Konsensus analityków opublikowany przez agencję Bloomberg wynosił 5% rok do roku i -8,8% w stosunku do grudnia 2008. W rzeczywistości wynagrodzenia wzrosły od stycznia 2008 o 8,1%, w samym styczniu br. spadek wyniósł 6,2%. Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło w styczniu 3.215,75 zł.

Zatrudnienie w samym styczniu wzrosło o 0,4%, zaś w stosunku do stycznia ubiegłego roku o 0,8%. Jest to istotne obniżenie dynamiki, gdyż jeszcze w grudniu roczny wskaźnik wynosił 2,3%. Mimo to dane są nieco lepsze od oczekiwań. Fundusz płac przyrósł w stosunku do stycznia 2008 roku o 5,4% realnie, w grudniu wskaźnik roczny wynosił 4,3%.

Zdaniem Andrzeja Sławińskiego, członka Rady Polityki Pieniężnej, są to dobre informacje, świadczące o sile popytu konsumpcyjnego, który może podtrzymać i stabilizować słabnący wzrost gospodarczy. Jak jednak wskazują analitycy Banku BPH, wzrost wynagrodzeń to skutek przesunięcia wypłat wynagrodzeń na styczeń, tak aby objął je już nowy, niższy podatek PIT, czyli czynnik jednorazowy. Zatrudnienie ich mogło przyrosnąć bardziej niż prognoza z uwagi na zmianę metodologii przez GUS, który objął ankietami więcej przedsiębiorstw.

Większa, niż zakładana przez analityków, skala zjawiska przesunięcia wypłat grudniowych wynagrodzeń na styczeń ma też konsekwencje dla budżetu. Płynie z tego wniosek, iż dochody budżetu w styczniu z tytułu podatku PIT były niższe, gdyż zaliczka na ten podatek wpłynęła w mniejszej kwocie. Wróży to dobrze dochodom budżetu w lutym, przynajmniej jeśli chodzi o podatek od dochodów osobistych. Być może uda się utrzymać nadwyżkę, która w styczniu sięgnęła 2,7 mld zł.
Odrębną kwestia jest wpływ obniżenia stawek podatku PIT na poziom konsumpcji. Być może zachowania konsumentów zgodne z teorią permanentnego dochodu oraz wyższy dochód do dyspozycji po obniżce podatku osobistego sprawią, iż prof. Sławiński ma rację, czego wszyscy powinniśmy sobie życzyć.

Reklama