Statystyki przestępstw w Niemczech w 2017 r. pokazują, że kraj ten nie był tak bezpieczny od ponad dwóch dekad. A jednak znaczna liczba Niemców czuje się mniej bezpieczna niż pięć lat temu. Ten paradoks ma więcej wspólnego z psychologią niż ze statystykami.

Jak pisze Leonid Bershidsky w serwisie Bloomberg, od czasu kryzysu uchodźczego w 2015 r. roczne dane dotyczące przestępczości w Niemczech były przedmiotem gorącej debaty. Statystyki z roku 2017 nie były wyjątkiem, mimo że minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer miał dobrą wiadomość: nie tylko całkowita liczba przestępstw spadła o prawie 10 proc., czyli do najniższego poziomu od 1992 r., ale też liczba zbrodni z użyciem przemocy spadła o 2,4 procent. Drobne przestępstwa również odnotowano rzadziej: liczba kradzieży spadła o 11,8 proc. „Niemcy stały się bezpieczniejsze” – powiedział Seehofer.

Dane z 2017 r. są znacznie lepsze w porównaniu z wynikami z roku 2016, gdy przestępczość z użyciem przemocy wzrosła o 6,7 proc., a minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere opłakiwał, że „coś w Niemczech się pogarsza”. Sondaż przeprowadzony w kwietniu tego roku pokazał, że 41 proc. Niemców również tak czuje. Poczucie bezpieczeństwa pogorszyło się w ciągu ostatnich pięciu lat.

Już od pewnego czasu sondaże przedstawiają ten pesymistyczny trend w opinii publicznej. Napędzały go doniesienia prasowe (na przykład widoczna „epidemia” nożowników noży w mieście Cottbus w tym roku), drobna przestępczość, która ma wpływ na codzienne życie i to, jak mieszkańcy postrzegają swoje dzielnice, a także powszechne obawy związane z nadzwyczajnym napływem imigrantów.

Mimo że Niemcy ufają swojej policji bardziej niż w wiele innych ludzi w bogatych krajach, reakcją na statystyki potwierdzające coraz niższy poziom bezprawia było niedowierzanie. Na Twitterze powstał nawet hashtag #Kriminalstatistik, z którego korzystali komentatorzy, by wykpić ich zdaniem „bajki” Seehofera. W końcu sama kanclerz Angela Merkel powiedziała w lutym, że istnieją „strefy, do których się nie chodzi”, gdzie nikt nie jest bezpieczny – na podobne stwierdzenia pozwalali sobie jedynie skrajnie prawicowi przeciwnicy z partii Alternatywa dla Niemiec.

Reklama

Statystyki policyjne mogą służyć za uzasadnienie wyrażonych obaw. Pokazują one stały wzrost odsetka wśród podejrzanych obywateli o innej narodowości niż niemiecka w ostatnich latach.

Kolejnym powodem, dla którego poczucie bezpieczeństwa może się pogarszać, jest zauważalny wzrost liczby przestępstw o podłożu narkotykowym, które w zeszłym roku wzrosły o 9,2 proc.

>>> Czytaj też: Niemcy chcą, by Chiny pozwoliły na otwarcie biura Deutsche Welle w Pekinie

Nawet bardziej niż drobna kradzież, handel narkotykami na danym obszarze zmniejsza poczucie bezpieczeństwa mieszkających tam praworządnych obywateli. Trudno jest nie postrzegać takiej działalności jako zagrożenia. W swojej niedawno opublikowanej autobiografii Klaus Wowereit, były burmistrz Berlina, który opisał swoje miasto jako „biedne, ale seksowne”, jasno stwierdził, że uliczny handel narkotykami nie był dla niego seksowny:

„Na niektórych stacjach metra, a także w parku Goerlitzer, zwykli obywatele widzą, co się dzieje. I niektórzy słusznie się zastanawiają, czy policja nie może lub nie chce interweniować? To stwarza wrażenie przestrzeni wolnej od prawa”.

Niemcy są wyjątkowo bezpieczne w porównaniu z Rosją lub USA. Wskaźnik morderstw w 2017 r. – poniżej 1 na 100 tys. osób, jest znacznie niższy niż w USA w 2016 r., który wynosił ok. 5,3 na 100 tys. (brakuje oficjalnych danych za ubiegły rok). Ale nie da się zmienić indywidualnych odczuć za pomocą liczb. Statystyka kryminalna jest tak wielowymiarowa, że prawie każdy może odnaleźć dane, które potwierdzą wszelkiego rodzaju uprzedzenia.

Za przykład mogą służyć ostatnie wypowiedzi prezydenta Donalda Trumpa na temat rzekomych ataków nożowników w Londynie. To informacja, którą najwyraźniej zdobył z artykułu z dziennika „Daily Mail”. Na podstawie statystyk konkretnego londyńskiego szpitala można wyciągnąć wnioski na temat rosnącej przemocy w stolicy Wielkiej Brytanii. Cytowanie statystyk, które pokazują, że Wielka Brytania jest o wiele bardziej spokojna niż USA, a Londyn jest ogólnie bezpieczniejszy niż Nowy Jork (pomimo gwałtownego wzrostu liczby zabójstw na początku bieżącego roku), tylko irytuje ludzi, bardziej ufających własnym przeczuciom niż oficjalnym danym.

Dotyczy to strategii rządów w walce z przestępczością. Rzecz jasna, obiektywne bezpieczeństwo ma ogromne znaczenie, ale samopoczucie obywateli jest równie ważne. Dlatego też propozycja duńskiego rządu na początku tego roku podwajająca kary za zbrodnie popełnione w „gettach” ma sens. Podobnie legalizacja narkotyków miękkich, która zrujnowałaby obecną sytuację ulicznych sprzedawców, a dzięki temu nie byłoby już „miejsc, w które się nie chodzi” w takich bezpiecznych miastach, jak Berlin. Dzięki inteligentnym politykom, postrzegany poziom przestępczości może zostać obniżony szybciej niż faktyczny.

>>> Czytaj też: Portugalska telewizja: Merkel zdradziła Macrona. Niemcy kierują się finansowym egoizmem