Na razie bez ruchu

Po trwających od połowy ubiegłego roku spadkach cen, nawet o 10-20 proc. w stosunku do takich samych aut rok wcześniej, teraz mamy zastój.
- W styczniu i w lutym dokonywaliśmy tylko kosmetycznych korekt cen aut używanych - mówi Eliza Kamińska, z firmy EurotaxGlass's monitorującej rynek cen samochodów.
Reklama
Dodaje, że w ubiegłym roku jej firma robiła takie korekty kilkakrotnie, bo auta przy słabym euro kosztowały w złotych coraz mniej. Mniej trzeba było płacić za nowe auta, co z kolei powodowało spadek cen samochodów używanych. Do tego dochodziła jeszcze rekordowa podaż aut używanych, których w rekordowym lipcu 2008 r. sprowadzono niemal 127 tys. sztuk. To niemal trzy razy więcej niż wynik osiągnięty w styczniu.
- Tegoroczny poziom importu to efekt spadku opłacalności sprowadzania aut, co wynika z wysokiego kursu euro - mówi Eliza Kamińska.
W lipcu auto za 10 tys. euro kosztowało w przeliczeniu na złotówki 32-33 tys. zł. Teraz to około 47 tys. zł. Nic dziwnego, że kupujący i sprowadzający dla nich importerzy wstrzymują się z decyzjami o zakupie auta, licząc na umocnienie się złotego.
- Istotne dla poziomu sprzedaży zarówno aut nowych, jak i używanych jest to, jak gospodarstwa domowe oceniają swoje możliwości takiego zakupu. Teraz widać raczej wstrzymywanie się z decyzjami - mówi Marek Konieczny, partner w DCG Dealer Consulting.
Ruch na rynku samochodów używanych cały czas jednak jest, bo wciąż na placach stoją samochody sprowadzone w ubiegłym roku.
- Jest ich jednak coraz mniej, bo ceny samochodów sprowadzanych przy niskim kursie euro stały się obecnie bardzo atrakcyjne - mówi Artur Misiak z firmy Sim-Auto.
Dodaje, że w efekcie sprzedawcy, którzy mieli na placach sporo samochodów, w większości pozbyli się ich pod koniec roku.
- Trzeba jednak pamiętać, że około 80 proc. rynku importu samochodów używanych stanowią auta sprowadzane na konkretne zamówienie. Stąd wyższe koszty auta z importu od razu widać w statystykach - mówi Artur Misiak.

Nowsze mogą być droższe

Nie zanosi się jednak na to, żeby przeciętne ceny na rynku samochodów używanych wzrosły.
- Nie spodziewamy się ruchów cenowych w segmencie aut starszych. Niewielki ruch w górę może pojawić się w segmencie aut młodszych w wieku 2-4 lata, jeśli podaż na rynku będzie słaba - mówi Eliza Kamińska.
Czynnikiem wzrostu cen aut stosunkowo młodych może być też wzrost cen aut w salonach samochodowych. Te same auta w cennikach na 2009 rok są już od 5 do 15 proc. droższe niż w cennikach na 2008 rok. Takie podwyżki dają potencjalnie miejsce na wzrost cen również aut z segmentu 2-4 lata. Przy czym nie wiadomo, czy po zakończeniu wyprzedaży rocznika 2008 sprzedawcy nie wprowadzą nowych opustów na auta z rocznika 2009. Eksperci wskazują jednak, że nie da się obniżać cen w nieskończoność, a producenci w większości już dostosowali moce produkcyjne fabryk do spodziewanego popytu, więc nie będą musieli na siłę pozbywać się aut z placu.

Stare na złom

Zdania są podzielone co do perspektyw zachowania cen starszych aut używanych. Będą one zależały od skutków wspierania przez kraje zachodnie, np. Niemcy, Włochy, Austrię czy Francję, zakupu nowych samochodów. W tych krajach można dostać od 1 tys. do 2,5 tys. euro dopłaty, jeśli kupując nowe auto, oddaje się na złom stare. Niewykluczone, że podobne rozwiązanie pojawi się również w Polsce.
- Pracujemy nad systemem zachęt w postaci bonusu przy zakupie nowego ekologicznego pojazdu dla konsumentów, którzy oddadzą stary samochód do recyklingu - powiedział wicepremier Waldemar Pawlak podczas konferencji poświeconej perspektywom rynku motoryzacyjnego w Polsce.
Teoretycznie powinno to zmniejszyć podaż używanych aut w wieku ponad 10 lat: zamiast trafiać na rynek, będą trafiały na złom.
- Można przyjąć, że będzie to dotyczyło raczej segmentu samochodów mniejszych - mówi Eliza Kamińska.
Ponieważ rządy wspierają sprzedaż stałą kwotą, bonus będzie atrakcyjny dla posiadaczy aut, których wartość będzie niższa niż dopłata. Posiadacze większych dziesięcioletnich aut mogą za nie uzyskać wyższe kwoty przy sprzedaży i oni raczej zdecydują się na sprzedaż takich samochodów na wolnym rynku. Może to zachęcić za to do zmiany samochodu osoby, które mają małe auta i chcą je zamienić na podobne, ale nowe. Najtańsze takie auta kosztują w salonach około 6-7 tys. euro, więc dopłata rzędu 1-2,5 tys. euro będzie znacznym opustem. W przypadku większych aut zainteresowanie taką wymianą może być mniejsze i one nadal będą trafiały na rynek wtórny. Jeśli te prognozy się sprawdzą, na rynek może trafiać mniej aut małych.
Nie zmieni się zaś poziom dopływu samochodów większych.

