Górka-Winter podkreśliła, że odwetowe naloty koalicji amerykańsko-brytyjsko-francuskiej na cele w Syrii był atakiem przeprowadzonym z chirurgiczną precyzją na instalacje, gdzie mogła znajdować się broń chemiczna.

"Chodziło o to, aby dać sygnał, że rząd Asada nie może wykorzystywać broni chemicznej przeciwko własnej ludności i to zostało wyraźnie pokazane" - oceniła.

Zdaniem ekspertki nadmierne osłabienie reżimu Baszara el-Asada nie jest obecnie celem Zachodu, bo oznaczałoby "wsparcie różnego rodzaju rebeliantów, czyli zachwianie jakiegoś układu sił", które zajęłyby miejsce wojsk rządowych. Wskazała, że do takiej sytuacji doszło m.in. po interwencji w Libii, gdzie "po zniszczeniu wojsk sił rządowych" ich miejsce zajęły ugrupowania, które było jeszcze trudniej kontrolować.

Górka-Winter zaznaczyła, że obecnie trudno ocenić, jak rozwinie się sytuacja w Syrii, zaś w dużej mierze będzie to zależało od tego, czy kraje Zachodu chcą jedynie pozbawić Asada potencjału szkodzenia własnej ludności, czy planują zmianę rządu w Syrii. "Na razie nie wydaje się, żeby taki plan istniał dlatego, że w grę wchodzą silne interesy rosyjskie" - oceniła.

Reklama

Według ekspertki wiele wskazuje na to, że atak był pozorowany, "tzn., że nie było wątpliwości co do czasu, kiedy nastąpi". Jak dodała, był on najprawdopodobniej przeprowadzony w porozumieniu z Rosją.

"Przeprowadzenie tego ataku bez porozumienia przynajmniej z Rosją mogłoby spowodować dużą eskalację (...). Rosja w Syrii ma swoje interesy, chodzi o dostęp do Morza Śródziemnego, porty morskie, więc walka z tymi interesami mogłaby oznaczać zaangażowanie się w konflikt militarny na dłużej. Byłby to konflikt między państwami, w którym moglibyśmy się spodziewać efektu domina, czyli sytuacji bardzo groźnej dla międzynarodowej stabilności i pokoju" - powiedziała dr Beata Górka-Winter.

Połączone siły lotnictwa amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego przeprowadziły w sobotę nad ranem serię nalotów w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej podczas ataku 7 kwietnia w mieście Duma we Wschodniej Gucie, na wschód od Damaszku. O ten atak chemiczny kraje zachodnie oskarżają armię prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Koalicja zbombardowała obiekty w Damaszku i na zachód od miasta Hims.

Prezydent USA Donald Trump, informując o ostrzałach, powiedział m.in., że naloty odwetowe są konsekwencją niedotrzymania przez Rosję danego słowa w sprawie likwidacji broni chemicznej w Syrii. "Nie byłoby ich, gdyby Rosja nie poniosła porażki w swych planach powstrzymania Asada przed sięgnięciem po broń chemiczną" - zaznaczył Trump.(PAP)

autor: Marcin Chomiuk