Zwolennicy Sairun domagają się przede wszystkim skutecznej walki z korupcją oraz odrzucenia sektarianizmu w polityce. Chodzi o istniejące podziały wyznaniowo-etniczne, które powodują, że każda z grup poprzez swoje partie dba przede wszystkim o swoje interesy, a nie Iraku jako całości. Efektem sektarianizmu jest również system muhasasa, czyli zasada, że każda partia, która dostała się do parlamentu, powinna dostać proporcjonalny do swej reprezentacji udział we władzy wykonawczej.

W lipcu 2015 r. w Bagdadzie, a następnie w niektórych innych miastach zaczęły się pokojowe demonstracje przeciwko korupcji i fatalnemu stanowi usług, między innymi brakom w dostawach elektryczności. Początkowo demonstrowały grupy lewicowe, w tym komuniści, ale szybko przyłączyli się do nich zwolennicy Sadra.

Gdy okazało się, że w otoczeniu tego charyzmatycznego duchownego też są osoby skorumpowane, zakazał on wszystkim deputowanym ze swojego bloku ubiegania się o reelekcję. Dlatego Sairun był jedynym spośród liczących się bloków, w którym nie dominowały znane od dawna osoby.

Sadr i jego zwolennicy, a także koalicyjni komuniści chcą budować jeden, zjednoczony, choć federalny Irak, oparty - jak powiedział PAP lider komunistów Raid Fahmi - „na społeczeństwie obywatelskim”. W takim państwie iracka tożsamość narodowa wiązałaby się z poszanowaniem odrębności etnicznych i religijnych. Chodzi tu w szczególności o przestrzeganie praw ludności kurdyjskiej, zagwarantowanych w konstytucji Iraku.

Reklama

Muktada as-Sadr wielokrotnie udowodnił, że za tymi słowami stoją szczere intencje. Kurdowie mają z nim bardzo dobre relacje. Od dawna próbuje on również tworzyć pomosty między szyitami a sunnitami. Natomiast gdy w październiku 2010 r. Al-Kaida zaatakowała bagdadzki kościół Sajedat el-Nedżat, Sadr nakazał swoim ludziom chronić tę świątynię.

Międzynarodowa opinia publiczna często wciąż postrzega Sadra przez pryzmat wydarzeń z czasów okupacji, gdy stworzona przez niego Armia Mahdiego była utożsamiana z szyickim sektarianizmem i toczyła walki zarówno z sunnitami, jak i wojskami koalicji, w tym z Polakami.

„Nieakceptowanie faktu, że Sadr się zmienił, do niczego nie prowadzi” - powiedział Fahmi PAP w dniu wyborów. Podkreślił on wtedy, że Sadr jest człowiekiem umiarkowanym, otwartym i jest irackim patriotą.

Właśnie w tym patriotyzmie należy widzieć wyjaśnienie podejścia Sadra do relacji Iraku z innymi państwami. Stawia on na pierwszym miejscu suwerenność Iraku i dlatego domaga się wycofania wszelkich obcych wojsk, zarówno irańskich, jak i amerykańskich i tureckich. To właśnie powoduje, że USA, Iran i Turcja mają do niego negatywny stosunek i mogą podjąć działania, by, mimo zwycięstwa, nie miał on wpływu na nowy rząd.

Zgodnie z irackimi zasadami misja tworzenia nowego rządu powinna przypaść ugrupowaniu, które uzyskało najwięcej mandatów w parlamencie. Teoretycznie oznacza to, że premier powinien być wskazany przez Sairun.

Jeszcze przed wyborami Sadr wskazywał jako kandydata na to stanowisko gubernatora prowincji Majsan, mającego opinię uczciwego i sprawnego. Wielokrotnie natomiast wykluczał możliwość poparcia rządu, w którym mogłyby się znaleźć osoby oskarżane o korupcję.

Sairun dysponuje jednak tylko 54 głosami w parlamencie, podczas gdy do stworzenia koalicji rządowej potrzebnych jest ich 165. Sadr wykluczył przy tym wejście Sairun w koalicję z Państwem Prawa byłego premiera Nuriego al-Malikiego oraz al-Fatah, zbudowaną na bazie proirańskich Oddziałów Mobilizacji Ludowej (PMU).

Relacje Sadra z Malikim są napięte od dawna. Państwo Prawa jest uważane przy tym za siłę proirańską, a były premier od dawna oskarżany jest o korupcję. Tydzień przed wyborami najwyższy szyicki autorytet religijny ajatollah Ali Sistani przestrzegł przed głosowaniem na „tych, co zawiedli będąc u władzy, i tych, którzy są skorumpowani”, co jednoznacznie zostało odczytane jako uderzenie w Malikiego. Ostatecznie jego blok zajął czwarte miejsce, zdobywając około 6 proc. głosów, ponad dwukrotnie mniej niż Sairun.

