W środę o świcie, bezpośrednio po powrocie z Singapuru do Waszyngtonu ze spotkania z przywódcą Korei Płn. Kim Dzong Unem, prezydent Donald Trump napisał na Twitterze, że "każdy może od teraz czuć się o wiele bezpieczniej niż w dniu, kiedy obejmował najwyższy urząd. Nie ma już bowiem nuklearnego zagrożenia ze strony Korei Północnej".

W innym ze swych środowych wpisów na Twitterze Trump przypomniał, że jego poprzednik prezydent Barack Obama, nazwał Koreę Północną "największym i najpoważniejszym problemem Stanów Zjednoczonych". Jak skomentował Trump, kraj ten "nie jest już dłużej zagrożeniem, a wszyscy mogą spać spokojnie".

Amerykańscy eksperci, a także deputowani do Kongresu USA - w tym politycy z Partii Republikańskiej - sceptycznie przyjęli te deklaracje Trumpa wskazując, że samo spotkanie z Kim Dzong Unem nie gwarantuje jeszcze, iż Korea Płn. faktycznie zrezygnuje ze swego arsenału nuklearnego.

Eksperci w dziedzinie negocjacji rozbrojeniowych podnoszą też inną kwestię: w ich ocenie Trump osłabia pozycję Waszyngtonu w przyszłych negocjacjach z Koreą Płn., które będzie prowadził sekretarz stanu Mike Pompeo. "Jeśli zgodnie z opinią prezydenta Trumpa Korea Płn. nie stanowi już zagrożenia, to dlaczego miałaby ona rezygnować ze swego obecnego arsenału atomowego? - pytała w środę w wywiadzie dla amerykańskiego radia publicznego NPR Susan Rice doradczyni ds. bezpieczeństwa krajowego prezydenta Baracka Obamy i b. ambasador Stanów Zjednoczonych w ONZ.

Reklama

Zdaniem Susan Rice przekonanie Trumpa, że "Korea Płn. nie stanowi już zagrożenia, czyni z jego spotkania na szczycie w Singapurze wyłącznie widowisko polityczne pozbawione jakiejkolwiek treści".

Republikański senator Marco Rubio, jeden z konkurentów Trumpa do otrzymania nominacji Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich w 2016 r., w wywiadzie dla telewizji Fox News w środę okazał więcej wyrozumiałości wobec Trumpa i jego "przesadnego" - jak utrzymują krytycy administracji - optymizmu.

"Prezydent Trump musi być optymistą, ponieważ to on prowadzi negocjacje i chce drugiej stronie pokazać, iż naprawdę pragnie, by udało się czegoś dokonać" - napisał senator Rubio, zalecając jednocześnie ostrożność i sceptycyzm w podejściu do Korei Północnej.

Rubio - podobnie jak wielu innych kongresmenów wywodzących z obu wielkich amerykańskich partii politycznych - opowiedział się za zaaprobowaniem przez Kongres ewentualnego porozumienia Stanów Zjednoczonych z Koreą Północną.

Ocena szczytu w Singapurze jest zróżnicowana w zależności od przynalezności do GOP lub Partii Demokratycznej. Komentatorzy podkreślaja, że z każdym dniem staje się ona coraz większym zarzewiem nowego politycznego sporu w Kongresie.

Republikanie bronią taktyki prezydenta Trumpa, argumentując, że szczyt w Singapurze mimo braku konkretnych ustaleń i terminarza denuklearyzacji Korei Północnej, dzięki nawiązaniu dialogu prezydenta Trumpa z przywódcą KRLD spowodował zmniejszenie napięcia w całym regionie i oddalił ryzyko konfliktu atomowego.

Wielu republikanów chwali Trumpa za odważną decyzję, jednocześnie zalecając jak najdalej posuniętą ostrożność i nieufność wobec obietnic składanych przez władze w Pjongjangu.

"Nie możemy ani na chwilę zapominać, że Kim Dzong Un jest oprawcą, który mordował swoich własnych rodaków" -powiedział w środę reporterom John Kennedy, republikański senator z stanu Luizjana.

"Prowadzenie negocjacji z kimś takim jak on przypomina próbę nakarmienia rekina gołymi rękami. Oczywiście nie oznacza to, że nie można spróbować, ale trzeba być przy tym bardzo, bardzo ostrożnym" - dodał Kennedy.

Jeśli chodzi o Demokratów i wspierających ich w większości ekspertów w dziedzinie zwracają oni uwagę na fakt, że podczas szczytu w Singapurze Trump potraktował Kim Dzong Una jako równego sobie i tym samym uprawomocnił jego reżym na arenie międzynarodowej.

Największe zaniepokojenie ekspertów budzi nieoczekiwana zapowiedź prezydenta Trumpa wstrzymania wspólnych manewrów sił USA z wojskami Korei Płd., czego od dawna domagały się władze w Pjongjangu.

Rozwianiu tych obaw - zdaniem amerykańskich komentatorów - służy rozpoczęta w środę wizyta sekretarza stanu Mike'a Pompeo w Seulu, gdzie szef amerykańskiej dyplomacji spotka się z wysokiej rangi przedstawicielami władz Korei Południowej i Japonii. Po rozmowach w Seulu szef amerykańskiej dyplomacji uda się w czwartek do Pekinu.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski (PAP)