Operacja, w której bierze udział 1500-1700 żandarmów, ma na celu usunięcie ludzi zajmujących dziesiątki squatów w tzw. strefie do obrony (fr. zone a defendre - ZAD) w miejscowości Notre-Dame-des-Landes, gdzie wcześniej, po wieloletnich protestach, zrezygnowano z planów budowy lotniska.

Po decyzji o odroczeniu tych planów, zgodnie z życzeniem tzw. zadistów (osoby nielegalnie okupujące tereny), władze osiągnęły z nimi porozumienie, na mocy którego przyznano im prawo do pozostania na miejscu pod warunkiem posiadania zaakceptowanego przez władze projektu zagospodarowania. Chcą oni dalej móc zajmować się uprawami na zarządzanym przez nich wspólnie terenie o powierzchni 1650 hektarów.

Jednak okazało się, że część "zadistów" "odmawia wszelkich dyskusji i odrzuca ideę zajęcia terenów w sposób legalny" - poinformował minister spraw wewnętrznych Gerard Collomb.

Wśród "zadistów" są m.in. ekolodzy, antyglobaliści czy osoby prowadzące uprawy na setkach hektarów tego terenu.

Reklama

"Tych, których dokumenty zostały zaakceptowane, i tych, którzy są w trakcie ich załatwiania", czwartkowa operacja nie obejmuje - zapewnił obecny na miejscu gen. Richard Lizurey, dyrektor generalny francuskiej żandarmerii.

W czwartek wcześnie rano w okolicy słychać było granaty z gazem łzawiącym i krążące helikoptery. W akcji niszczenia siedlisk uczestniczyły też cztery pojazdy opancerzone. Protestujący podpalili wiele ustawionych wcześniej barykad. Akcji sprzeciwiło się ponad 80 demonstrujących.

Do operacji doszło ponad miesiąc po pierwszej akcji żandarmerii, gdy w kwietniu ewakuowano 16 parcel; na 15 z nich zburzono budynki i zniszczono uprawy. W sumie na terenach przewidzianych wcześniej pod lotnisko powstało w ostatnich dziesięciu latach 97 parcel.

>>> Polecamy: Finlandia wcale nie należy do najszczęśliwszych krajów na świecie