Sam Maliki uzyskał jednak najlepszy wynik w kraju - 91 tys. głosów. Cztery lata temu głosowało na niego ponad 700 tys. wyborców. Wtedy jednak aż 6 kandydatów dostało ponad 100 tys. głosów, podczas gdy w tych wyborach - żaden. Na drugim miejscu znalazł się Chaled al-Obeidi, były minister obrony, który przewodził liście al-Nasr w prowincji Niniwa, a dopiero na trzecim premier Hajdar Dżawad al-Abadi.

Relacje Sadra z al-Fatah determinowane są natomiast jednoznacznie proirańskim nastawieniem tego ugrupowania. Lider al-Fatah, a zarazem przywódca największej milicji w PMU, tj. Organizacji Badr, Hadi al-Ameri, nie ukrywa swych bliskich, osobistych związków z irańskim generałem Kasemem Sulejmanim, który nadzoruje działalność irańskich i proirańskich oddziałów zbrojnych poza terytorium Iranu.

Najbardziej naturalnymi partnerami Sairun w budowaniu koalicji są al-Nasr premiera Abadiego oraz Kurdowie, w tym rządząca w Regionie Kurdystanu Demokratyczna Partia Kurdystanu (DPK). To właśnie Abadi oraz stojący na czele DPK Masud Barzani jako pierwsi spośród konkurentów Sadra złożyli mu gratulacje z okazji zwycięstwa.

Abadi również prowadził kampanię pod hasłami walki z korupcją oraz zerwaniem z sektarianizmem. Jedyną prowincją, w której lista ta wygrała, była sunnicka Niniwa, gdzie lokomotywą listy był sunnicki polityk. Sam Abadi jest natomiast szyitą.

Sadr często deklarował, że demonstracje antykorupcyjne nie są przeciwko premierowi, ale po to, by wesprzeć jego reformy. Jednak tuż przed wyborami Abadi ogłosił, że do wyborów pójdzie razem z Hadim al-Amerim. Koalicja przetrwała kilka dni, ale spowodowała, że wielu irackich wyborców straciło wiarę w to, że Abadi rzeczywiście zerwał ze środowiskiem partii Dawa. Do tej partii w czasie poprzednich wyborów należał i Maliki, i Abadi, i Ameri.

Wiele jednak wskazuje na to, że Abadi może się utrzymać na stanowisku premiera, gdyż bez al-Nasr nie da się stworzyć nowego rządu. Tymczasem istnieje alternatywa dla koalicji stworzonej przez Sairun.

Maliki uważany jest za jednego z najsprytniejszych negocjatorów w Iraku, a niektóre arabskie media przewidują, że Państwo Prawa i al-Fatah stworzą wspólny blok w parlamencie. Ponieważ byłoby w nim więcej deputowanych niż w Sairun, to mógłby żądać, by to on wskazał premiera. Jeśli byłby to Abadi, taka koalicja miałaby już około 114 głosów. Wtedy, w zamian za stanowiska, dołączyłyby się inne ugrupowania, z wyjątkiem Sairun.

Takie rozwiązanie z całą pewnością byłoby korzystne dla Iranu, a niewykluczone, że znalazłoby również wsparcie ze strony USA, obawiających się wpływów Muktady as-Sadra. Byłoby to jednak katastrofalne rozwiązanie, które utrwaliłoby przekonanie Irakijczyków, że demokracja w ich krajów jest fikcją, a decydujące znaczenie mają układy między Iranem a USA, a także pogłębiłoby korupcję i sektariańskie napięcia.

Zwolennikiem koalicji tworzonej przez Sairun, z pominięciem sił proirańskich, jest natomiast Arabia Saudyjska. Dał temu wyraz na Twitterze saudyjski minister ds. regionu Zatoki Thamer al-Sabhan. Takie stanowisko może skłonić irackich sunnitów, na których Saudowie mają wpływ, do poparcia Sadra.

Problemem Sairun jest jednak to, że partie sunnickie i kurdyjskie są mocno podzielone, a każde ugrupowanie będzie domagało się dla siebie stanowisk. Decyzja o tym, jaka koalicja powstanie, jest zatem paradoksalnie w rękach Abadiego, co zwiększa jego szanse utrzymania się na stanowisku.

>>> Czytaj też: Tusk: "Tak długo, jak Iran respektuje postanowienia porozumienia, UE też będzie to robiła"