Amerykańska delegacja z Rossem na czele będzie gościć w Chinach w dniach 2-4 czerwca – przekazała chińska agencja.

Pekin i Waszyngton na przemian stosują wobec siebie groźby i idą na ustępstwa handlowe. W ubiegłym tygodniu wicepremier Chin Liu He i minister finansów (skarbu) USA Steven Mnuchin zawarli ramowe porozumienie, które oddaliło widmo wojny celnej między dwiema największymi gospodarkami świata, ale sytuacja wciąż jest napięta.

W ramach porozumienia Chiny zobowiązały się do zwiększenia importu amerykańskich towarów, by „znacznie zmniejszyć” deficyt USA w dwustronnym handlu, na który wielokrotnie uskarżał się prezydent Donald Trump. W ubiegłym roku deficyt ten wyniósł 375 mld USD.

Chińskie ministerstwo finansów ogłosiło w tym tygodniu obniżenie ceł na importowane do ChRL samochody z 20-25 proc. do 15 proc., co część komentatorów uznała za ustępstwo wobec Trumpa w ramach szerszych negocjacji handlowych. Amerykański prezydent obiecywał z kolei pomoc w rozwiązaniu kwestii dotyczącej chińskiego producenta sprzętu telekomunikacyjnego ZTE, objętego niedawno sankcjami przez Waszyngton.

Reklama

W środę Trump podniósł jednak napięcie, prosząc Rossa, by wszczął postępowanie dotyczące bezpieczeństwa narodowego w kwestii importu samochodów do USA. Podobne dochodzenie doprowadziło wcześniej w tym roku do zwiększenia ceł na importowane do tego kraju stal i aluminium.

Możliwość podniesienia ceł na samochody niepokoi azjatyckich producentów, w tym japońską Toyotę, Hondę i Nissana oraz koreańskiego Hyundaia, które uznają USA za główny rynek eksportowy. Tokio, Seul i Pekin zapowiedziały, że będą śledzić sytuację.

Rzecznik chińskiego ministerstwa handlu Gao Feng oświadczył w czwartek, że Chiny są przeciwne "nadużywaniu klauzul bezpieczeństwa narodowego", gdyż może to "poważnie zaszkodzić wielostronnemu systemowi handlowemu i zaburzyć normalny porządek handlu międzynarodowego". Dodał, że Chiny będą stanowczo bronić swoich interesów.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)