Za sukces związków zawodowych francuskich kolei państwowych (SNCF) uznano poniedziałkowy „Dzień bez pociągów i bez kolejarzy”. Związkowcom nie udało się jednak sparaliżować ruchu kolejowego w stu procentach.

Do dziewiątej już tury organizowanego dwudniowymi etapami strajku przystąpiło, według dyrekcji SNCF, ponad 75 proc. maszynistów i konduktorów (i 30 proc. wszystkich pracowników), a więc połączenia kolejowe były rzadkością.

Tury protestów polegają na tym, że strajk ogłoszony na niedzielę i poniedziałek, zaczyna się w sobotę o godz. 20.30 i trwa teoretycznie do godz. 7.30 we wtorek. Praktycznie do porządku ruch wraca dopiero około południa. Wtorek, środa, czwartej to dni normalnej pracy kolejarzy, po czym następuje kolejna tura protestu.

Ponadto, kilka uszkodzeń przewodów elektrycznych i innych urządzeń, których prawdopodobnie dokonano z rozmysłem, na długie godziny wstrzymały pracę tych pracowników SNCF, którzy nie uczestniczą w strajku. Całkowicie zamarł ruch między Paryżem a Normandią.

Na niektórych stacjach, jak na dworcu Saint-Charles w Marsylii, związkowcy pozwalali wejść do środka podróżnym, ale zatrzymywali pracowników kolei, którzy nie podjęli strajku.

Reklama

Szczególnie trudno było dotrzeć do pracy mieszkańcom podmiejskich miejscowości, przede wszystkim tym z rozległych przedmieść Paryża.

Na dworcach, na których prawie nie było widać pracowników SNCF, panował spokój. Na paryskim Gare du Nord (Dworcu Północnym) nieliczni chętni do podróży ze stoicyzmem czekali na niepewny odjazd równie nielicznych pociągów podmiejskich.

Bardziej denerwowali się zdezorientowani cudzoziemcy, jak pani Wanda z Rudy Śląskiej, która miała odwiedzić krewnych w Barcelonie i nie wiedziała, że jej pociąg – ostatnie połączenie w poniedziałek – został z powodu strajku odwołany.

W poniedziałek rozpoczęła się również akcja głosowania „vot’action”, co można przetłumaczyć na „głoso-działanie”, czyli referendum przeciw rządowej reformie, do którego związki wezwały wszystkich pracowników kolei.

Reforma, już przyjęta przez Zgromadzenie Narodowe, w związku z dyrektywą UE o dopuszczeniu konkurencji, przewiduje zmianę struktury prawnej SNCF, co mimo zaprzeczeń rządu uważa się za umożliwienie prywatyzacji kolei państwowych. Ponadto, pracownicy kolei, którzy zostaną przyjęci do pracy po wdrożeniu reformy, utracą przywileje, a wśród nich gwarancję zatrudnienia i lepsze warunki przechodzenia na emeryturę.

Uważa się, że mobilizacja strajkowa słabnie i poniedziałkowy zryw to „runda honorowa”, przed złożeniem broni przez związki zawodowe, które prawie niczego nie uzyskały poprzez protesty. Związkowcy mają jednak nadzieję, że wynik referendum, które zainicjowali, pozwoli na kontynuowanie akcji.

„To nie tylko głosowanie, to nowa forma działania, która pozwoli nam wzmocnić kontakt z kolejarzami” – powiedział w poniedziałek zastępca sekretarza generalnego związku kolejarzy CFDT Sebastien Mariani.

Przyznał, że mające trwać tydzień konsultacje, podczas których każdy pracownik ma się wypowiedzieć za reformą lub przeciw niej, „pozbawione są podstaw prawnych”. Mariani nie ma jednak wątpliwości, że rządowa reforma odrzucona zostanie w referendum dużą większością głosów.

>>> Czytaj też: Atom? Wiatraki? Prawdziwe pytanie o energetykę leży gdzie indziej. I dotyczy węgla brunatnego