Premier Mateusz Morawiecki ogłosił niedawno w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”, że Polska chce być zwornikiem między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Zadeklarował, że jego rząd pracuje nad odpowiednią strategią, by realizować tę ideę. Czy jest ona realna? Czy naprawdę możemy pośredniczyć między Angelą Merkel, Emmanuelem Macronem a Donaldem Trumpem, skoro polska dyplomacja nie jest w stanie doprowadzić do wizyty prezydenta bądź premiera RP w Białym Domu?
W Domu Historii Europejskiej w Brukseli wystawiony jest słynny rysunek sprzed ponad stu lat autorstwa Francuza Henri Meyera. Na ilustracji europejscy przywódcy siedzą przy stole i kroją sobie kawałki wielkiego dania z napisem Chiny. Największe apetyty mają brytyjska królowa i niemiecki cesarz, ale pozornie łagodni car Rosji i francuska Marianna również zdają się wyszukiwać sobie odpowiednie porcje. Wreszcie na swoją kolej czeka japoński samuraj. Wszystko to odbywa się przy protestach mandaryna reprezentującego cesarza Chin, którego jednak nikt z wielkich władców nie zauważa.
Polityczna karykatura dobrze oddaje to, co działo się na świecie na przełomie XIX i XX wieku. Europejskie imperia wydawały się wszechpotężne, a ich dominacja miała trwać wieki. Tymczasem zaledwie kilkadziesiąt lat później to Europejczycy stali się daniem, którym raczyły się inne mocarstwa. Na prawie pół wieku Stany Zjednoczone i Związek Radziecki podzieliły między siebie strefy wpływów w Europie. Kolejne dekady dobrze już pamiętamy. Jeszcze niedawno wydawało się, że historia dobiegła końca, a Pax Americana zapewni wszystkim stabilność i rozwój. Dziś wiadomo, że tak się nie stanie. Świat znów znajduje się w przełomowym momencie i na nowo dzielone są wpływy. Jak przedstawiłby to Henri Meyer?
Tym razem w kluczowej roli przy tym globalnym stole z pewnością obsadziłby Chińczyków. Dla nich dwa ostatnie stulecia były w większości okresem hańby i splotem nieszczęśliwych okoliczności – najchętniej całkowicie wymazaliby to ze szkolnych podręczników. Teraz robią wszystko, by historia wróciła na stare tory, a centrum świata – niczym w poprzednich tysiącleciach – znów znajdowało się w Państwie Środka. Służy temu inicjatywa Nowego Jedwabnego Szlaku, ekspansja gospodarcza i rozwijanie siły wojskowej.
Oprócz prezydenta Xi Jinpinga francuski rysownik domalowałby jeszcze Donalda Trumpa i pewnie też Władimira Putina. Czy znalazłoby się miejsce dla któregoś z Europejczyków? A jeśli tak, to jakie byłyby jego zadania w tym nowym światowym porządku? No i co z Polską?
Reklama
Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu DGP.