Obecnie wycena opcji walutowych, które obciążają polskie firmy, może sięgać 15 mld zł. Taka wypłata oznacza dla przedsiębiorstw bankructwo, chyba że pomoże państwo.
Wprzyszłym tygodniu powinna zapaść decyzja, czy rząd poprze projekt ustawy, która ma rozwiązać problem opcji walutowych. Kierowane przez Waldemara Pawlaka Ministerstwo Gospodarki zaproponowało trzy warianty. Pierwszy przewiduje, że w ciągu 3 miesięcy od wejścia w życie odpowiedniej ustawy strony będą mogły zawrzeć ugodę dotyczącą warunków umów, a jeśli do tego nie dojdzie, w ciągu 30 dni firma będzie mogła odstąpić od umowy. Drugi zakłada możliwość odstąpienia przez firmy od asymetrycznych umów o opcje walutowe bez okresu na renegocjacje, a trzeci unieważnienia umów na mocy ustawy.
Na narastającą skalę problemu wskazują m.in. dane Komisji Nadzoru Finansowego, która w połowie grudnia (zakładając utrzymanie ówczesnego poziomu kursów walut) szacowała negatywną wycenę transakcji opcyjnych klientów banków na ok. 5,5 mld zł.
- Z naszych analiz wynika, że obecna negatywna wycena z tytułu zaangażowania przedsiębiorstw w opcyjne instrumenty pochodne nie przekracza 15 mld zł. Przy czym nie należy tej kwoty utożsamiać ze stratami firm, które powstają dopiero w momencie zamknięcia pozycji. Dodatkowo, jeśli pozycja miała charakter zabezpieczający, straty zostaną zrównoważone większymi wpływami w walucie z eksportu - mówi Marta Chmielewska-Racławska z KNF.
Reklama
Sceptycznie do pomysłu resortu gospodarki odnoszą się m.in. bankowcy. Wskazują, że ustawowe unieważnienie umów może być niekonstytucyjne. Według Krzysztofa Kalickiego, prezesa Deutsche Bank Polska, rząd mógłby zaproponować bankom, że jeżeli rozłożą firmom płatności z tytułu opcji na 4-5 lat, to zagwarantuje spłatę połowy wartości zobowiązań.
- Dzięki temu i banki, i firmy zyskałyby czas i trochę oddechu. Istnieje bowiem szansa, że złoty w tym czasie zacznie się umacniać i powróci do poziomów dających możliwość wyjścia z tych transakcji - dodaje.
Marcin Duszyński, prezes firmy doradczej Capital One Advisers, wskazuje też, że unieważnienie umów podważy wiarygodność polskiego systemu prawnego. Uważa on jednak, że skala problemu i ryzyko fali upadłości z powodu opcji mogą znacząco pogorszyć sytuację gospodarczą w kraju i dlatego rząd powinien zaangażować się w pomoc dla firm.
- Tym bardziej, że po unieważnieniu opcji krajowe banki, z reguły pośredniczące w ich sprzedaży między firmami a instytucjami zagranicznymi, będą musiały rozliczać się z tymi ostatnimi bez żadnych wpływów od przedsiębiorstw - mówi Duszyński.
Według niego rząd jak najszybciej powinien wprowadzić przepisy zobowiązujące instytucje finansowe do przedstawiania wszelkich elementów ryzyka, jakie wiążą się z konkretnymi instrumentami, oraz nałożyć na nie obowiązek uzyskiwania potwierdzenia, że klienci zapoznali się z tymi informacjami.
Prezes Capital On Adivisors uważa, że Skarb Państwa, samodzielnie lub z udziałem kontrolowanych instytucji finansowych, np. PKO BP czy PZU, powinien utworzyć fundusz inwestycyjny, który angażowałby się w spółki tracące na opcjach, ale z perspektywami na dalszy rozwój. Fundusz, który mogą zasilić m.in. obligacje skarbowe, obejmowałby do 30 proc. kapitału firm.
- Fundusz mógłby inwestować tylko w firmy o mocnych fundamentach, które dają możliwość uzyskania przynajmniej kilkunastoprocentowej stopy zwrotu z inwestycji w ciągu roku. Kapitał funduszu pozwoli im na utrzymanie płynności i odzyskanie zdolności kredytowej - dodaje.
Po roku do trzech lat fundusz mógłby wychodzić z inwestycji m.in. przez wejście spółki na NewConnect lub GPW. Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, wskazuje m.in. na konieczność ożywienia rynku kredytów dla firm, przede wszystkim za pośrednictwem banków związanych ze Skarbem Państwa. Dodaje, że biorąc pod uwagę skalę zjawiska, rząd powinien zbadać, które zagraniczne instytucje finansowe proponowały opcje polskim bankom oraz firmom i czy znając skalę ich zaangażowania w te instrumenty nie doprowadziły celowo do osłabienia złotego, tak aby na nich zarobić.
- Wtedy jedynym wyjściem jest podjęcie negocjacji między państwem i zagranicznymi instytucjami finansowymi - mówi Sebastian Buczek.
42,7 proc. o tyle umocniło się euro wobec złotego od najniższych notowań w 2008 roku