Santos Silva przypomniał, że bombardowania "zostały przeprowadzone przez trzy kraje, które są przyjaciółmi i sprzymierzeńcami Portugalii".

Ostrzegł jednak, że choć rozumie motywy działania koalicji, która przeprowadziła ataki, to ofensywa państw zachodnich może mieć negatywne konsekwencje dla sytuacji na Bliskim Wschodzie. "Należy unikać jakiegokolwiek nasilenia konfliktu w Syrii, prowadzącego do większego zagrożenia, destabilizacji i cierpienia w regionie" - oświadczył szef portugalskiego MSZ.

Santos Silva zaznaczył przy tym, że ataki są konsekwencją działań syryjskiego reżimu, który "korzystał ze środków i form działań zbrojnych, jakich ludzkość nie może zaakceptować".

Centroprawicowa opozycja oraz niektórzy komentatorzy wskazują, że zarówno w polityce wewnętrznej, jak i międzynarodowej gabinet premiera Antonia Costy jest zakładnikiem komunistów i Bloku Lewicy - ugrupowań sympatyzujących z Rosją i jej sojusznikami, m.in. z Syrią. Dzięki poparciu tych partii mniejszościowy rząd socjalistów ma większość w portugalskim parlamencie.

Reklama

Połączone wojska USA, Wielkiej Brytanii i Francji w sobotę nad ranem przeprowadziły serię nalotów na cele w Syrii w ramach odwetu za użycie przez władze syryjskie broni chemicznej podczas ataku 7 kwietnia w mieście Duma we Wschodniej Gucie pod Damaszkiem; zginęło wówczas ponad 60 osób. Według USA celem był wojskowy ośrodek naukowo-badawczy w Damaszku, zajmujący się technologią broni chemicznej, oraz składy znajdujące się na zachód od miasta Hims. (PAP)