Ochrona lokalnych rynków pracy przed zagranicznymi pracownikami to protekcjonizm, sprzeczny z traktatem unijnym - mówi PAP dr Marek Benio, wiceprezes think tanku Inicjatywa Mobilności Pracy, komentując zatwierdzoną dyrektywę o pracownikach delegowanych.

Ministrowie państw UE odpowiedzialni za sprawy społeczne w czwartek ostatecznie zatwierdzili w Luksemburgu dyrektywę o pracownikach delegowanych. Polska, która konsekwentnie sprzeciwiała się tym regulacjom, przestrzegała przed protekcjonizmem.

Przeciwko ostatecznemu przyjęciu dyrektywy poza Polską zagłosowały jeszcze Węgry. Od głosu wstrzymały się Łotwa, Litwa, Chorwacja i Wielka Brytania. Wcześniej, pod koniec maja, za zatwierdzeniem tych przepisów opowiedział się Parlament Europejski.

Nowa dyrektywa jest niekorzystna z punktu widzenia interesów polskich firm. Ogranicza okres delegowania pracowników do 12 miesięcy z możliwością przedłużenia o sześć miesięcy na podstawie "uzasadnionej notyfikacji" przedstawionej przez przedsiębiorcę władzom państwa przyjmującego.

Jak mówi Benio, pierwotne założenia nowych przepisów wydawały się słuszne – chodziło o realizację zasady równej płacy za tę samą pracę.

Reklama

„Ten postulat został jednak zmieniony przez przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera, który dodał do niej kryterium miejsca. W efekcie ta sama praca wykonywania dla tego samego pracodawcy może być opłacana wysoko w państwach bogatszych i nisko w państwach biedniejszych” – powiedział PAP.

Jak podkreślił, dla dziesiątków tysięcy polskich firm delegujących pracowników istotna jest zamiana obowiązku wypłaty co najmniej minimalnych stawek płac danego państwa na wypłatę wynagrodzenia według prawa, układów zbiorowych pracy i zwyczaju państwa przyjmującego.

„Zmusza ona pracodawcę i pracownika do poznania szczegółowych zasad wynagradzania w danym regionie, branży czy zawodzie. Biorąc pod uwagę brak informacji, zwłaszcza w języku angielskim, znów mamy do czynienia z sytuacją, w której praktycznie każda firma, wchodząc na zagraniczny rynek, staje się łatwym celem kontroli, oskarżeń i bardzo wysokich kar. Doświadczenie pokazuje, że mogą się ich z całą pewnością spodziewać” – powiedział.

Jego zdaniem bardzo istotne ograniczenie dotyczy czasu delegowania; po 12 miesiącach pracownik zostanie objęty prawem pracy państwa przyjmującego. Okres ten może być wydłużony o sześć miesięcy na umotywowany wniosek usługodawcy.

„Nie wiadomo, czy liczy się go dla pracownika przez całą jego karierę zawodową, czy też dla każdej usługi od nowa, albo od nowa dla każdego przekroczenia granicy. Wiadomo natomiast, że przyjęto kumulatywne obliczanie tego okresu dla wielu pracowników delegowanych. Osoba delegowana nawet na bardzo krótki czas będzie podlegała prawu państwa przyjmującego, jeśli przedtem łącznie przez 12 miesięcy inni pracownicy delegowani w tej samej firmie wykonywali to samo zadanie w tym samym miejscu. Celem tego przepisu nie jest więc ochrona praw pracowników delegowanych, lecz ochrona miejsca pracy przed pracownikami delegowanymi. Ochrona lokalnych rynków pracy przed zagranicznymi pracownikami to protekcjonizm gospodarczy, a on jest sprzeczny z traktatem” – zaznaczył ekspert.

W środę Polska i Węgry podkreśliły we wspólnym oświadczeniu po przyjęciu przepisów, że zmiana dyrektywy w nieuzasadniony i nieproporcjonalny sposób ograniczy swobodę świadczenia usług.

Wiceminister pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed i węgierska sekretarz stanu ds. zatrudnienia Katalin Novak uważają, że dyrektywa zamiast być instrumentem ochrony pracowników, stanie się narzędziem dla działań protekcjonistycznych. "Z całym prawdopodobieństwem doprowadzi ona do utraty znaczenia instytucji delegowania pracowników i będzie wysoce szkodliwa dla konkurencyjności Unii jako całości" - przestrzegli we wspólnej deklaracji.

Warszawę i Budapeszt niepokoi też niepewność prawna niektórych przepisów. Obie stolice wskazały, że dyrektywa dotknie szczególnie małe i średnie przedsiębiorstwa. Oba kraje są zdania, że dwuletni okres przejściowy to za mało czasu na dostosowanie się do nowych zasad, w szczególności dla małych i średnich firm.

Polska, Węgry, ale także inne kraje, nawet te, które głosowały za przyjęciem przepisów, jak np. Czechy, wskazywały w czwartek, że dyrektywa o pracownikach delegowanych powinna być traktowana jako pakiet z przepisami dotyczącymi kierowców w transporcie międzynarodowym. Negocjacje w sprawie tej drugiej propozycji ciągle jednak trwają.

Uchwalone przepisy przewidują, że po okresie delegowania pracownik będzie objęty prawem kraju przyjmującego. Dla polskich przedsiębiorców wysyłających pracowników do krajów zachodnich będzie to oznaczało wyższe koszty. Obecne przepisy wymagają bowiem, by pracownik delegowany otrzymywał przynajmniej pensję minimalną kraju przyjmującego, ale wszystkie składki socjalne odprowadzał w państwie, które go wysyła. Zmiany przepisów w tej sprawie przewidują wypłatę wynagrodzenia na takich samych zasadach, jak w przypadku pracownika lokalnego. Regulacje mają wejść w życie w połowie 2020 roku.