Trzech rozmówców gazety powiedziało, że administracja prezydenta Donalda Trumpa powstrzyma się od wysyłania urzędników w randze ministra na otwarcie nowych biur Instytutu Amerykańskiego w Tajpej, pełniącego de facto funkcję ambasady USA na Tajwanie.

Takie zapewnienie miał przekazać amerykański minister finansów Steven Mnuchin chińskiej delegacji z wicepremierem Liu He na czele, gdy w maju prowadziła ona negocjacje handlowe w Waszyngtonie – powiedziało jedno ze źródeł „SCMP”, dodając, że rozmowy na temat Tajwanu prowadzone są oddzielnie od rokowań handlowych.

Zgodnie z zasadą "jednych Chin" USA nie utrzymują formalnych relacji dyplomatycznych z Tajwanem i nie mają oficjalnej ambasady w Tajpej. ChRL uznaje rządzoną demokratycznie wyspę za zbuntowaną prowincję i nigdy nie wykluczyła możliwości siłowego przejęcia nad nią kontroli.

Relacje na linii Pekin-Tajpej pogorszyły się, gdy w 2016 roku prezydenturę na wyspie objęła Caj Ing-wen, polityk wywodząca się z proniepodległościowej Demokratycznej Partii Postępowej. Od tej pory Chiny nasiliły manewry wojskowe w okolicach wyspy oraz działania w celu izolacji dyplomatycznej Tajwanu na arenie międzynarodowej.

Reklama

Wydarzenia w Instytucie Amerykańskim, za pośrednictwem którego od 1979 roku USA utrzymują nieoficjalne kontakty z Tajwanem, mogły być okazją do wizyty wysokiego rangą urzędnika na wyspie, ale taki krok mógłby wywołać ostrą reakcję Chin. Jeden z rozmówców „SCMP” zasugerował nawet, że mogłoby to doprowadzić do wydalenia amerykańskiego ambasadora z Pekinu.

Na wtorkowej konferencji prasowej rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying wezwała USA do ostrożności w sprawie Tajwanu oraz do powstrzymania się od działań na szkodę dwustronnych relacji i stabilności w regionie. „Podkreślaliśmy już, że kwestia Tajwanu jest najważniejszą i najdelikatniejszą kluczową kwestią w relacjach chińsko-amerykańskich” - powiedziała.

Wcześniej w tym tygodniu agencja Reutera informowała, że Waszyngton rozważa wysłanie lotniskowca, by przepłynął przez Cieśninę Tajwańską. Pierwszy od 2007 roku rejs okrętu w cieśninie mógłby zostać na Tajwanie odebrany jako nowy sygnał poparcia od administracji Trumpa w obliczu nasilonych działań chińskiej armii wokół wyspy.

Na Tajwanie trwają obecnie największe w tym roku manewry wojskowe Han Kuang, których celem jest – według tajwańskiego resortu obrony - wzmocnienie zdolności obronnych na wypadek ataku komunistycznych Chin i opracowanie strategii zwycięstwa w „asymetrycznej wojnie z Chinami”.

Zdaniem ekspertów w dziedzinie wojskowości Chiny mają zdecydowaną przewagę militarną nad Tajwanem i w razie konfliktu zbrojnego mogłyby go z łatwością pokonać, o ile armia USA nie przyszłaby szybko z odsieczą. Amerykańskie prawo zobowiązuje USA do pomocy Tajwanowi, ale nie jest jasne, czy Waszyngton dałby się wciągnąć w wojnę z powodu wyspy.

Trump zirytował Chiny jeszcze jako prezydent elekt, gdy w 2016 roku po zwycięstwie w wyborach odebrał telefon z gratulacjami od tajwańskiej prezydent Caj Ing-wen. Uważa się, że była to pierwsza bezpośrednia rozmowa amerykańskiego prezydenta lub prezydenta elekta z przywódcą Tajwanu co najmniej od 1979 roku.

Pekin i Waszyngton prowadzą obecnie rozmowy w poszukiwaniu porozumienia, które pozwoliłoby uniknąć wojny handlowej. Trump grozi cłami na chiński eksport do USA wart 50 mld USD rocznie, a Pekin zapowiada proporcjonalną odpowiedź.

W czasie swojej kadencji Trump zatwierdził sprzedaż Tajwanowi uzbrojenia wartego 1,4 mld USD i podpisał ustawę Taiwan Travel Act, która zachęca urzędników z USA i Tajwanu do składania wzajemnych wizyt, co spotkało się ze stanowczymi protestami Pekinu.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)