Plan ratowania francuskiej branży motoryzacyjnej wywołał w Europie burzę. Prezydent Nicolas Sarkozy chce przeznaczyć 7,8 mld euro na pomoc rodzimym koncernom, którym z powodu światowego kryzysu grozi plajta. Ale uwaga - szansę na wsparcie ma jedynie produkcja umieszczona we Francji.

Francja przed Unią

Komisja Europejska zażądała już w tej sprawie od Paryża wyjaśnień.
- Gdyby doszło do posunięć kwestionujących jednolity rynek, to powstałoby zagrożenie pogłębienia się recesji i przekształcenia obecnego kryzysu w depresję, taką jak w latach 30. - uzasadnia Jonathan Todd, rzecznik KE.
Reklama
Według Sebastiana Mikosza z Deloitte Polska, protekcjonistyczne próby podejmowane przez europejskie rządy nie będą miały większego wpływu na polską gospodarkę.
- Rządy unijnych krajów nie mogą zabronić koncernom inwestowania za granicą. To przeczyłoby fundamentalnej zasadzie Unii Europejskiej, która mówi o wolnym rynku. Nie oznacza to jednak, że prób wywierania nacisku na szefów potężnych firm nie ma. One już się zaczęły - twierdzi Sebastian Mikosz.
Według eksperta takie działania mogą jednak nie przynieść oczekiwanych efektów.
- Obecna zglobalizowana gospodarka jest systemem naczyń połączonych tak dalece, że rządy próbujące działań protekcjonistycznych nie uzyskają wiele poza krótkoterminowymi efektami - wyjaśnia Sebastian Mikosz.
Dlaczego programy pomocy nie zaszkodzą Polsce?
- Pomoc dotyczy firm przeżywających kłopoty. One i tak nie zainwestowałyby w Polsce. Przeniesienie produkcji do innego kraju wymaga wyłożenia mnóstwa pieniędzy na stół. Firmy nie mają obecnie takich możliwości - mówi Sebastian Mikosz.
Próby wprowadzania protekcjonizmu gospodarczego w czasach kryzysu to nic nowego.
- To naturalny odruch rządów, które chcą wspomagać swoje gospodarki. Nie dziwią też naciski, by pompowane pieniądze były wykorzystywane na miejscu. Rządom zależy na tym, by środki z pobudzanej konsumpcji zostawały w danym kraju, a nie były transferowane poza granice.
Marcin Kaszuba z Ernst & Young uważa, że zgoda Komisji Europejskiej na protekcjonizm postawi w złej sytuacji gospodarki całej UE.
- W tej chwili gra nie toczy się o kilka miliardów euro dla francuskiego sektora motoryzacyjnego, tylko o konkurencyjność całego unijnego rynku. Pomoc publiczna zaproponowana francuskim koncernom nie rozwiąże ich problemów, a może negatywnie wpłynąć na ich długoterminową konkurencyjność na globalnym rynku. To byłby daleko idący interwencjonizm sztucznie zatrzymujący naturalne procesy, takie jak np. delokalizacja i outsourcing usług, na których zyskuje gospodarka całej Unii Europejskiej - mówi Marcin Kaszuba.
Uważa, że Polska nie ucierpi bezpośrednio z powodu planów ratunkowych europejskich rządów.

Skorzysta Azja?

- Pamiętajmy, że jesteśmy już częścią unijnego rynku, dlatego myślenie kategoriami własnego podwórka jest krótkowzroczne - twierdzi Marcin Kaszuba.
- Protekcjonizm w dłuższej perspektywie osłabi całą Unię Europejską i w efekcie może się stać tak, że z kryzysu najmocniejsze wyjdą azjatyckie tygrysy - dodaje.
Mimo zapewnień ekspertów poziom zagranicznych inwestycji bezpośrednich już w 2009 roku może znacznie spaść. Paweł Wojciechowski, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, szacuje, że może on wynieść zaledwie 7-10 mld euro, czyli nawet kilkadziesiąt procent mniej niż w 2008 roku.
- Widełki są tak szerokie, gdyż sytuacja jest niepewna. Nie można wykluczyć, że za dwa tygodnie nasze prognozy będziemy musieli zweryfikować w dół - mówi Paweł Wojciechowski.
Według szefa PAIiIZ głównymi czynnikami ograniczającymi napływ inwestycji są brak akcji kredytowej dla inwestorów oraz słabnący popyt globalny