Głosowanie rozpoczęło się o godz. 7 (godz. 8 w Polsce) i potrwa do godz. 22 (godz. 23). Wśród najważniejszych pojedynków wyborczych będzie m.in. walka o kontrolę nad 32 radami dzielnic w Londynie.

Analitycy ostrzegli jednak przed wyciąganiem pochopnych wniosków na temat polityki krajowej na podstawie wyników czwartkowego głosowania ze względu na różne cykle wyborcze (w Wielkiej Brytanii wybory samorządowe odbywają się w różnych częściach kraju w różnych terminach) oraz różnice w organizacji rad dzielnic i miast.

W porównaniu z poprzednimi wyborami w tej grupie okręgów wyborczych w 2014 roku opozycyjna Partia Pracy będzie broniła 2,3 tys. mandatów, rządząca Partia Konserwatywna - 1,4 tys., Liberalni Demokraci - 473, Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) 136, a Zieloni - 32. Eksperci podkreślają, że to zmiany w ich stanie posiadania powinny być punktem odniesienia, a nie ogólny procent uzyskanych głosów, który może nie być reprezentatywny dla całego kraju.

Profesor Simon Hix z London School of Economics (LSE) zaznaczył, że w przypadku Londynu zdecydowanym faworytem jest Partia Pracy, która w porównaniu z poprzednimi wyborami może zwiększyć swoje wpływy w mieście dzięki temu, że w 2016 roku jej kandydat Sadiq Khan zwyciężył w walce o stanowisko burmistrza.

Reklama

Hix zaznaczył, że w tym roku przeprowadzone zostały kampanie mające na celu rejestrację w spisie wyborców ponad 3,3 mln obywateli Unii Europejskiej, w tym miliona Polaków; będzie to dla nich pierwsza okazja do zagłosowania w wyborach od czerwca 2016 roku, gdy Wielka Brytania zadecydowała o wyjściu z UE.

Jak wynika z danych przygotowanych przez aktywistę polonijnego Wiktora Moszczyńskiego w samym Londynie do głosowania zarejestrowanych jest ponad 110 tys. Polaków. Najwięcej polskich wyborców jest w zachodniej dzielnicy Ealing (14,9 tys.), a także Hounslow (8,5 tys.) i Brent (6,3 tys.) na północnym zachodzie stolicy.

Między innymi na ich głosy będzie liczyło wielu polskich kandydatów. Z przeprowadzonej przez PAP analizy ponad 16,1 tys. nazwisk osób ubiegających się o mandat wynika, że w wyborach weźmie udział 117 osób, które są Polakami lub mają polskie korzenie.

Większość - 69 osób - będzie ubiegać się o mandaty z ramienia największych partii: rządzący konserwatyści wystawili 26 Polaków, proeuropejscy Liberalni Demokraci - 14, Zieloni - 13, Partia Pracy - 12, po dwie osoby reprezentują też UKIP i startują jako kandydaci niezależni.

Aż 48 polskich kandydatów ma londyński ruch społeczny Duma Polska kontrowersyjnego biznesmena Jana Żylińskiego. Żyliński w 2016 roku ubiegał się o stanowisko burmistrza Londynu; zdobył w nich 13,2 tys. tzw. głosów pierwszej preferencji, co dało mu 11. miejsce na 12 kandydatów.

Eksperci i kandydaci, z którymi rozmawiała PAP, byli jednak ostrożni w ocenianiu szans kandydatów wystawionych przez partię zrzeszającą osoby jednej narodowości.

"Nie ma (specjalnego) polskiego sposobu na zapewnienie, że latarnie będą świecić, one będą świecić dobrze albo źle, a ulice będą czyste albo brudne, ale te sprawy są takie same dla Polaków, jak dla ludzi z każdego innego zakątka świata" - zaznaczył ekspert ds. polityki samorządowej Tony Travers z LSE.

"Nawet w okręgu wyborczym ze znaczną polską populacją wpisanie wszystkich (Polaków) do spisu wyborców oraz zachęcenie ich do udziału w wyborach i zagłosowania na polskiego kandydata jest pewnym wyzwaniem. Mieliby większe szanse, gdyby skupili się także na osobach, które nie są Polakami, ale to wymaga szerszego zasięgu i propozycji programowych" - ocenił.

