlaczego Afryka potrzebuje swojego własnego systemu oceny? Zdaniem Mamoudou Gazibo w większym stopniu niż na innych kontynentach należy tu opisywać aspekt bezpieczeństwa i zagrożenia wojnami oraz potencjał wzrostu poszczególnych krajów. Które kraje znajdują się w czołówce rozwoju i z największym potencjałem rozwoju społecznego w najbliższych latach zdaniem afrykańskich ekonomistów? Pierwsze pozycje zajmują Mauritius, RPA, Seszele, Botswana, wysoko plasują się opisywane przez nas Rwanda i Kenia. Koniec rankingu zamykają Somalia, Sudan Południowy, Czad, Republika Środkowej Afryki, czyli kraje, które od lat zmagają się z wojnami.
– Tam, gdzie nie ma pokoju, nie można robić biznesu – wyjaśnia mi kenijski biznesmen Perry Kansagra, właściciel dużego koncernu afrykańskiego aktywnego w kilku branżach. – Gospodarka Kenii, jak i wielu innych krajów rozwija się, ale czekają nas jeszcze lata ciężkiej pracy, a największym problemem pozostaje dla nas bezpieczeństwo – dodaje. Kansagra utrzymuje pokaźną ochronę zarówno w swoim domu na obrzeżach Nairobi, jak i w firmie. Niepokoi go migracja z Somalii i Sudanu. I co ciekawe, nie biedni ludzie przybywający do Kenii za pracą, ale bogaci Somalijczycy wykupujący nieruchomości w Nairobi. Skąd takie majątki przybyszów? W grę mogą wchodzić niestety także przemyt, narkotyki, handel ludźmi, terroryzm.
Perry Kansagra jest jednym z kilku tysięcy afrykańskich biznesmenów, którzy odnieśli sukces, tworząc firmy aktywne w kilku branżach. Jak zauważa Boston Consulting Group w swoim kwietniowym raporcie pt.: „Dla zjednoczonej Afryki: kluczowa rola przedsiębiorstw afrykańskich w budowaniu kontynentu”, firmy afrykańskie są coraz bardziej aktywne. To widoczna od kilku lat tendencja. W latach 2006–2007 wartość ich inwestycji wynosiła zaledwie 3,7 mld dol. Dekadę później zainwestowały na kontynencie już 10 mld dol. Eksport pomiędzy krajami Afryki wzrósł w tym czasie z 41 mld do 65 mld dol. 30 największych firm afrykańskich działa już na obszarze 16 krajów. W 2008 r. takich ponadnarodowych przedsiębiorstw było zaledwie osiem. Pionierami Afryki, według raportu, jest 150 firm, z czego 75 to przedsiębiorstwa panafrykańskie, a pozostała połowa ponadnarodowe. Perry Kansagra również ma apetyt na inwestycje poza kontynentem, w Europie. Do tej pory inwestował w nieruchomości, ale nie zamierza na tym poprzestać.

>>> Czytaj też: Ukraińcy okazali się zbawieniem dla polskiej gospodarki