Miniony tydzień na rynku złotego rozpoczął się bardzo pozytywnie. Kurs EUR/PLN zszedł w poniedziałek w pobliże 4,4000, oddalając się od tegorocznego szczytu o blisko 30 gr. Kolejne dni przyniosły już jednak stopniowe osłabienie złotego. Na kontynuację aprecjacji polskiej waluty nie pozwoliły wciąż kiepskie nastroje na globalnych rynkach.

Światowe parkiety, kolejny tydzień z rzędu nie były w stanie rozpocząć większej korekty wzrostowej. Korekta taka, z uwagi na wysoką dodatnią korelację notowań złotego z giełdami, wydaje się konieczna, by polska waluta silniej zyskała na wartości.

Złotemu nie służą wciąż kiepskie informacje napływające z naszego regionu. Jak wynika z przedstawionych ostatnio danych, gospodarka Węgier weszła już w fazę recesji. PKB w ujęciu kwartalnym spadł tam w IV kw. drugi raz z rzędu, tym razem o 1%. W ujęciu rocznym jego zniżka wyniosła 2%. Pierwszy krok na drodze do recesji wykonała gospodarka Czech, która w ujęciu kwartalnym skurczyła się 0,6%.

O wiele dramatyczniej od tych państw przedstawia się sytuacja w Estonii. W kraju tym PKB spadł w IV kw. aż o 9,4% r/r – najsilniej w historii. Choć dane na temat Produktu Krajowego w Polsce w ostatnim kwartale powinny wypaść zdecydowanie lepiej niż te przedstawione wyżej (m.in. z uwagi na mniejsze uzależnienie naszego kraju od eksportu), to jednak nasz kraj i nasza waluta wciąż postrzegane są przez pryzmat regionu.

Ponadto Polska, nie jest przecież oderwana od pogarszającej się rzeczywistości. Fakt ten widoczny jest szczególny na rodzimym rynku pracy. Jak szacuje Ministerstwo Pracy, w styczniu stopa bezrobocia wzrosła w naszym kraju do poziomu 10,5%, z 9,5% w grudniu, co jest największą zwyżką dla tego okresu od 2000 r. Bezrobocie w naszym kraju bardzo szybko może dojść do zakładanego przez władze w najbardziej pesymistycznym scenariuszu poziomu 12%. W takiej sytuacji trudno wierzyć w to, że popyt wewnętrzny (na który kondycja rynku pracy ma dość istotny wpływ), będzie w stanie zapewnić Polsce umiarkowane tempo wzrostu, w eksporcie, z oczywistych względów, już dawno przestano pokładać nadzieję.

Reklama

Biorąc pod uwagę tak pesymistyczne perspektywy, warto sobie postawić pytanie, jak wiele z tych czarnych scenariuszy, zostało wliczonych w notowania złotego. Wydaje się, że już bardzo dużo. Ponad 45% osłabienie polskiej waluty względem euro i ponad 80% w stosunku do dolara w zaledwie pół roku, nawet biorąc pod uwagę jej wcześniejsze przewartościowanie, z pewnością dyskontuje znaczne pogorszenie stanu rodzimej gospodarki. Kurs EUR/PLN zbliża się do poziomu swego historycznego szczytu z 2004 r., którego osiągnięcie 5 lat temu poprzedził m.in. wzrost stopy bezrobocia w naszym kraju do poziomu 20%, co potwierdza fakt, że w wartość złotego zostały już wliczone bardzo kiepskie perspektywy naszego kraju. Rodzi to nadzieje, że gdy emocje na światowych rynkach ulegną uspokojeniu, deprecjacja złotego wyhamuje i polska waluta wróci do łask.

