Według "Frankfurter Allgemeine Zeitung" prezydencki kandydat opozycji Muharrem Ince słusznie ocenił, że wybory nie były sprawiedliwe, jednak "ta konstatacja przyszła za późno". "Opozycja mogła powstrzymać się od udziału w głosowaniu organizowanym po blisko dwóch latach obowiązywania stanu wyjątkowego, zdecydowała się jednak uprawomocnić je swoim udziałem. Teraz musi żyć z konsekwencjami" - zauważa gazeta. Wskazuje jednak, że Ince "oparł się pokusie, by przez nieuznanie wyborczego wyniku wpędzić Turcje w potencjalnie krwawy konflikt".

Zdaniem "FAZ" Ince może teraz spróbować umocnić "zbudowaną z konieczności" opozycyjną koalicję przeciw Erdoganowi z myślą o wyborach samorządowych w 2019 roku. "Turcji na pewno dobrze by zrobiło, gdyby jej trzy największe metropolie (Izmir, Ankara i Stambuł) miały opozycyjnych burmistrzów. Aby było to w ogóle do pomyślenia, Ince musi utrzymać różnorodny sojusz kemalistów, Kurdów, lewicy, nacjonalistów i islamistów. Jest to możliwe, ale nie oczywiste" - zaznacza gazeta.

W jej ocenie w obecnej sytuacji "tylko obawy o (turecką) gospodarkę są w stanie powstrzymać Turcję przed całkowitym osunięciem się w tyranię", ponieważ jest ona "skazana na inwestycje, a to wymaga pewnej otwartości i stabilności".

"FAZ" wskazuje też wysokie poparcie dla Erdogana wśród Turków mieszkających w Niemczech. Ocenia, że "wyrażone w tym sympatia i tęsknota stoją w jaskrawej sprzeczności z motywami, celami i nadziejami, jakie wiążą się ze słowem +integracja+". Gminie Tureckiej w Niemczech dziennik zarzuca, że to na niemieckie państwo przerzuca odpowiedzialność za brak chęci tureckiej społeczności do integracji. "Jak należy to rozumieć? Czy partie w Niemczech mają wystawić kilku pomniejszych dyktatorów, żeby tureccy imigranci wreszcie poczuli się jak u siebie? A może Niemcy powinny zaproponować wymianę: +my zrezygnujemy z natrętnego gadania o integracji, lojalności, znajomości języka, dominującej kulturze i wierności konstytucji, a wy będzie wybierać w Turcji polityków liberalnych+?" - pisze "FAZ".

Reklama

Do sprawy odnosi się także "Die Welt", argumentując jednak, że "całkiem niedorzeczne jest założenie, jakoby turecka diaspora w Niemczech głosowała za Erdoganem, by wyrazić swój fundamentalny, może wręcz wrodzony sprzeciw wobec zachodniej demokracji". "Skoro tak, to dlaczego Turcy w Wielkiej Brytanii i USA większością 52 i 69 proc. głosów głosowali za (...) Incem?" - wskazuje gazeta, podkreślając, że "należałoby raczej pytać o gotowość do integracji po stronie niemieckiej większości". Ostatecznie jednak - dodaje - liczby te pokazują przede wszystkim, że AKP prowadziła szczególnie zażartą walkę wyborczą tam, gdzie do zdobycia było szczególnie wiele głosów, czyli właśnie w Niemczech.

"Sueddeutsche Zeitung" wyborczy triumf Erdogana tłumaczy chęcią zamanifestowania przez Turków swojej tożsamości i poczucia przynależności. O zwycięstwie Erdogana i jego partii zadecydowały względy "starsze niż sama AKP". "Chodzi o sięgające głęboko społeczne uwarunkowania, które sprawiły, że narodowo-konserwatywna i religijna większość znów postawiła krzyżyk przy nazwisku Erdogana. Rolę grają też historyczne upokorzenia, zwłaszcza te cierpiane przez religijnych (Turków) z rąk laickiej elity, która nadawała ton przez dziesięciolecia" - tłumaczy.

"SZ" ocenia, że Turcja "zawsze stanowiła system z demokratycznymi i autorytarnymi elementami; wahadło wychylało się raz w jedną, raz w drugą stronę". "Pod rządami Erdogana postępował będzie rozwój autokracji. Te wybory pokazały jednak, że kraj wciąż jeszcze ma zadziwiające demokratyczne siły. (...) Wydaje się, że droga na najbliższe lata została już wytyczona, ale nie jest tak, że nie da się z niej zawrócić" - konkluduje.

"Tagesspiegel" wskazuje, że jednym z nielicznych czynników ograniczających rosnącą władzę Erdogana jest Nacjonalistyczna Partia Działania (MHP), z którą AKP utworzyła sojusz wyborczy. Oznacza to jednak, że "kiedy już na Erdogana będą wywierane naciski, to będą pochodziły od skrajnej prawicy, a nie zwolenników demokratycznych reform".

>>> Czytaj też: Komisja sprawiedliwości PE za uruchomieniem art. 7 wobec Węgier