Protestujący zostali zaatakowani w nocy z niedzieli na poniedziałek przez tłum, który domagał się, żeby opuścili plac Safony w Mitilini. Oprócz 120 migrantów ubiegających się o azyl policjanci aresztowali także - za rzekome nielegalne obozowanie - dwóch Greków, którzy przyłączyli się do protestu.

Protesty na wyspie rozpoczęły się po tym, gdy w ubiegłym tygodniu sąd najwyższy orzekł, że migranci przybywający na greckie wyspy z Turcji mogą swobodnie przemieszczać się na część kontynentalną Grecji w czasie, gdy ich wnioski o azyl są rozpatrywane. Orzeczenie nie ma jednak mocy wstecznej, co oznacza, że migranci, którzy już przebywają na wyspach, nie mogą skorzystać z tego prawa.

Jeszcze przed nocnymi starciami burmistrz wyspy Spyros Galinos ponowił apel do greckiego rządu o zmniejszenie utrzymującego się wysokiego poziomu przeludnienia w obozach dla migrantów na Lesbos i innych wyspach.

"Jest 10 tysięcy osób ubiegających się o azyl, a nasza gmina liczy 27 tys. ludności. Nasza wyspa ponownie jest zakładnikiem" - napisał w liście do greckiego ministra ds. polityki migracyjnej Dimitrisa Vitsasa. "Lesbos nie może dłużej tego wytrzymać" - dodał.

Reklama

Według rządzącej lewicowej partii Syriza skrajni "prawicowi bandyci" byli odpowiedzialni za nocne ataki na migrantów.

"To była dobrze zorganizowana akcja, z zamiarem zabójstwa, z udziałem skrajnie prawicowych, przestępczych i chuligańskich elementów, które nie mają nic wspólnego z wyspą i jej tradycjami" - napisano w oświadczeniu Syrizy.(PAP)