W minionym tygodniu kurs eurodolara poruszał się w przedziale wahań 1,2800 – 1,3050. Z tej konsolidacji nie były w stanie wybić go ani odczyty wskaźników makroekonomicznych, ani też doniesienia dotyczące planów pomocy dla amerykańskiej gospodarki i tamtejszego rynku finansowego. Notowania EUR/USD są bowiem silnie skorelowane z głównymi indeksami giełdy amerykańskiej – ich wzrost na fali poprawy sentymentu inwestycyjnego, pociąga za sobą zwyżkę kursu eurodolara, a spadek prowadzi do zniżki tej pary walutowej. Na giełdach natomiast od dłuższego czasu również panuje letarg. Główne indeksy znajdują się w pobliżu swych silnych wsparć, często stanowiących minima trwającej obecnie bessy. Rynek wytracił impet spadkowy i za każdym razem, gdy dołki te są testowane, następuje odbicie. Z drugiej strony jednak nie jest ono wystarczająco silne aby trend wzrostowy utrzymał się dłużej niż kilka dni.

Również w przypadku światowych giełd nie widać reakcji na dane makroekonomiczne. Zdecydowanie większy wpływ na rynek mają doniesienia z sektorów bezpośrednio dotkniętych kryzysem, czyli nieruchomościowego oraz w szczególności bankowego. W najbliższych dniach zatem wiele zależeć będzie od napływających na rynek informacji dotyczących planu pomocy amerykańskiemu sektorowi finansowemu.

W minionym tygodniu uwaga inwestorów skupiła się wokół decyzji Senatu USA odnośnie projektu wsparcia dla krajowej gospodarki oraz wystąpienia Sekretarza Skarbu Timothy Geithner’a, który miał przedstawić szczegóły przygotowywanego planu pomocy krajowym bankom. Projekt wsparcia gospodarki Stanów Zjednoczonych zakłada cięcia podatków oraz wydatki na inwestycje publiczne, infrastrukturalne i zwiększenie świadczeń socjalnych. Jego wdrożenie będzie kosztowało amerykański budżet 789 mld dolarów. Celem planu jest wsparcie konsumpcji indywidualnej oraz inwestycji w biznesie, co z kolei przełożyłoby się na wzrost popytu wewnętrznego, stanowiącego jeden z głównych filarów wzrostu amerykańskiej gospodarki. Projekt został zaakceptowany przez Senat, co jednak było już uwzględnione w cenach i nie wywołało praktycznie żadnej reakcji inwestorów na rynku walutowym. Nastroje popsuło natomiast wystąpienie T. Geitner’a, który nie podał praktycznie żadnych szczegółów odnośnie planu pomocy amerykańskiemu rynkowi finansowemu. Ograniczył się on jedynie do ogólnych szacunków, dotyczących kwoty przeznaczonej na wsparcie rynków – może ona wynieść nawet 2 bln dolarów. Do biliona USD zostałoby przeznaczone na stworzenie funduszu publiczno – prywatnego, który zająłby się skupowaniem złych aktywów od banków. Za pozostałą część kwoty powstałaby instytucja, zajmująca się udzielaniem kredytów dla osób prywatnych. Geithner przewiduje również szereg regulacji, dotyczących zasad udzielania pomocy, tak by środki przeznaczone na ten cel nie „rozpłynęły się”.

Jak sam jednak przyznał, wiele szczegółów trzeba będzie jeszcze dopracować zanim plan zostanie przedstawiony w ostatecznej formie w amerykańskim Kongresie. Słowa Sekretarza Skarbu wywołały spadki na światowych giełdach, a notowania EUR/USD zeszły nawet chwilowo poniżej poziomu 1,2730. Następne sesje przyniosły jednak odbicie zarówno na parkietach, jak i na rynku walutowym. Inwestorzy zdają sobie sprawę, iż droga do ostatecznego dopracowania planu, głosowania w Kongresie i wdrożenia go w życie jest jeszcze daleka. W najbliższym czasie jednak to właśnie informacje dotyczące kolejnych szczegółów projektu będą powodowały poprawę nastrojów.