Podaż zdobyła się jedynie na jedną kontrę po słabych danych o produkcji przemysłowej w Polsce. Spadła ona o 14,9 proc., a więc więcej niż oczekiwane 11,5 proc., ale doprowadziło to zaledwie do kilku punktów spadku WIG20. Popyt na PEKAO i BRE, doprowadził do wzrostów o 15 i 10 procent, a przełożyło się na 5 procentową zwyżkę całego rynku. Po raz kolejny widzieliśmy obroty przekraczające miliard co dobrze świadczy o wzrostach, ale przy ostatniej zmienności nie gwarantuje jego trwałości. Indeks S&P500 w Stanach po wczorajszej sesji jest o krok (dokładnie o 5 proc.) od przełamania listopadowych dołków. Indeks 30 największych amerykańskich spółek, Dow Jones, wczoraj zakończył sesję najniżej od 6 lat, co nie jest dobrym prognostykiem. Ale trudno oczekiwać by po informacji, że w USA jest już 5 milinów ludzi na zasiłku atmosfera była optymistyczna. Dla nas największe niebezpieczeństwo stanowi scenariusz wyłamania, którego konsekwencją byłoby zejście WIG20 co najmniej do poziomu 1000 pkt.

Czwartek był też wyjątkowym dniem dla krajowej waluty. Złoty od początku umacniał się i ponowie przyczyny szukano w interwencji ministerstwa finansów. Były to jednak tylko domysły, ale znacznie ważniejszym argumentem na powrót siły złotego okazał się komunikat jednego z największych banków inwestycyjnych. Goldman Sachs zapowiedział, że przestaje grać na osłabienie złotego i uważa, że nasza waluta jest niedowartościowana wobec euro o co najmniej 15 proc. Komunikat i plotki pomogły tylko na początku, ale już po południu kurs wrócił w rejony maksimów.

Cały miniony tydzień był pod wieloma względami rekordowy. We wtorek giełda zanotowała największy spadek w tym roku, w środę obserwowaliśmy największy obrót, a w czwartek to największe wzrosty od parunastu miesięcy. Po negatywnym zakończeniu sesji w Stanach realizacja zysków po wczorajszym rajdzie będzie domyślnym scenariuszem. Spadek nie powinien jednak przekroczyć 2 procent.

Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse

Reklama