Zdaniem marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika, skutkiem może być niezrealizowanie szeregu projektów w najbiedniejszych regionach z uwagi na problemy z zapewnieniem wkładu własnego.

Breska, który wziął udział w wyjazdowym posiedzeniu komisji do spraw budżetu (COTER), obradującej w Sofii, przedstawił szczegóły propozycji KE dotyczące przyszłego budżetu unijnego na lata 2021-2027.

Jak powiedział, KE proponuje, by zmniejszyć pułap współfinansowania projektów unijnych do najwyżej 70 proc. w najbiedniejszych regionach (obecnie jest to 85 proc.). Oznacza to, że pozostałe 30 proc. musiałoby pochodzić z budżetu danego kraju lub kieszeni beneficjentów – m.in. samorządów i przedsiębiorców.

"Czy zostanie to sfinansowane z portfela prywatnego czy państwowego, to nas nie interesuje, ale 30 proc. będzie musiało pochodzić z kraju członkowskiego" – oświadczył Breska.

Reklama

Zgodnie z propozycją KE jeszcze więcej z własnej kieszeni trzeba będzie dołożyć, realizując projekty na bogatszych obszarach Unii. W przypadku regionów średniozamożnych, do których ma być zakwalifikowane woj. dolnośląskie, współfinansowanie z UE wyniesie maksymalnie 55 proc. Dla regionów najbogatszych, do których zaliczane będzie Mazowsze, wsparcie z Unii będzie na poziomie maksymalnie 40 proc.

Jak powiedział przedstawiciel KE, jedną z przesłanek, którą kierowała się Komisja, tworząc projekt kolejnego budżetu, było "gładkie przejście" pomiędzy okresem 2014-2020 i okresem po 2020 r. Zwrócił on uwagę, że redukcje nie przekraczają 30 proc., natomiast w przeszłości Hiszpania pomiędzy dwoma okresami wsparcia straciła ponad 27 mld euro, co stanowiło 43 proc. środków.

"Wielu się skarży, ale nie należy zapominać, że były przypadki dużo bardziej niekorzystne, tak jak w Hiszpanii, która straciła w pewnym okresie dwa razy więcej, niż mają teraz stracić niektóre państwa członkowskie" – podkreślił Breska.

Odniósł się również do głębokich cięć w Funduszu Spójności, którego udział w budżecie polityki spójności skurczy się z 22 proc. do 13 proc.

W Polsce Fundusz Spójności jest głównym składnikiem Programu Infrastruktura i Środowisko 2014-2020, największego programu finansowanego z funduszy europejskich. Z tych środków finansowane są projekty infrastrukturalne o znaczeniu krajowym lub międzynarodowym.

Według przedstawiciela KE, Fundusz Spójności był "sztucznie nabrzmiały" z uwagi na potrzeby państw członkowskich, które przystąpiły do Unii Europejskiej po 1 stycznia 2004 r. "Staliśmy wówczas na stanowisku, że były tam istotne luki infrastrukturalne (…) W dużej mierze te luki zostały nadrobione i nadeszła pora na przywrócenie równowagi" – ocenił Breska.

Zwrócił uwagę na mierzoną per capita intensywność wparcia unijnego, która w wysokości ponad 300 euro rocznie pozostanie najwyższa w krajach Europy Środkowo-Wschodniej: Estonii, Słowacji i na Łotwie. W tym samym czasie w Polsce ma wynieść 239 euro, we Włoszech 91 euro, a we Francji – 34 euro.

"Niezbyt sensowne jest przyglądanie się kwotom bezwzględnym, ponieważ liczba ludności jest różna, dlatego my się skupiamy na intensywności pomocy (…) skupiamy się nadal w dużej mierze na Europie Środkowo-Wschodniej. To jest rzecz, o której nie należy zapominać" - zaznaczył.

W ocenie marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika, który zasiada w komisji COTER, zmiana progów współfinansowania z UE uderzy w najsłabiej rozwinięte regiony. "Szereg projektów nie będzie realizowanych, bo nie będzie środków własnych" – powiedział Struzik podczas debaty, która odbyła się po prezentacji KE.

Struzik skrytykował też cięcia w polityce spójności, które w przypadku Polski mają wynieść prawie 1/4 środków w odniesieniu do obecnej alokacji, podkreślając, że takie redukcje są "nie do zaakceptowania".

"Mówienie, że redukcja w przeszłości była większa, to nie jest żaden argument. Dwa z polskich regionów wyszły już z fazy słabiej rozwiniętych (Mazowsze i Dolny Śląsk – PAP), ale 14 z 16 polskich regionów sytuuje się jako słabiej rozwinięte i redukowanie o 23 proc. wsparcia w ramach polityki spójności jest po prostu nie do zaakceptowania" - oświadczył.

Nie zgodził się także z tezą, że nie są już potrzebne pieniądze na duże projekty infrastrukturalne w ramach Funduszu Spójności. "To jest nieprawda. W krajach Europy Środkowo-Wschodniej w dalszym ciągu istnieją olbrzymie problemy infrastrukturalne, zwłaszcza w obszarze kolejowym, drogowym, ale też w obszarze ochrony środowiska" – przekonywał marszałek.

Jak wynika z przedstawionej przez Komisję Europejską propozycji, w nowym wieloletnim budżecie UE Polska w ramach polityki spójności ma otrzymać 23 proc. środków mniej niż obecnie.

Podobna skala cięć dotyczyć ma Węgier, Czech, Litwy, Estonii i Malty (po 24 proc.). Jeśli dalsze negocjacje nie przyniosą istotnych zmian, w sumie 14 krajów członkowskich otrzyma mniej środków.

Nie są to ostateczne decyzje, ponieważ perspektywy finansowe przyjmowane są w formie uzgodnień pomiędzy Komisją Europejską, która przedstawiła projekt wieloletniego budżetu, Radą UE (przedstawicieli rządów państw członkowskich) i Parlamentem Europejskim.

Ten ostatni skrytykował zaproponowane przez Komisję Europejską cięcia w budżecie 2021-2027. Szef PE Antonio Tajani w rozmowie z PAP zapowiedział, że Parlament będzie bronił swojej pozycji negocjacyjnej w sprawie budżetu, zgodnie z którą kolejne wieloletnie ramy finansowe miałyby być zasobniejsze, wynosząc 1,3 proc. dochodu narodowego brutto UE, a nie 1,11 proc., jak proponuje Komisja.

Również parlamentarzyści państw Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Czechy, Słowacja) uznali, że zmiany w budżetach UE nie mogą odbyć się kosztem któregokolwiek z państw członkowskich. Propozycjom cięć w polityce spójności, która stanowić ma mniej niż 1/3 budżetu UE, otwarcie sprzeciwia się Polska.

Spotkanie w Sofii odbyło się w ramach prezydencji bułgarskiej w Radzie UE.

Z Sofii Mateusz Kicka (PAP)