Występujący w telewizjach i w radio specjaliści oceniają: "To przede wszystkim narracja polityczna", "Wiele deklaracji, mało konkretów", "Zobaczymy, czy słowa znajdą potwierdzenie w czynach". Prawie wszyscy przyznawali jednak, że to "spotkanie jest wstrząsem w światowej dyplomacji".

Politolog Antoine Bondaz przypomniał w BFMTV, że od początku lat 90. Korea Północna podejmowała wiele zobowiązań, z których się nie wywiązywała. Prezydent Trump mówi, że teraz będzie inaczej, ale przyznaje, że podpowiada mu to wyłącznie jego intuicja. "To przede wszystkim narracja polityczna" – podsumował ekspert.

Z kolei uchodząca za wybitną znawczynię obu Korei dziennikarka Juliette Morillot powiedziała w radiu RFI, że "mimo iż prezydent Trump zapewnia, że wszystko pójdzie szybko, oczywiste jest, że denuklearyzacja musi zająć wiele czasu, wiele lat". Ekspertka uznała, że "pierwszą rundę wygrał Kim", ponieważ denuklearyzacja dotyczyć ma całego Półwyspu Koreańskiego i nie ma w niej mowy o weryfikacji podjętych zobowiązań.

Natomiast historyk zajmujący się USA Francois Durpaire powiedział w BFMTV, że Trump "dostał premię za (wywieranie) maksymalnej presji" na Pjongjang. Ta - jak ją nazwał - "dyplomacja uderzeń siłowych" jest "kolejnym zaprzeczeniem multilateralizmu, którym gardzi" prezydent USA.

Reklama

"Zobaczymy, czy słowa znajdą potwierdzenie w czynach" – powiedział z kolei były wieloletni korespondent w Moskwie i w Waszyngtonie Ulysse Gosset. Uznał jednak, że spotkanie w Singapurze to "pierwszy krok na drodze do pokoju między dwiema Koreami".

Zdaniem dziennikarza z deklaracji i konferencji prasowej Trumpa wnioskować można, że uzyskał konkretne zobowiązania od Kima. Wśród nich komentator wymienił zamknięcie ośrodka do testów silników rakietowych. Podkreślił również, że "żołnierze amerykańscy dalej będą stacjonować w Korei Południowej", a "sankcje gospodarcze (na Pjongjang) pozostają w mocy i ograniczane będą jedynie w miarę realizacji zobowiązań".

Zdaniem profesora filologii koreańskiej Patricka Maurusa "naprawdę historyczne było wcześniejsze spotkanie prezydentów obu Korei", a szczyt w Singapurze świadczy o "widocznej woli normalizacji obrazu Korei Północnej".

W pierwszym komentarzu internetowym dziennik "Le Monde" zauważył, że "Kim Dzong Un w sposób +zdecydowany i twardy+ podejmuje zobowiązanie na rzecz +całkowitej denuklearyzacji+, ale dotyczy ona +Półwyspu Koreańskiego+, czyli skierowana jest również na amerykański parasol chroniący Koreę Południową".

Inni komentatorzy zauważają również, że jeśli naprawdę dojdzie do wycofania amerykańskiego parasola atomowego, to na samotność wobec potęgi Chin pozostawiony będzie nie tylko Półwysep Koreański, ale i Japonia.

Według redakcji ekonomicznego dziennika "Les Echos" "USA zrozumiały, że reżim północnokoreański nie będzie mógł zgodzić się na +pełną, nieodwracalną, możliwą do weryfikacji i natychmiastową+ denuklearyzację swego arsenału, czego na początku domagał się Waszyngton". W zamian za ustępstwo ze strony Trumpa w ujęciu tego w dokumencie końcowym po szczycie, zobowiązanie amerykańskiego prezydenta do zapewnienia gwarancji bezpieczeństwa Korei Północnej również nie jest w tekście sprecyzowane – czytamy w komentarzu "Les Echos".

Obserwatorzy zauważają, że podczas gdy likwidacja arsenału jądrowego jest definitywna, gwarancje bezpieczeństwa dają się cofnąć.

We Francji zauważono, że dania na wspólnym obiedzie były koreańsko-amerykańskie, a na deser podano tartę tropezjańską (Tarte Tropezienne lub Tarte de Saint-Tropez). To mityczne ciasto, nazwane tak przez Brigitte Bardot, stworzył w Saint Tropez piekarz Aleksander Micka, Polak, który trafił tam po raz pierwszy w sierpniu 1944 roku, jako żołnierz uczestniczący w desancie w Prowansji.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)