- Przychodzą do mnie warszawiacy i mi pokazują krok po kroku, jak to państwo nie tylko ich nie broni, ale chce ich okraść z ich mieszkań, jak wspiera mafię, normalnych gangsterów. Zająłem się tym i musiałem zostać prawnikiem, genealogiem i oficerem śledczym w jednym. To wszystko trzeba było ogarnąć, a to nie jest bułka z masłem - mówi w wywiadzie dla DGP działacz społeczny, aktywista miejski Jan Śpiewak.

Jak pan trafił na reprywatyzację, pan – człowiek z innego świata?

Jedną rzecz mam wyniesioną z domu – bardzo głęboką niezgodę na niesprawiedliwość. To jest coś, co mi przez całe życie wpajała matka, to jest coś, o czym mówił ojciec. Ten sprzeciw wobec niesprawiedliwości zawsze mną powodował, pchał do przodu. Ciągle słyszałem, że mam stawać po stronie słabszego.

Ale od tego do reprywatyzacji droga daleka.

Zaczęło się od tego, że trafiłem na Jazdów, czyli centrum Warszawy, gdzie władze stolicy chciały zburzyć stojące tam domki fińskie, pamiątkę po odbudowie Warszawy. Chcieli to zabetonować, więc rozpoczął się spontaniczny protest.

Reklama

Było o tym głośno.

To był ten moment, kiedy wiele osób jednocześnie pomyślało: „Stop, już nie będą rozwalać naszego miasta”. Tak powstało Miasto Jest Nasze.

A wtedy już poszło.

Zostałem radnym Śródmieścia, stało się o nas głośno i poznałem dziewczynę, która przegrała walkę o plac zabaw, bo go przejął pan M., obecnie w areszcie. Zresztą pan M. nie bawił się w przejmowanie domów z lokatorami, tylko w przechwytywanie placów, na których stawiał, co chciał. To on przejął działkę vis-à-vis Zamku Królewskiego, na placu Zamkowym, gdzie postawił biurowiec.

Koszmarny.

Powiem panu więcej, do niego należy część tunelu Trasy W-Z i gdyby nie nasza interwencja, to mógłby w każdej chwili tunel zamknąć, bo miasto uznało, że Trasa W-Z to samowola budowlana.

Słucham?

Tak, tak, twórczość urzędników Hanny Gronkiewicz-Waltz w obronie deweloperów nie zna granic. No i tak naprawdę wtedy się zaczęło, od tego placu zabaw.

Ale jak?

Zacząłem o tym głośno mówić, protestować i zaczęli zgłaszać się do nas ludzie z Mokotowskiej, Poznańskiej, z wszystkich tych miejsc, znanych dziś z prac komisji reprywatyzacyjnej. Dla mnie to był szok. Przychodzą do mnie warszawiacy i mi pokazują krok po kroku, jak to państwo nie tylko ich nie broni, ale chce ich okraść z ich mieszkań, jak wspiera mafię, normalnych gangsterów. Zająłem się tym i musiałem zostać prawnikiem, genealogiem i oficerem śledczym w jednym. To wszystko trzeba było ogarnąć, a to nie jest bułka z masłem.

Ani to nie jest zastęp skautów.

Na dzień dobry dostałem 15 pozwów, matka i ojciec się martwili, bo ta mafia się nie patyczkuje.

Wystarczy wspomnieć Jolantę Brzeską.

Rodzice się boją, że mnie może spotkać coś podobnego.

Treść całego wywiadu będzie można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu DGP.

>>> Polecamy: Czym przyciągają wyborców partie polityczne? [BADANIE CBOS]