"W Wielkiej Brytanii jest taka kultura polityczna, że jak chce się zostać poważnym kandydatem i wygrać wybory, to - czy się to komuś podoba, czy nie - trzeba należeć do jakiejś partii" - tłumaczył w rozmowie z PAP Mariusz Woźniak, kandydat Partii Konserwatywnej w okręgu Greenford Green w londyńskim Ealing.

"Wiadomo, że jak wygram, to będę radnym każdego mieszkańca dzielnicy, ale warto mieć swoich reprezentantów, tak jak inne społeczności. (...) Oni sobie pomagają i lobbują dla siebie nawzajem" - powiedział.

Oprócz Woźniaka, o reelekcję z ramienia konserwatystów ubiega się także Joanna Dąbrowska (okręg Ealing Common), a o po raz pierwszy o mandat postara się m.in. Sebastian Wopiński, dyrektor polskiej szkoły sobotniej w Sutton. Bardzo duże szanse na ponowny wybór mają mający polskie korzenie Richard Olszewski (Camden) i Alina Stamirowski (Catford South).

W podobnym tonie co Woźniak wypowiadała się kandydatka Partii Pracy Anna Tomlinson, która ma szanse na mandat w okręgu Hobbayne, również w Ealing. "Daję znać Polakom, że mówię po polsku i urodziłam się w Polsce, ale moim zdaniem wszyscy chcą tego samego: dobrych warunków dla siebie i swoich rodzin, dobrych szpitali, opieki społecznej, żeby szkoły były dobre. Wszyscy chcą tego samego, czy Polacy czy Anglicy" - argumentowała.

Zgadzał się z nimi Stefan Kasprzyk z Liberalnych Demokratów, który w 2008 roku został pierwszym burmistrzem londyńskiej dzielnicy z powojennego pokolenia Polaków, obejmując stery w północnolondyńskim Islington.

"Może w Ealing, gdzie jest dużo Polaków, w jakiś tam okręgu wygra Polak, bo jest Polakiem. (...) Ja nie uważam, że stawianie Polak na Polaka to najlepsza rzecz, my najlepiej działamy w tym kraju, kiedy się integrujemy" - ocenił.

Wśród polskich liberałów z największymi szansami jest broniąca mandatu Hanna Żuchowska (okręg Wandle Valley).

Odpowiadając na krytyczne głosy, lider Dumy Polskiej Żyliński tłumaczył w rozmowie z PAP, że założenie swojego ruchu jest konsekwencją jego udziału w wyborach na burmistrza Londynu. Jak ocenił, jego kampania pozwoliła zwiększyć świadomość spraw polskich i zmobilizować polską społeczność do aktywności politycznej dzięki dumie z własnego pochodzenia.

Żyliński ocenił, że "duży procent Anglików jest rozczarowany dwoma dużymi partiami i szukają alternatywy". "My jesteśmy jedną z alternatyw (i) docieramy do wszystkich środowisk, łącznie z muzułmanami" - powiedział, tłumacząc, że "tworzy polskie +wojsko+, które stanie w obronie wszystkich społeczności".

Poparła go kandydatka Dumy Polskiej w londyńskim okręgu Perivale Marta Banovich. Zauważyła też, że wielu Polaków zmaga się z barierą językową, przez co są - jej zdaniem - "niesprawiedliwie odsyłani z kwitkiem przez biura socjalne (...) i mają problemy z dotarciem do lekarzy", a także uzyskaniem miejsc w dobrych szkołach.

Żyliński powiedział, że będzie się "dziko cieszył, jeśli zdobędziemy nawet jeden mandat, bo to znaczy, że Polacy wychodzą ze swojej nory". "Jeszcze nie sięgamy po władzę, to za wcześnie" - żartował.

Większość komisji wyborczych będzie liczyła głosy przez noc, część rozpocznie liczenie dopiero w piątek rano.