Bez badania, ale nie zawsze

Przedstawiciele przemysłu motoryzacyjnego sygnalizowali jednak, że obawiają się fali przywozu do Polski teoretycznie ze złomowanych aut. Tu wszystko będzie zależało od szczelności systemów za granicą. Nie należy jednak raczej obawiać się masowego importu tego typu aut. Teoretycznie import samochodów w złym stanie technicznym może ułatwić likwidacja wymogu poddawania każdego takiego auta badaniu technicznemu. Zmiana w prawie o ruchu drogowym ma dostosowywać przepisy do wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który uznał, że obowiązek badania technicznego auta z importu przed rejestracją w Polsce narusza zasadę swobodnego przepływu towarów. Zagraniczne badanie techniczne ma wystarczyć do zarejestrowania auta.
Część przedstawicieli branży motoryzacyjnej alarmuje, że otworzy to drogę do sprowadzania złomu i lobbuje nad odrzuceniem takich zmian w prawie o ruchu drogowym. Ale są też zdania odrębne.
- Wyrok jest jasny i nie można już nic z tym zrobić, bo ETS czeka na informację o tym, jak zostało dostosowane nasze prawo - mówi Kazimierz Zbylut, prezes Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów.
Dodaje jednak, że ten przepis nie otwiera szeroko możliwości sprowadzania aut w złym stanie technicznym, ale rzeczywiście czyni system mniej szczelnym. Z projektu zmian, nad którymi trwają na razie prace w sejmowej podkomisji, wynika, że wymóg przeprowadzania badań technicznych pozostanie utrzymany w stosunku do aut po wypadku, sprowadzonych z krajów o ruchu lewostronnym, czy tych, które w dokumentach poświadczających badanie techniczne będą miały zbyt mało danych do rejestracji auta w Polsce.
- W niektórych krajach UE dowód rejestracyjny nie zawiera wszystkich informacji potrzebnych do zarejestrowania auta w Polsce i w takim wypadku trzeba będzie takie badanie przeprowadzić, żeby te dane zebrać - mówi Kazimierz Zbylut.
GP RADZI
Rząd zapowiada dopłaty do zakupu nowego auta w przypadku oddania na złom starego. Czy warto się wstrzymać ze sprzedażą posiadanego samochodu? A może kupić teraz jakiegoś starego malucha i oddając go, skorzystać z dopłaty, a obecnie posiadane auto sprzedać?
Nie
Realizacja takiego scenariusza nie będzie możliwa. W krajach, w których takie rozwiązanie już wprowadzono, standardowo stosowany jest wymóg posiadania starego auta przynajmniej przez rok. Tylko wtedy można oddać stare auto na złom i dostać dopłatę do zakupu nowego.
W tym przypadku dopłatę będzie można dostać tylko w przypadku ze złomowania posiadanego już auta. Nie wiadomo, ile taka dopłata będzie wynosiła, ale trzeba będzie policzyć opłacalność wymiany. Warto pamiętać, że w Polsce niektóre stacje recyklingu dopłacają do oddawanych na złom samochodów. Nie wiadomo też, jaki będzie minimalny wiek auta, które trzeba oddać na złom. Na przykład w Niemczech ten limit wynosi dziewięć lat, ale już w Austrii 13. Z danych Stowarzyszenia Firm Recyklingu Samochodów wynika, że w Polsce przeciętny wiek złomowanego auta to 16-16,5 roku. Należy się więc spodziewać, że jeśli takie rozwiązanie pojawi się, to będzie nam bliżej rozwiązania austriackiego niż niemieckiego.
Znalazłem przez internet w niemieckim komisie samochód, który po podliczeniu wszystkich kosztów kosztował i tak 15 proc. mniej niż w Polsce. Czy to nie jest podejrzane, warto skorzystać z oferty?
Tak
Jednak należy ją dokładnie sprawdzić. W obecnej sytuacji różnica w cenie może być efektem stanu technicznego pojazdu, który trzeba dokładnie sprawdzić przed zakupem. Przy czym wiele zależy od tego, w jakim wieku jest auto. Z zestawienia średnich rynkowych cen tych samych aut w Polsce i na Zachodzie, które przygotowywał EurotaxGlass's, okazało się, że w przypadku aut czteroletnich w wielu wypadkach były one droższe niż w Polsce. A wtedy euro kosztowało 3,6-3,7 zł. Dziś, gdy euro jest o około 1 zł droższy, utrzymywanie się niskiej ceny na auto za granicą może dawać prawo do powątpiewania w jego stan techniczny. W tej sytuacji warto zagwarantować sobie możliwość dokładnego sprawdzenia auta i to w warsztacie. Nieco inaczej wyglądała sytuacja w przypadku samochodów dziesięcioletnich. Tu nawet droższe euro może pozwalać na utrzymanie niższych cen.